sobota, 28 marca 2015

Libertariańskie brednie, czyli jak zbudować drugi Niger

Nieco ponad rok temu (3 marca 2014) wpis na „Antysocjalu” poświęciłem postaci księcia Franciszka Ksawerego Druckiego – Lubeckiego, jednej z najwybitniejszych postaci w historii gospodarczej Polski.
Jak już pisałem, należy do grona tych wielkich Polaków, którzy w pamięci rodaków nie zajmują godnego siebie miejsca. W końcu podobnie jak i wielkopolscy „organicznicy” w Wielkim Księstwie Poznańskim, tworzył fundamenty życia gospodarczego Kongresówki. I jak na dziewięć lat pracy na stanowisku ministra skarbu Królestwa Polskiego, zdziałał zadziwiająco dużo. Nie dziwi mnie zatem to, że w Warszawie znalazłem aż dwa jakże skromne symbole pamięci o nim. Są to tablica na ścianie budynku, w którym mieścił się założony przezeń, a kierowany przez hrabiego Ludwika Jelskiego Bank Polski. Drugą jest plakietka przymocowana do pnia kasztanowca posadzonego w roku 1827 przez księcia obok ówczesnego gmachu Ministerstwa Skarbu.
To, że „organicznicy” nie cieszą się w Polsce nawet niewielkim szacunkiem i z panteonu bohaterów narodowych zostali wyeksmitowani przez entuzjastów romantycznej bohaterszczyzny, wiem od dawna. Więc ataki z tej strony na ludzi pokroju księcia Druckiego – Lubeckiego nie dziwią mnie ani trochę. Natomiast nie jestem w stanie zrozumieć, gdy głusi na realia ekonomiczne okazują się tak zwani „leberałowie”. Dla uniknięcia nieporozumienia od razu dopowiem, że mam na myśli talibów, dla których liczy się wyłącznie idea w rodzaju samoposiadania, samogwałtu i innych zosizmów – samosizmów. Najczęściej nazywają siebie libertarianami.
W tegorocznym marcowym numerze „Historii – Uważam Rze” zamieszczono krytykancko – ironiczny artykuł Jakuba Wozińskiego, zatytułowany „Pan Monopol”. Autor zarzuca księciu wręcz upośledzenie rozwoju gospodarczego Kongresówki na wiele dekad. Z bardziej konkretnych zarzutów lista zbrodni Druckiego – Lubeckiego obejmuje:
  1. Zrównoważenie budżetu
  2. Ustanowienie monopoli państwowych
  3. Założenie banku centralnego, budowa infrastruktury, tworzenie górnictwa i przemysłu
  4. Odżegnanie się od Powstania Listopadowego
Zajmijmy się tym stekiem „leberalnych” bredni.
Ad 1.
Po Kongresie Wiedeńskim skarb Królestwa Polskiego po stronie długów miał kontrybucję nałożoną przez Rosję oraz zobowiązania względem innych państw (choćby Saksonii, z którą Księstwo Warszawskie połączone było unią personalną). Zaś po stronie aktywów, tyle tylko że były to „złe długi”, przede wszystkim niespłacone kredyty polskich ziemian (reperkusja „kwot bajońskich”). W tej sytuacji spłata długów i zrównoważenie budżetu wymagało ściągnięcia tychże należności. A skoro z ich wyegzekwowania czyni się ministrowi skarbu zarzut, a z drugiej strony „leberałowie” zawsze głoszą konieczność tworzenia budżetów bez deficytu, taki dualizm trąci rozdwojeniem jaźni.  Bo wygląda mi na to, że poglądy „leberałów” na budżet dzielą się na nieparzyste i parzyste. Innego klucza w tym bełkocie nie widzę.
Ad 2.
W kwestii monopoli (przede wszystkim tytoniowego, spirytusowego i solnego) autor pamfletu łaskawie cytuje ministra, który powiedział:
„Dałby Bóg, żeby ta rola Rządu skończyła się jak najrychlej”.
Tyle tylko że z lekkością motyla prześlizguje się nad faktem, iż książę Franciszek funkcję ministra skarbu sprawował tylko DZIEWIĘĆ lat. A obciążanie go odpowiedzialnością za politykę skarbową w latach późniejszych, godne jest pisarczyków GW no Prawda. Na łamach dodatku do „Uważam Rze” takie łajdactwo nie przystoi.
Ad. 3.
