Zacząć muszę od przeproszenia Szanownych Czytelników za długą przerwę w narracji, wynikającą z powodów zdrowotno – osobistych. I powracam do moich ulubionych Szwajcarów, którzy jak to zauważył Czcigodny Robert Grunholz, są chyba jedyną na świecie republiką, funkcjonującą niczym nomen omen szwajcarski zegarek. A z kolei szwajcarski przemysł zegarmistrzowski, również jak sama nazwa wskazuje, stworzyli francuscy hugenoccy imigranci oraz Polacy. A konkretnie powstaniec listopadowy, odznaczony Krzyżem Złotym Virtuti Militari porucznik Antoni Patek i zegarmistrz Franciszek Czapek.
Poprzedni odcinek moich refleksji, z braku spełnienia rygorów formalnych będących rzecz jasna jedynie felietonem a nie pracą naukową, zakończyłem w połowie XIV wieku. Kiedy to Konfederacja Szwajcarska rozrosł się już do ośmiu kantonów. Tym nie mniej Habsburgowie nie zrezygnowali z rojeń o opanowaniu ziem zasiedlonych przez wolnych i bitnych ludzi, uznając zapewne swój pogrom pod Morgarten za wypadek przy pracy. No bo jakże konne rycerstwo może być pobite na łeb, na szyję przez kilka razy mniej liczną chłopska piechotę?
Wojna Austriacko – Szwajcarska 1385-88, przez niektórych historyków zwana II Wojną Austriacko – Szwajcarską, rozpoczął kanton Lucerna, zajmując w roku 1385 należące do Habsburgów miasta Rothenburg, Sempach, Wolhusen i Entlebuch, z których wypędzono habsburskich namiestników. Do tego jeszcze Szwajcarzy próbowali nawiązać konszachty ze szwabskimi miastami, należącymi do habsburskiej strefy wpływów. Jak widać, nabrali już zaufania do własnych sił i przestali ograniczać się do działań stricte defensywnych. W odpowiedzi Leopold III Habsburg zebrał armię zaciężną i wkroczył do Szwajcarii, kierując się na Lucernę. Szwajcarzy oczekiwali ataku na Zurych i tam zgromadzili swoje siły. Ale doskonale sprawujący się szwajcarscy zwiadowcy szybko ustalili właściwy kierunek uderzenia i ich armia zdążyła się przemieścić, zagradzając drogę nieprzyjacielowi koło miasta Sempach. I tam 9 lipca 1386 doszło do bitwy.
Siły księcia Leopolda składały się z półtora tysiąca ciężkozbrojnego rycerstwa oraz dwóch i pół tysiąca piechoty, wyposażonej w długie lance. Połączone siły kantonów Uri, Schwyz, Unterwalden, Lucerna i Gersau, dowodzone przez Petermanna von Gundoldingena, liczyły 1600 piechurów, uzbrojonych w halabardy i łuki (kusze jako tradycyjną broń Szwajcarów pozostawmy legendzie o Wilhelmie Tellu).
Sempach należy do najgorzej udokumentowanych znaczących bitew średniowiecza, a do tego prawda mieszana jest z legendami, jak choćby tą o Arnoldzie von Wilkenriedzie, który miał się rzucić na lance nieprzyjacielskiej piechoty, by złamać jej szyk. Za najprawdopodobniejszą wersję jej przebiegu, przychylając się do opinii większości profesjonalnych historyków, uważam następującą.
Bitwa rozgrywana była w bardzo nierównym terenie. Austriackie i szwabskie rycerstwo ustawiło się na wzgórzu, schowane za czterema rzędami piechoty. Pomijając kwestię wertepów, szyk taki pozbawił konnicę jej podstawowego waloru, czyli manewru. A lipcowy upał w połączeniu z ciężkimi zbrojami okazał się wielkim atutem. Tyle tylko, że Szwajcarów.
Ci ostatni sformowali szyk klina i zaatakowali przeciwnika. W pierwszej fazie bitwy zginął ich dowódca Petermann von Gundoldingen, ale nie spowodowało to paniki. Klinowi udało się w końcu przełamać płytki szyk piechoty i mordercze halabardy poszły w ruch. Nieruchawe i w większości upieczone w zbrojach rycerstwo, nie stawiło Helwetom znaczącego oporu. Rycerze spadający z koni nie byli już w stanie stawiać żadnego oporu, a ich dobijanie nie miało nic wspólnego z walką i przypominało otwieranie konserw. Ci z Szanownych Czytelników, którzy pamiętają czasy PRL wiedzą, że otwarcie radzieckiej konserwy nie było łatwym zadaniem, a niekiedy użycie przecinaka i młotka było konieczne. W taki właśnie sposób skończył żywot książę Leopold, z którego zabiciem jakiś piechur nielicho się namęczył, bowiem zbroja księcia była szczególnie okazała.
Bitwa zakończyła się tradycyjnie, czyli klęska Austriaków. Poległo około 700 rycerzy i jakieś 1100 piechurów. Straty szwajcarskie wyniosły z grubsza dwustu ludzi. Szwajcarzy po raz kolejny wykorzystali teren i warunki pogodowe optymalnie. Im słynny Sun Tzu naprawdę niczym nie byłby w stanie zaimponować.
Legenda o Wilkenriedzie zaczęła się rodzić dopiero prawie sto lat po bitwie. Wzmianka o poświęceniu przez niego życia po raz pierwszy pojawia się w kronice z roku 1476. Niektórzy historycy utrzymują, że Arnold von Winkelried naprawdę istniał, tyle tylko że zginął podczas bitwy francusko – habsburskiej pod Bicoccą w roku 1522. Gdzie Rzym, gdzie Krym?
Historię o Winkelriedzie eksploatowali poeci (nawet Słowacki wspomina o nim w „Kordianie”) w epoce romantyzmu, czyli w czasach, gdy Europa pogrążyła się w ciemnocie, myślenie było nieomal zbrodnią, a dwa pokolenia Polaków zostały ogłupione ze szczętem. Ale na Antysocjalu bajek w stylu o Kraku, smoku wawelskim i Wandzie, co nie chciała Niemca, traktować serio nie wypada. Tego typu tematy pozostawiam do dyspozycji dzisiejszych bajarzy i histeryków.
Ciąg dalszy nastąpi.
Stary Niedźwiedź
Poprzedni odcinek moich refleksji, z braku spełnienia rygorów formalnych będących rzecz jasna jedynie felietonem a nie pracą naukową, zakończyłem w połowie XIV wieku. Kiedy to Konfederacja Szwajcarska rozrosł się już do ośmiu kantonów. Tym nie mniej Habsburgowie nie zrezygnowali z rojeń o opanowaniu ziem zasiedlonych przez wolnych i bitnych ludzi, uznając zapewne swój pogrom pod Morgarten za wypadek przy pracy. No bo jakże konne rycerstwo może być pobite na łeb, na szyję przez kilka razy mniej liczną chłopska piechotę?
Wojna Austriacko – Szwajcarska 1385-88, przez niektórych historyków zwana II Wojną Austriacko – Szwajcarską, rozpoczął kanton Lucerna, zajmując w roku 1385 należące do Habsburgów miasta Rothenburg, Sempach, Wolhusen i Entlebuch, z których wypędzono habsburskich namiestników. Do tego jeszcze Szwajcarzy próbowali nawiązać konszachty ze szwabskimi miastami, należącymi do habsburskiej strefy wpływów. Jak widać, nabrali już zaufania do własnych sił i przestali ograniczać się do działań stricte defensywnych. W odpowiedzi Leopold III Habsburg zebrał armię zaciężną i wkroczył do Szwajcarii, kierując się na Lucernę. Szwajcarzy oczekiwali ataku na Zurych i tam zgromadzili swoje siły. Ale doskonale sprawujący się szwajcarscy zwiadowcy szybko ustalili właściwy kierunek uderzenia i ich armia zdążyła się przemieścić, zagradzając drogę nieprzyjacielowi koło miasta Sempach. I tam 9 lipca 1386 doszło do bitwy.
Siły księcia Leopolda składały się z półtora tysiąca ciężkozbrojnego rycerstwa oraz dwóch i pół tysiąca piechoty, wyposażonej w długie lance. Połączone siły kantonów Uri, Schwyz, Unterwalden, Lucerna i Gersau, dowodzone przez Petermanna von Gundoldingena, liczyły 1600 piechurów, uzbrojonych w halabardy i łuki (kusze jako tradycyjną broń Szwajcarów pozostawmy legendzie o Wilhelmie Tellu).