Pamflecista łaskawie zgadza się z tezą, iż wedle dzisiejszych kryteriów funkcjonowanie banku centralnego jest uzasadnione. Ale zaraz przytacza informację, iż wedle dziewiętnastowiecznych ekonom(ist)ów jego istnienia nie uważano za konieczne. Z jednej strony przyznaje, iż emisja pieniądza papierowego za rządów Druckiego – Lubeckiego nie wiązała się z nadmiernym jego drukowaniem. Ale zaraz potem libertariańska słoma wyłazi z butów. Postawiony bowiem jest zarzut, iż kapitał banku posłużył do wielkich inwestycji w przemysł, górnictwo i infrastrukturę. Bo przecież inwestować w te dziedziny „wolno jedynie kapitałowi prywatnemu”. Zajmijmy się tym stekiem bredni.
W Nigrze eksploatacją wielkich złóż rud uranu (trzeci producent tego ultra strategicznego surowca na świecie) zajmuje się głównie kapitał francuski. Niewątpliwie prywatny. Zyski budżetu tego kraju i jego mieszkańców z tego tytułu na kolana nie rzucają, bo PKB per capita wynosi nieco ponad 400 USD. 
A kto miał w takim razie inwestować w Kongresówce w ten przemysł w Zagłębiu Staropolskim i górnictwo w Zagłębiu Dąbrowskim? Niemcy, być może Francuzi, czy Anglicy. I byłoby „leberalnie” jak cholera.
„Leberalnym” matołom pragnę przypomnieć, że praktyka inwestowania rządu w budowę dróg była powszechna nie tylko w Rosji (jak twierdzi autor pamfletu), ale i w Prusach czy Francji. Przytoczony przezeń przykład brytyjskich inwestycji prywatnych w drogownictwo to raczej wyjątek od reguły. A jakie znaczenie dla gospodarki ma sieć dróg, jest w stanie zrozumieć chyba nawet libertarianin po uruchomieniu swoich obydwu szarych komórek.
No i ta zbrodnia, jaką była budowa Kanału Augustowskiego. Polskie płody rolne spławiane Wisłą do Gdańska były obłożone wysokimi pruskimi cłami. Dlatego książę Drucki - Lubecki przeprowadził z sukcesem budowę Kanału Augustowskiego, łączącego ziemie Kongresówki z Bałtykiem poprzez Niemen. Prusacy wystraszyli się budowy, bowiem nie wiedzieli, że inwestycja nie przewiduje budowy przy ujściu Niemna do Bałtyku portu o zdolności przeładunkowej wystarczającej dla polskiego eksportu rolnego. Zatem obniżyli cła. Licząc na rewanż, wystąpili do Rosji o obniżkę ceł na swoje towary eksportowane do Chin. Drucki – Lubecki wykorzystał swoje petersburskie koneksje by wytłumaczyć otoczeniu cara, że takie posunięcie byłoby niekorzystne dla rosyjskiego budżetu. I Prusy zostały z ręką w nocniku. Rok temu poprosiłem o jakikolwiek inny przykład ogrania przez Polaka Niemców w negocjacjach gospodarczych niczym smarkaczy. Do dzisiaj nikt mi czegoś takiego nie przytoczył.
Ad. 4.
Pamflecista ironicznie napisał, że w chwili wybuchu Powstania Listopadowego zakończyła się „przygoda księcia Franciszka z Polską”. Istotnie wyjechał wtedy z Warszawy do Petersburga, próbując znaleźć jakieś strawne dla cara Mikołaja I rozwiązanie awantury, w którą Królestwo Polskie wciągnęło stu sześćdziesięciu rozgorączkowanych młokosów. Zabiegi te nie przyniosły żadnych rezultatów, bo i w powstałej sytuacji przynieść ich nie mogły. Jako były oficer, do tego doskonale umiejący liczyć i znający takie obce niemal wszystkim współczesnym mu Polakom pojęcia, które dzisiaj nazywamy logistyką, od samego początku nie miał cienia złudzeń co do nieuchronnego finału tego szaleństwa. Osiadł w swym majątku na Grodzieńszczyznie, zajmując się sprawami rodzinnymi (był ojcem dwóch synów i pięciu córek). Nie wyemigrował a jego majątek pozostał w polskich rękach. Niewybaczalna wina.
Do tej pory z teoryjkami o „państwie – nocnym stróżu” oraz głoszeniem wyższości idei nad realiami ekonomicznymi i racją stanu spotykałem się w sieci głownie w wykonaniu młodocianych idiotów. Pokroju „milky way to nowhere”, linkowanego jedynie z litości na jednym z odwiedzanych przeze mnie blogów.  Czy „realistów” tłumaczących mi, że wykupienie Rafinerii Gdańskiej przez Gazprom niczym Polsce nie grozi, bo Gazprom, czyli najważniejszy rodzaj broni armii rosyjskiej, to … prywatna firma! Ale jeśli leberidiotyzmy wypisują ludzie legitymujący się już dowodem osobistym, pozostało mi zacytować Milom:
„W polskim internecie spotkałam kilku pełnoletnich libertarian. Ale żadnego z nich nie można nazwać dorosłym człowiekiem”.