Sempach należy do najgorzej udokumentowanych znaczących bitew średniowiecza, a do tego prawda mieszana jest z legendami, jak choćby tą o Arnoldzie von Wilkenriedzie, który miał się rzucić na lance nieprzyjacielskiej piechoty, by złamać jej szyk. Za najprawdopodobniejszą wersję jej przebiegu, przychylając się do opinii większości profesjonalnych historyków, uważam następującą.
Bitwa rozgrywana była w bardzo nierównym terenie. Austriackie i szwabskie rycerstwo ustawiło się na wzgórzu, schowane za czterema rzędami piechoty. Pomijając kwestię wertepów, szyk taki pozbawił konnicę jej podstawowego waloru, czyli manewru. A lipcowy upał w połączeniu z ciężkimi zbrojami okazał się wielkim atutem. Tyle tylko, że Szwajcarów.
Ci ostatni sformowali szyk klina i zaatakowali przeciwnika. W pierwszej fazie bitwy zginął ich dowódca Petermann von Gundoldingen, ale nie spowodowało to paniki. Klinowi udało się w końcu przełamać płytki szyk piechoty i mordercze halabardy poszły w ruch. Nieruchawe i w większości upieczone w zbrojach rycerstwo, nie stawiło Helwetom znaczącego oporu. Rycerze spadający z koni nie byli już w stanie stawiać żadnego oporu, a ich dobijanie nie miało nic wspólnego z walką i przypominało otwieranie konserw. Ci z Szanownych Czytelników, którzy pamiętają czasy PRL wiedzą, że otwarcie radzieckiej konserwy nie było łatwym zadaniem, a niekiedy użycie przecinaka i młotka było konieczne. W taki właśnie sposób skończył żywot książę Leopold, z którego zabiciem jakiś piechur nielicho się namęczył, bowiem zbroja księcia była szczególnie okazała.
Bitwa zakończyła się tradycyjnie, czyli klęska Austriaków. Poległo około 700 rycerzy i jakieś 1100 piechurów. Straty szwajcarskie wyniosły z grubsza dwustu ludzi. Szwajcarzy po raz kolejny wykorzystali teren i warunki pogodowe optymalnie. Im słynny Sun Tzu naprawdę niczym nie byłby w stanie zaimponować.
Legenda o Wilkenriedzie zaczęła się rodzić dopiero prawie sto lat po bitwie. Wzmianka o poświęceniu przez niego życia po raz pierwszy pojawia się w kronice z roku 1476. Niektórzy historycy utrzymują, że Arnold von Winkelried naprawdę istniał, tyle tylko że zginął podczas bitwy francusko – habsburskiej pod Bicoccą w roku 1522. Gdzie Rzym, gdzie Krym?
Historię o Winkelriedzie eksploatowali poeci (nawet Słowacki wspomina o nim w „Kordianie”) w epoce romantyzmu, czyli w czasach, gdy Europa pogrążyła się w ciemnocie, myślenie było nieomal zbrodnią, a dwa pokolenia Polaków zostały ogłupione ze szczętem. Ale na Antysocjalu bajek w stylu o Kraku, smoku wawelskim i Wandzie, co nie chciała Niemca, traktować serio nie wypada. Tego typu tematy pozostawiam do dyspozycji dzisiejszych bajarzy i histeryków.
Ciąg dalszy nastąpi.
Stary Niedźwiedź
Niech się Antysocjal tak jednostronnie naukowo nie nadyma;)Nie wypada traktować serio?
OdpowiedzUsuńMitologia narodu stanowi konstytutywną część jego kodu kulturowego i znać ją trzeba, na pewno nie mniej niż historię Szwajcarii.Czy Redakcja naprawdę tego nie rozumie i dla naukowego sznytu gotowa jest zamknąć prawdę w zegarze z kukułką?
Jeśli smarkaty Polak nie wie kim był Wilhelm Tell - to pół biedy, jeśli natomiast nigdy nie słyszał o m.in.Popielu, Kraku i Wandzie, to gotów wyrosnąć na głupkowatego czciciela POstępowego Tenkraju, kosmopolitycznego, głuchoniemego korpogłąba z wiedzą jedynie branżową i umiejętnością trzymania widelca w wyposażeniu - dla którego polskie idiomy,metafory, przysłowia, całe językowe historyczne - ogromne - bogactwo czerpiące z mitologii bajecznej - jest owocem morza martwego. Podobnie jak pewne korzenie narodowego humoru, proweniencja ocen pewnych postaw, pewne symbole funkcjonujące w świadomości zbiorowej, potoczne skróty myślowe itd,itd.
https://histmag.org/Waldemar-Lysiak-Polakow-dzieje-bajeczne-recenzja-9995
Nie wiem, czy Łysiaka z jego popularyzatorską książką zaliczy Redakcja do "bajarzy", czy do "histeryków"- jedno i drugie pasuje jak jabłko Tella do zegara z kukułką - średnio;)
Ps. Będę wdzięczny za zaniechanie obelżywych przytyków do "Statku". Moja cierpliwość się skończyła i na następne odpowiem tak, że nawet halabarda Redakcji nie pomoże, o czym otwarcie informuję;)
Kłaniam się, już można kasować;)
Andrzej Radwan
"Kłaniam się, już można kasować;)"
UsuńNie histeryzuj - nikt cię kasować na pewno nie będzie, aczkolwiek przyznać trzeba, że masz wyjątkowy tupet, żeby tu wejść i zamieścić właściwy sobie złośliwy i małostkowy komentarz.
Kochany Jugglerze
UsuńNadal próbujesz udawać wysublimowanego estetę i pouczać. Czyżbyś zapomniał, że gdy dawniej grałeś tę komedię i na blogu Flavii przebierałeś się za Cyrano de Bergeraca, w tym samym czasie plułeś na "Antysocjal" ze swej krypy w towarzystwie majtka zarzyganego od szyi po pas, a zafajdanego od pasa po pięty, który dzielnie Ci sekundował, używając obydwu znanych mu czasowników? Co w trudny do wytłumaczenia sposób jakoś w niczym nie przeszkadzało rzekomemu miłośnikowi Franca Fiszera i Małej Ziemiańskiej.
Lansujesz model patriotyzmu, który Aleksis Zorba podsumowałby słowami "Jaka piękna katastrofa, szefie!". Dla takich jak Ty czym bardziej absurdalny "heroiczny zryw", czym większe straty ludzkie, materialne i polityczne, tym większa chwała. Powstanie Listopadowe tak właśnie traktujesz. Przemykając się z lekkością motyla nad faktem, że owej nocy stu sześćdziesięciu tępych młokosów zastrzeliło takich wspaniałych ludzi, jak generałowie:
Maurycy Hauke, który w roku 1813 długo bronił przed Rosjanami Zamościa. A w Kongresówce, będąc na etacie kwatermistrza, w "czynie społecznym” stworzył w armii Królestwa najlepszą artylerię w Europie.
Tomasz Siemiątkowski, najlepszy polski kawalerzysta XIX wieku, który podczas kampanii saskiej 1813 poprowadzoną osobiście szarżą brygady kawalerii uratował przed zagładą cały korpus marszałka Neya.
Ignacy Blumer, którego twierdza Modlin kapitulowała w 1813 jako ostatnia, w armii Księstwa Warszawskiego znany jako "nieustraszony".
O generałach Józefie Nowickim, Stanisławie Potockim i Stanisławie Trębickim, z braku miejsca nie będę się rozpisywać. Ale każdy z nich był więcej wart, niż wszyscy dyktatorzy dziewiętnastowiecznych powstań narodowych razem wzięci. Ale cóż, o tych wymienionych przeze mnie, a zamordowanych przez grupę szaleńców plus pijany wódką z rozbitego składu Newachowicza motłoch, prawie nikt dzisiaj nie pamięta. Ja czczę pamięć tych bohaterów, stu sześćdziesięciu trepów plus ten motłoch pozostawiam takim patriotom, jak Ty.