Stary Niedźwiedź

niedziela, 22 marca 2015

Satanizm, czyli przykład idzie z Hameryki

Słyszeliśmy ostatnio o profanacji kościoła w Częstochowie i zapewne wielu z was powie, że ten akt wandalizmu satanistów to tylko jeden przypadek bezmózgich małolatów, a zjawisko satanizmu jest w naszym kraju marginalne. Otóż nie do końca. Jeszcze nie mamy takiego problemu, jak USA, ale powoli zmierzamy w tym kierunku. Zaczyna się od zapraszania Adama Darskiego vel Nergala do programu w TVP (podobno mającej misję); zaczyna się od noszenia przez celebrytkę kolczyków z odwróconym krzyżem i od "autorytetów", które takich poczynań bronią (jak ksiądz Boniecki). To są małe kroki w kierunku oswajania zła. Na temat "myśli zebranych" Aleistera Crowleya (okultysty, który popierał składanie ofiar z ludzi o raz zwierząt), jakiś redaktor pisze tak: "Aleister Crowley znany jest przede wszystkim ze swej charyzmatycznej, kontrowersyjnej osobowości (...) Ów niepokorny mistyk, którego podstawową bronią magiczną był sceptycyzm, w sposób bezlitosny rozprawiał się z dogmatami religii i filozofii, pozostawiając tym samym swój własny, unikalny wkład nie tylko w dwudziestowiecznym okultyzmie, lecz i w dziejach ludzkiej myśli". Jeśli młodzi ludzie dowiadują się, że okultyzm jest atrakcyjny, że przynależność do grona crowley'owskich świrów da im niezależność i że Nergal może być materiałem na autorytet, to trudno się dziwić, że zaczynają przesiąkać relatywizmem, antychrześcijaństwem, a za ileś lat lądują w psychiatryku, albo - jak "urocza" Zuzanna M., która zamordowała rodziców swego gacha - za więziennymi kratami. Ogłupianie społeczeństwa i robienie z niego stada socjopatów zaczyna się właśnie od takich niepozornych ruchów, jak zaproszenie Adama Darskiego do znanego programu w TVP i uznania go za równorzędnego partnera w dyskusji. Warto wiedzieć, że Nergal to nie tylko "mroczny" entourage, ale i teksty przepełnione nienawiścią czy nawoływaniem do mordu ("Chwała mordercom św. Wojciecha" - zawiera słowa o planie zamordowania papieża). Taki bełkot na pewno nie wpływa pozytywnie na psychikę młodych odbiorców, a tymczasem nasz "artysta" przedstawiany jest jako uroczy dżentelmen, któremu zdarza się tylko raz na jakiś czas przywdziać upiorne szatki i ryknąć do mikrofonu. Ale mało kto z tych, którzy go tak gorąco bronią, zadał sobie trud, żeby przeanalizować to, co zawierają jego teksty.
Jak jest dziś w Polsce? Niedawno sataniści dokonali profanacji kościoła w Częstochowie. Dwa lata temu zniszczyli sanktuarium na Górze Chełmskiej [1], bazgrząc na ścianach symbole satanistyczne i niszcząc tablicę, upamiętniającą wizytę JPII i prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Zaś na kamieniu upamiętniającym uczestników powstania listopadowego, wymalowali odwrócony krzyż. W mediach głównego nurtu - cisza, jak makiem zasiał. Tak samo cicho było o zniszczonym w Zalesiu Dolnym (pod Warszawą) kościele, na którego drzwiach grupa pomyleńców nagryzmoliła: "Gińcie", albo: "Chwała szatanowi". Dwa lata temu miały też miejsce dewastacje cmentarza w Łagiewnikach. W 2007 roku grupka nastolatków z Wąchocka, posiadająca w mieszkaniach symbole satanistyczne i zrabowane z cmentarzy krzyże, z zimną krwią zamordowała starszą kobietę (wstrzykując jej denaturat i zadając ciosy tępym narzędziem). Tragedia wstrząsnęła nie tylko Wąchockiem, ale i krajem. Choć nadal większość bagatelizuje zjawisko satanizmu. Wprawdzie jesteśmy krajem katolickim, ale od kilku ładnych lat pracują nad nami "inżynierowie" społeczni, którzy próbują wpoić nam moralne teorie względności. Powoli odnoszą coraz większe sukcesy. No i oczywiście od kilku lat na tapecie jest kościół jako wróg publiczny.
To prawda, że do Ameryki na razie bardzo nam daleko. Ale problemy, z jakimi zmaga się społeczeństwo za Oceanem, powinno być dla nas przestrogą. Zacznijmy od tego, że na Florydzie organizacje satanistyczne wygrały batalię o uznanie "religii satanistycznej" za równorzędną z innymi. Zgodnie z wyrokiem sądu, można w tamtejszych szkołach rozprowadzać książeczki czy broszurki o praktykach satanistycznych. I tak też się stało - członkowie The Satanic Temple wędrowali po szkołach w hrabstwie Orange, by rozdawać dzieciom "Wielką księgę łamigłówek dla dzieci satanistycznych". Oczywiście do tych "niewinnych" kolorowanek dołączone były już konkretne informacje na temat funkcjonowania sekty satanistycznej i jej dogmatów. Rzecznik Satanic Temple jest zadowolony, bo twierdzi, że "dzieci będą mogły wybrać coś dla siebie z szerokiego wachlarza". [2]
Ktoś powie, że to marginalny problem? W tej chwili z pewnością nie, bo satanizm w USA od dawna wychodzi z niszy i ma status "religii", a o jego praktykach można - całkiem poważnie - rozprawiać na wielkiej i szacownej uczelni, jaką jest Harvard University w Newtown. Rok temu harvardzcy członkowie klubu kultury (sic!) uczestniczyli w "Czarnej Mszy", a celem tego widowiska było "badanie kulturowych aspektów Czarnej Mszy", czyli jak wepchnąć obłąkaną sektę do głównego nurtu dziedzictwa. Organizatorem tej imprezki było oczywiście Satanic Temple, a jej rzecznik przekonuje, że dzięki tej mszy, studenci mogą "wyrazić sprzeciw wobec dusznej atmosfery Kościoła". Rzecz jasna, ulotki reklamujące to-to wędrowały po calutkim kampusie. [3]
Kościół Szatana w USA pokazuje polskim hochsztaplerom spod znaku pentagramu, jak zwyciężać mają. Metodą małych kroczków. W USA sataniści nie są już dawno pokorną mniejszością, ale domagają się swoich symboli w miejscach publicznych. Tamtejszy Kościół Szatana przedstawił projekt pomnika szatana, który miałby stanąć przy Kapitolu w Oklahomie, gdzie znajduje się rząd stanu. To cudeńko ma zastąpić monument z przykazaniami biblijnymi. [4]
Homoseksualni wyznawcy Kościoła Szatana organizują "różowe msze", czyli pocałunki francuskie oraz inne przyjemności nad grobem Freda Phelpsa, czyli baptysty, który był zaciekłym aktywistą antyhomoseksualnym. Nad grobem pastora co jakiś czas można zobaczyć, jak ślinią się dwaj panowie czy dwie panie. [5] Oczywiście nikt nic z tym nie robi, bo profanować grób pastora o konserwatywnych poglądach można akurat do woli. Mało tego, homoseksualni sataniści na cmentarzu w Westboro Baptist Church w Meridan odprawiali rytuał, który polega na zamienianiu pochowanych tam baptystów w gejów.
Oczywiście satanizm to nie tylko problem USA. W Walii funkcjonowała grupa satanistów, która wykorzystywała dzieci do orgii seksualnych i zmuszała je do prostytuowania się, celem zapewnienia szajce dochodów. Annabelle Forest już jako małe dziecko musiała obserwować orgie swojej matki i jej kochanków. W wieku 11 lat sama do tych orgii dołączyła, ale najpierw przywódca sekty musiał ją zgwałcić! Potem już brała udział w tym procederze, a zwyrodnialcy zapewniali ją, że to co robią, jest dobre (ciekawe, co by powiedzieli zwolennicy moralnej teorii względności!). Przez sektę i przez sypialnię dziewczynki "przewinęło się" prawie dwa tysiące mężczyzn w czasie całego jej pobytu w tym burdelu (a była w nim do 18 roku życia). Oczywiście to nie jedyne dziecko, które brało udział w orgiach. Sataniści zapewniali, że seks z dzieckiem zapewni każdemu przychylność szatana, dlatego werbowali coraz więcej dzieci swoich krewnych. Na szczęście gehenna tej biednej dziewczyny się skończyła - co więcej, pomogła ująć lidera pedofilsko-satanistycznej szajki i wydała książkę "The Devil on The Doorstep". Książkę ten powinien przeczytać OBOWIĄZKOWO każdy socjopata, który twierdzi, że państwo nie ma prawa ingerować w wychowywanie przez satanistów dzieci, bo to taka filozofia, jak każda inna, a sataniści mogą być miłymi sąsiadami :) [6]
Wśród prominentów USA również nie brakuje wyznawców szatana. W Północnej Karolinie dwoje członków Partii Demokratycznej (kobieta oraz jej mąż) zostali oskarżeni o satanistyczny gwałt i porwanie. On (Joseph Craig) więził i gwałcił swoje ofiary, a ona (Joy Johnson) sobie to oglądała. [7] Przypadków morderstw "inspirowanych" satanizmem są setki nie sposób ich wszystkich wymienić. Wiem za to jedno: sataniści dochodzą do głosu wszędzie tam, gdzie chrześcijaństwo jest słabe, a moralna względność lansowana jest na każdym kroku. Właśnie w tych rejonach sataniści wychodzą z niszy, powoli przenikają do struktur. Tworzą swoiste "elitarne kluby", niejednokrotnie zrzeszające amatorów dzieci. A ulotki wędrujące po szkołach i kampusach ziarno w umysłach młodych ludzi zasiały. Niejaki Richard MCroskey uwielbiał pentagramy i pozował przy grobach, wykonując obsceniczne gesty. Dewastował cmentarze i miał z tego frajdę. Nie trzeba było długo czekać, aż zrealizuje swoje marzenie - dokonał masowego mordu zwanego "Farmville Murders". Zaczęło się od dewastowania grobów, a skończyło w więzieniu. [8]
Nie starczy miejsca na opisy kolejnych przykładów bestialskich mordów, których motywem był satanizm. Ograniczę się tylko do konkluzji na temat przyszłości Polski. Wiele osób myśli: "Hameryka daleko, nas ten problem nie dotyczy". Na razie nie mamy w kolekcji tylu masowych morderców, ale grunt jest wyjątkowo podatny. Jak słusznie zauważył w jednym z komentarzy Adam Grudziński, żyjemy w bardzo ciężkich czasach. Młodzi ludzie nie mają perspektyw i mogą dojść do wniosku, że czas szukać czegoś innego. Czegoś bardziej ekscytującego, niebezpiecznego. Młodzi będą szukać przynależności. I takie "atrakcje" zaoferują im sataniści. Rytuały, apologia zła, poczucie wyjątkowości i łatwy seks. Bez hamulców i bez zasad. Jeśli sytuacja gospodarcza się nie poprawi, a do tego pozycja kościoła osłabnie, to młodzi ludzie mogą szukać alternatyw. Skoro rodzice nie mają czasu na wychowywanie, nauczyciele mają być tylko urzędnikami, a jakieś autorytety mówią, że "wszystko jest względne", to takie dziecko wychowa właśnie Nergal. A potem kumple z sekty. Sądząc po liczbie bestialstw dokonanych ostatnio przez młodocianych i sądząc po liczbie dewastacji przybytków katolickich, problem może być znacznie większy niż nam się wydaje. Dlatego trzeba reagować na każdą próbę oswajania zła.
[1] 
http://niezalezna.pl/45876-profanacja-sanktuarium-pamieci-papieza-i-prezydentow-rp