Piszesz jakieś brednie o kultywowaniu pamięci narodowej. No to sprawdzam. Co Tobie i innym "martyrologom" mówią takie nazwiska jak Mikołaj Kamieniecki czy Stanisław Leśniowolski? Abyś nie musiał w panice guglować, bo niby skąd miałeś o tym wiedzieć, pomogę Tobie i powiem, że hetman wielki koronny Mikołaj Kamieniecki w roku 1512 pod Łopusznem na czele ok. 3 tys. kawalerii (niektóre źródła mówią o 5 tys.) stoczył bitwę z 30 tys. Tatarów. Wyciął w pień 24 tysiące i uwolnił kilkanaście tysięcy jasyru. A kasztelan i późniejszy hetman polny koronny Stanisław Leśniowolski w roku 1562 pod Newlem, na czele półtora tysiąca żołnierzy rozbił ponad czterdziestotysięczną rosyjską armię Kurbskiego. Ale o tym w podręcznikach historii cicho, sza, Bo to tak jakoś mało romantycznie, skoro wygrali.
O księciu Franciszku Ksawerym Druckim - Lubeckim i hrabim Ludwiku Jelskim mogłeś dowiedzieć się z "Antysocjala". Bo ci patrioci, którzy dla polskiej gospodarki pracowali czynem, a nie gębami pełnymi frazesów, też nie są z Twojej bajki.
Łysiakowi na "Antysocjalu" nikt nie będzie palić trociczek. Swoje hagiografie Napoleona pisał leżąc przed nim na twarzy. A to mocno zawęża pole widzenia.
Twój kuter rozbił się, a rozbitkowie na innych blogach kariery nie zrobili. Szczególnie "katoliczka", która wierzy w Kościół, jako że Pan Bóg widocznie nie jest jej specjalnie potrzebny do szczęścia. A jej wiara jest równie głęboka, jak drewnianego gadżetu, w Tybecie zwanego młynkiem modlitewnym.
Co sie tyczy Twoich groteskowych gróźb pod adresem "Antysocjala", tyle masz u nas do gadania, co ukraiński "rizun" w obozie księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Ale gdybyś jednak zdecydował się ponownie tu pojawić, koniecznie poproś o ochronę EwęL. Abyś w razie strachu tradycyjnie mógł się schować za jej plecami.
@TF
OdpowiedzUsuńObiecałem Ci, że jeśli będę chciał wygarnąć Redakcji to tu wejdę;)
Mam tupet? Pewnie, a coś myślał? Nie aż taki jak Ty ostatniego Sylwestra, ale może się jeszcze rozkręcę i też Cię zwyzywam;))
Komentarz jest merytoryczny jak najbardziej.
Powtórzę: czy Ty rozumiesz, czym jest kod kulturowy i co próbujecie tu Państwo amputować polskiej kulturze tą niepojętą, irracjonalną pogardą dla narodowej mitologii?
To jest kwestia narodowej tożsamości. Mit narodowy nie opowiada historii - ma ambicje większe: kreuje i przechowuje przez wieki kulturową unikalność i odrębność. Taka pogarda nie zdziwiłaby mnie w Gazowni - tutaj - na terenie narodowców jest czymś niepojętym i mam nadzieję, że jeszcze się nad tym Redakcja zastanowi, bo wstyd wtórować antypolskiemu chórowi TENKRAJU, dla którego co polskie, to gorsze albo i nic nie warte.
@Stary Niedźwiedź
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, Olę zostaw w spokoju - jej tu nie ma. Opluwasz dziewczynę i to nieobecną.
Jej sposób przeżywania wiary nie Tobie oceniać. Nic Ci do tego. Basta.A jeśli koniecznie musisz - powiedz to jej, a nie mnie - ja jej takich obelg na pewno nie powtórzę.
po drugie: Franc Fiszer klął jak szewc, Wieniawa też.Językowe dziewictwo w Ziemiańskiej
zdechłoby z głodu.A ja mam kuter, nie szkołę tańca. Nie podoba się? Trudno;)Żadnych knebli, saloników,cenzury.
Mam szacunek dla Polskich Powstań Narodowych."Lansować" można jakieś genderowe brednie.
Kultywuję co chcę i jak chcę. Moja sprawa. Ty też robisz, co uważasz. Nie podoba się?
Trudno.Na "pragmatyka"tonem politowania udzielającego rad z fotela i z wygodnej perspektywy XXI wieku mnie nie nawrócisz. Dla Ciebie patriotyzm ma jeden słuszny "pragmatyczny" czeski model - dla mnie ma wiele twarzy. Nie pluję na narodowych cmentarzach. Kropka.