Flavia de Luce

poniedziałek, 16 marca 2015

Homoseksualiści a "geje"

Na naszej witrynie nie raz wyrażaliśmy swoje zdanie o urojeniach "hominternu", któremu ich dewiacja ewidentnie zablokowała procesy myślenia w kwestiach nie dotyczących bezpośrednio realizacji popędu płciowego. Chcąc na siłę udowodnić, że patologia jest fizjologią, związek jednopłciowy nazywają „rodziną”. I niestety już w wielu krajach udało im się zwyczajnych ludzi do tego stopnia ogłupić, że tamtejsze legislatury to zatwierdziły. A żeby takie „rodziny” upodobnić do rodzin bez cudzysłowu, metodą salami wywojowali z kolei prawo do „adopcji” dzieci. Co zamożniejsi posuwają się dalej i znajdują kobiety, które za odpowiednią opłatą godzą się na pobranie komórki jajowej, zapłodnienie jej spermą „geja”, a następnie implantowanie jej do swojej macicy i urodzenie dziecka. Symbolem tej rewolucji obyczajowej jest Anne Marie Casson, która została surogatką dla swojego syna, homoseksualisty. Pani Anne-Marie będzie zarówno matką, jak i babcią niedawno urodzonego dziecka. Zaś jego ojcem jest brat. Bardzo ciekawy eksperyment genetyczny, ciekawe tylko, czy nie pozostawi aby śladów w psychice dziecka? Oczywiście brytyjski sąd nie widzi nic złego w tym, by dziecko było wychowywane w tak „oryginalnej” rodzinie. Gdyby syn był heteroseksualny, groziłyby im prawne konsekwencje kazirodztwa. Przykład powyższy świadczy o tym, że konsekwencje te zarezerwowane są dla heteroseksualnych podludzi.

„Merdia” głównego ścieku nie mają monopolu na takie zatruwanie ludzkich umysłów. W polskim internecie też nie brak wszelakiego postępactwa, zawzięcie walczącego o zaszczytny tytuł „advocatus sodomitorum”. Pokroju choćby (od)bytu, dla którego stosunek do pederastii jest miarą wszechrzeczy, czy rozkosznej dzidzi piernik, stosunek do dewiacji uznające za miernik jakości społeczeństwa.
Więc tym bardziej zdumiała nas wiadomość podana w poniższych linkach:
Stefano Gabbana i Domenico Dolce, dwaj bardzo znani projektanci mody i właściciele topowej marki Dolce&Gabbana, są homoseksualistami. Ale ich orientacja nie zaburza im procesów logicznego myślenia. Bowiem w wywiadzie dla pisma „Panorama” czarno na białym powiedzieli, że rodziną jest wyłącznie związek kobiety i mężczyzny. „Homoadopcje” uznali za zło, skrytykowali też „in vitro”, stwierdzając że „prokreacja musi być aktem miłości”. W stosunku do szulerskich sztuczek, czynionych by dziecku przekazać materiał genetyczny homoseksualisty, użyli takich określeń, jak „wynajmowanie macicy” i „wybieranie nasienia z katalogu”.
Po opublikowaniu tego wywiadu istnej miesiączki (w odniesieniu do tego środowiska kolokwialnie zwanej „słynną praczką”) dostał(a) podwójna sława, bo najbardziej znany muzyk wśród "gejów" i najbardziej znany "gej" wśród muzyków, czyli Elton John. Piorunując projektantów zwłaszcza za opinie na temat in vitro, które przecież pozwoliło parom homo na zrealizowanie marzenia o posiadaniu dzieci. Ich pogląd w tej kwestii jest rzekomo równie anachroniczny jak stroje autorstwa projektantów. Argument idiotyczny w świetle faktu, iż do tej pory systematycznie ubierał(a) się w tej firmie. I wezwał(a) do bojkotu.
Pozostało mieć nadzieję, że w przypadku firmy Dolce & Gabbana nastąpi analogiczny efekt, jaki w skali mikro miał miejsce w Polsce w odniesieniu do piwa produkowanego przez pana Marka Jakubiaka. Po wyśmianiu przezeń przygłupa, któremu obijany przez wiele lat łeb nakazał pochwalić pedalstwo, pan Marek został okrzyknięty homofobem. Co znacznie zwiększyło sprzedaż naprawdę dobrych piw, produkowanych w należących do niego browarach. Obecnie można je dostać nawet w marketach, w których dawniej pojawiały się jedynie piwa produkowane przez wielkie koncerny piwowarskie. No cóż, postęp postępem ale business is business.
Musimy pogratulować panom Dolce i Gabbana zdrowego rozsądku, elementarnej przyzwoitości i odwagi. Bo furiacki atak "hominternu" na nich jest więcej niż pewny.

Stary Niedźwiedź i Flavia de Luce

piątek, 13 marca 2015

Galeria Nadludzi

Do napisania tego tekstu zainspirował mnie komentarz pewnego dochtóra nauk wszelakich, który sugeruje interlokutorowi, że nie ma żadnej wiedzy na temat antypolonizmu dużej grupy Żydów, mieszkających obecnie w Polsce. Komentator, który wątpi w antypolonizm współczesnych Żydów, najwyraźniej przeoczył ostatnią słynną apostrofę do „polskiego chama”, która wyszła spod klawiatury niejakiego profesora Jana Hartmana. 
Który to znalazł okazję, żeby dać upust swojej zoologicznej nienawiści do Polaków, a przy okazji również zdradzić, co planują zrobić z naszym krajem inny reprezentanci Narodu Wybranego („wyślemy wasze dzieci w świat”; „będziemy szturmować wasze szkoły”). Ale przecież to nie jest nienawiść do Polski – gdzie tam! Stosowanie zasady zbiorowej odpowiedzialności to zapewne przywilej każdego „Nadczłowieka”. Gdyby jakiś profesor powiedział – przypuśćmy – o tym, że Nadludzie trzęsą mediami – to ani chybi spotkałby się z elaboratem na trzy strony komentatora Anty. Który tropi „nietolerancję”, jak nikt inny i jest gotów wytknąć ją przy każdej okazji – no, chyba że ktoś „przejedzie się” po heteroseksualnym Polaku. Wtedy jest cacuś-glancuś i żółwik.
Zacznę od antypolonizmu postaci mniej znanej, ale odznaczonej za swoją parszywą działalność przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ową odznaczoną jest Alina Cała, która stwierdziła kiedyś, że „Polacy są w pewnym sensie odpowiedzialni za śmierć 3 milionów ŻYDÓW”. I która nie widzi niczego nagannego w rozmywaniu winy Niemców stwierdzeniem, że „Holocaust to projekt europejski”, bowiem Niemcy w zasadzie jedynie „stworzyli warunki”. *
Jeśli chodzi o żydowskie tuzy nauki, to swego czasu karierę zrobiła „metafizyczna” Barbara Engelking, której coś się pozajączkowało i powiedziała w studiu „Stokrotki” Olejnik, że my wszyscy ponosimy METAFIZYCZNĄ odpowiedzialność za śmierć milionów Żydów. Okazało się, że śmierć goja to nic specjalnego, ale śmierć Żyda jest „metafizyczna”. Jej wypowiedź „wypłynęła” w okresie narodowej ekspiacji, którą wywołały paszkwile Grossa.


Trudno też czuć szacunek do Adama Michnika, który opowiada na spotkaniu z Żydami w Australii, że jego pobratymcy szykują w naszym kraju ekspansję. Tak samo trudno czuć szacunek do jego „wychowanków”, piszących dla „Gazety” takie teksty, jak ten o Żołnierzach Wyklętych z 2014 roku, autorstwa Klausa Bachmanna (nazwisko warto zapamiętać): „W ten sposób walczący z przekonania, zwykli rabusie, ludzie bez wyjścia i nadziei znajdują się w jednym wspólnym worku ofiar komunistów. Chodzi o to, aby za pomocą słów wytrychów tworzyć sztuczne, ale historycznie ugruntowane antagonizmy. W ten sposób w kraju bez komunistów będziemy mieli radykalnych, niezłomnych antykomunistów, którzy będą mogli walczyć z wyimaginowanymi komunistami, to znaczy tymi, którzy nie powołują się na mgliste dziedzictwo „wyklętych” i sami nie roszczą sobie pretensji do tego, że ktoś ich wyklął.” *** Od mistrzów na pewno uczył się redaktor Onetu, Mateusz Zimmermann, który w swoim tekście stawia znak równości między UPA i Armią Krajową. Szkoda, że nikt szczególnie na ten tekst nie zwrócił uwagi: „Na plebanii i w cerkwi akowcy znaleźli broń i amunicję. Zginął pop Łemcio, którego miejscowi Polacy podejrzewali (skądinąd słusznie) o współpracę z OUN i UPA. "Bili go kołkami i cepami, potem wciągnęli na cmentarz i zastrzelili".****
 Zastanawiam się, na jakiej planecie trzeba żyć, żeby nie zauważyć niechęci, jaką darzą Polskę i Polaków Żydzi? Którym zresztą wolno zdecydowanie więcej. Bo okazuje się, że nawet niewinny żart z Szewacha Weissa wywołał taką burzę, że nawet Władysław Bartoszewski obudził się z letargu i podniósł larum. A żart był naprawdę przedni. Weiss mówi do Tuska: „Słuchaj. My wyślemy do was zdrowe i soczyste pomarańcze z Hajfy, a wy nam dacie stare zrujnowane kamienice” J Oczywiście autorzy tego dowcipu MUSIELI wystosować przeprosiny do środowisk żydowskich.

Nawet Żydzi polskiego pochodzenia, robiący kariery w Hollywood, niespecjalnie za swoim krajem przepadają. Sam reżyser nagrodzonej Oscarem „Idy” przyznał, że Helena Wolińska, czyli stalinowska prokurator, była dla niego „miłą oraz uroczą staruszką” (doprowadziła do skazania i zamordowania generała „Nila”), a czyny, jakich się dopuściła, zostałyby jej na takim „cywilizowanym” Zachodzie przebaczone. Poza tym – zdaniem reżysera – każdy może kiedyś zbłądzić. O ile jest Żydem! 
 *http://www.rp.pl/artykul/310528.html
**http://niezalezna.pl/62575-blumsztajn-przywroci-czterech-spiacych-nie-zapomnijmy-o-wdziecznosci-dla-poleglych-soldatow
***http://www.prawy.pl/z-kraju/4586-gazeta-wyborcza-o-zolnierzach-wykletych-to-zwykli-rabusie
****http://wiadomosci.onet.pl/pawlokoma-strach-odwet-pojednanie/7c5j4
  
Flavia de Luce






poniedziałek, 9 marca 2015

Trzysta tysięcy

Ponieważ licznik wejść na „Antysocjal bis” wskazał przed chwilą jubileuszowe trzystutysięczne, pozwolę sobie podzielić się kilkoma refleksjami na temat mojej działalności na obydwu „Antysocjalach”.
Na tę witrynę, działającą na platformie „onetu”, trafiłem przypadkiem na początku roku 2007. Prowadzili ją dwaj poznańscy działacze młodzieżówki ówczesnego UPR, licealista „Noka” i student ekonomii „Kot Behemot”. Zacząłem komentować, po jakimś czasie przesłałem Noce mój pierwszy tekst, wykpiwający w konwencji Dzikiego Zachodu pożar w pospezetpeerowskim burdelu. Który wtedy wybuchł po opublikowaniu przez Aleksandra Gudzowatego szczerych opinii Józefa Oleksego o swoich partyjnych kamratach. Tekst spodobał się i został opublikowany.Po nim poszły następne.
W połowie roku 2008 Noka zaproponował mi przejęcie prowadzenia witryny. Bowiem studia, plany osobiste oraz działalność w UPR nie pozostawiały mu już czasu na administrowanie blogiem. Propozycję przyjąłem i od połowy 2008 samodzielnie administrowałem witryną. W tym czasie zacząłem się oddalać od ideologii liberalnej. Bowiem dla mnie najważniejsza jest polska racja stanu, zaś mój konserwatyzm nie jest aksjomatem, a jedynie wyborem ideologii, która w moim przekonaniu najlepiej służy temu celowi w warstwie politycznej. Zaś w kwestiach religijno – moralnych doskonale pasuje do mojego protestantyzmu. Muszę oddać Noce sprawiedliwość, że gdy był jeszcze administratorem naszej witryny, bez oporów zamieszczał moje krytyczne uwagi pod adresem brewerii JKM. Ale gdy zapewne nastoletni komentatorzy zaczęli domagać się sprzedaży na giełdzie akcji Rafinerii Gdańskiej (wraz z jedynym w Polsce terminalem, mogącym odbierać znaczące ilości ropy z tankowców), zapaliło się czerwone światełko. Bowiem na moje stwierdzenie, że wtedy tę rafinerię wykupiłby Gazprom, usłyszałem że …nie byłoby w tym nic złego, bo przecież jest to prywatna firma!!! I wtedy zrozumiałem, że z ortodoksyjnym liberalizmem nie jest mi po drodze.
Od dłuższego czasu zwracałem uwagę na zwięzłe, a jakże pełne treści komentarze Dibeliusa, będące swoistymi limerykami. Więc zaproponowałem Mu stała współpracę i od jesieni 2008 do tejże pory roku 2012 witrynę prowadziliśmy wspólnie.
Korzystając z okazji, musze podkreślić olbrzymie zasługi Dibeliusa dla „Antysocjala”, najlepiej widoczne w dziedzinie uporządkowania nazewnictwa i stworzenia kanonu terminologii, który będzie na tej witrynie obowiązywać już zawsze, a już na pewno tak długo, jak długo będzie istnieć odrażający socjalistryczny twór oficjalnie noszący nazwę Związek Socjalistycznych Republik Europejskich. A de facto będący IV Rzeszą. Biorąc to pod uwagę, czcigodny Dibelius na pewno nie miałby nic przeciwko temu, aby jedna z jego klasyfikacji się zdezaktualizowała i z chęcią by ją wtedy zaktualizował. Mam na myśli tę, która społeczeństwa krajów europejskich dzieli na trzy grupy: pasożytnicze elity, pasionych socjalem beneficjentów systemu oraz donatorów. Z których podatków utrzymywany jest ten chlew.
Porażająco trafne jest też spostrzeżenie Dibeliusa, że eurolewactwo pozostało bez swojego niegdysiejszego elektoratu, jakim kiedyś byli robotnicy. Więc musiało sobie stworzyć „proletariat zastępczy”. Złożony ze zboczeńców, narkomanów, proaborcjonistów, ekoterrorystów, genderówców i tolerastów. Padających na twarz przed żądaniami „hominternu”, wylewających krokodyle łzy nad losem biednych przestępców. I znacznie mniej roztkliwiających się nad losem ofiar tychże przestępców. Że już o osobach leciwych, dzieciach z ubogich rodzin czy dzieciach nienarodzonych nie wspomnę. Bo sztandarowa oferta dla tych ostatnich obejmuje aborcję i eutanazję.
Trzecia ważka klasyfikacja Dibeliusa pierwotnie dotyczyła katolików. Autor podzielił ich na głębokich, powierzchownych oraz „front katechetyczny”. Nie kryjąc szacunku dla pierwszych, zrozumienia dla drugich i dezaprobaty dla trzecich. Moim zdaniem żadna ze znanych mi religii nie jest wolna od obecności w gronie jej wiernych wszystkich tych grup, choć proporcje między nimi mogą być inne.
Głównym powodem naszego przyjaznego rozstania się była ciekawość Dibeliusa odnośnie zachowań ludzkich i przyczyn tychże zachowań. Był i jest gotów rozmawiać z niemal każdym człowiekiem i studiować nawet najbardziej skurwioną psychikę. Niczym Kazimierz Moczarski, który w stalinowskim więzieniu rozmawiał z Juergenem Stroopem, likwidatorem warszawskiego getta. Aż takich zbrodniarzy na jego blogu oczywiście się nie znajdzie, ale choćby pomniejszej pkanalii nie brakuje. Co oczywiście nie oznacza, że Dibelius idzie na jakiekolwiek kompromisy w dziedzinie etyki. Artykułuje zawsze swoje stanowisko, tyle tylko że czyni to w sposób subtelny i ironiczny, czego co tępsza hołota po prostu nie zauważa. 
Mam w tej kwestii inny pogląd. Blog traktuję nie jak laboratorium, lecz jak salonik, którego progu ludzki szrot nie ma prawa przestąpić. I nie mam zamiaru tracić czasu na dogłębne studiowanie mentalnych wymiocin debili i łajdaków w oczekiwaniu, że z raz na sto powiedzą coś, co nie jest ani podłością, ani idiotyzmem.
Od września 2012 przez jakiś czas prowadziłem blok w pojedynkę. Na forum komentatorskim moją uwagę zwróciły spostrzeżenia Tie Fightera. Nawiązaliśmy korespondencję, a wkrótce miałem przyjemność poznać jego i jego rodzinę w realu. Podczas kilku długich rozmów przy kropelce tego, co ofiary "marychujany" i butaprenu nazywają „narkotykiem”, zapoznałem się z poglądami narodowców w dziedzinie ekonomii i organizacji państwa. I uznałem że w polskich realiach stanowią doskonałe uzupełnienie konserwatyzmu ze szkoły Żelaznej Lady. A od pewnego czasu tworzymy triumwirat uzupełniony o Flavię. Która na swoich blogach miała już nieprzyjemność wojować z łachudrą bez honoru, tradycyjnie trollującą pod zmienionymi nickami, ćpunem – satanistą z odsiadką w dorobku oraz obłąkaną ciotą - akrobatką, potrafiącą na cały świat patrzeć przez swój odbyt.
Obecnie tworzymy zatem triumwirat. W warstwie religijnej w pełni ekumeniczny, bo złożony z agnostyczki, katolika i protestanta, zaś wspólnym mianownikiem jest Septalog. W kwestiach politycznych i ekonomicznych jest to synteza thatcheryzmu i ideologii narodowej, z grubsza w proporcji 3:1. Nie bez kozery używam określenia „thatcheryzm”. Bowiem polski „sralon merdialny” oraz postępaccy degeneraci w blogosferze, z oślim uporem konserwatystami nazywają ludzi świętszych od papieża w kwestiach wiary, zaś w polityce i gospodarce będących socjalistami czystej wody.

Stary Niedźwiedź