Nie jestem historykiem i nie mam takich ambicji.Są tematy, które znam dobrze, ale nie podjąłbym się dyskusji z historykiem, bo rozumiem, czym jest warsztat historyka i profesjonalny stosunek do źródeł. Ma to Piotr R. Czytuję Wasze dyskusje i jestem pod wrażeniem jego wiedzy, bez urazy - głębszej niż Twoja, ale to kwestia różnicy między profesjonalizmem i pasją.
Moi goście nie robili wrażenia zainteresowanych "karierą" na "innych blogach".
A to obowiązkowe jest ostatnio? I na czym taka "kariera" polega? ;))
Łysiak jest historykiem sztuki. I pisarzem . Historykiem, podobnie jak Ty, tylko z pasji, ale bez urazy - jemu to, mimo paru wtop, nadal ciut lepiej wychodzi niż Tobie.
Napoleoniada to stare dzieje, dziś już by tak nie napisał i może szkoda, bo przeczytałbym chętnie znowu coś klasy "Szachisty"
Ja nie grożę Antysocjalowi, mówię Ci po prostu, że nie jestem jakąś anonimową An-Ką czy
Piwnicą u Fritzlów i nie pozwolę Ci bezkarnie mieszać mnie z błotem. I tyle.
Oczywiście przekażę Twoje niechętne uznanie Ewie.To cudowna dziewczyna - niech się pośmieje;)
Ukłony dla starych bywalców Antysocjala
AR
Kochany Jugglerze
UsuńPo pierwsze, z osoby stającej na głowie, by odwieść kobietę nie będącą chrześcijanką od zamiaru ochrzczenia dziecka i łżącej niczym pies o rzekomych przeszkodach, jest taka katoliczka, jak z menedżerki agencji towarzyskiej matka przełożona. Ktoś taki, mimo swej nadgorliwości rekolekcyjnej nie mający jeszcze w wieku balzakowskim pojęcia o sakramencie chrztu, na pewno nie będzie dla mnie rozmówcą w sprawach religii. Co najwyżej sporadycznie tematem rozmowy.
Po drugie, nie próbuj bezczelnie kłamać, że Franc Fiszer czy Wieniawa nieustannie używali naprzemiennie obydwu czasowników posiłkowych i przecinka na jedenastą literę alfabetu w towarzystwie kobiet. I próbować porównywać ich do aż takiego bydlęcia, jak niejaki Jarek. Nie jestem „Julianne”. Ale jeśli już musisz, to ewidentnie pomyliłeś blogi. Radzę spróbować sił w sławojce pkanalii. Znajdziesz tam kilka słuchaczek, które mogą w to uwierzyć. Choćby właśnie „Julianne” i Olę.
W kwestii historii nigdy nie dojdziemy do porozumienia A co się tyczy baśni i egend, na ogół adresowane są do małych dzieci. Jeśli w Twoim modelu blogowania modelowym odbiorcą są dzieci, którym mama czyta bajeczkę, gdy siedzą na nocniku, to gramy w innych ligach. A Antysocjal nie ma zamiaru spaść aż do Twojej.
Nie kłam, że Twoi rozbitkowie nie próbowali zrobić kariery na znanym mi blogu. Tyle tylko, że jedna gwiazda okazała się zbyt tępa, by zrozumieć obowiązujący tam regulamin. I po kasacji kilku jej inwektyw pod moim adresem, odeszła sama. A druga jej warzyszyła w rejteradzie.
And last, but not least. Znudziły mi się dusery w stosunku do kogoś, kto z własnej inicjatywy zaczął paskudzić na Antysocjala z ukrycia, a teraz ma czelność udawać Katona i mnie pouczać. Takim moralistom z koziej sempiterny mam zwyczaj odpowiadać spiżowymi słowami Aleksandra hrabiego Fredry:
Za twe względy, ja ci mogę
Do tej dupy wskazać drogę!
Co do pozdrowień, ograniczę się do EwyL która z konieczności na Twojej łajbie usiała robić za mężczyznę. Jako że innego tam nigdy nie było.
@Juggler,
OdpowiedzUsuń"Mam tupet? Pewnie, a coś myślał? Nie aż taki jak Ty ostatniego Sylwestra, ale może się jeszcze rozkręcę i też Cię zwyzywam;))"
A tak pamiętam, strasznie oburzyłeś się na użytą przeze mnie starą poczciwą "kurwę", podczas gdy hektolitry spermy, wymiocin i innego obrzydlistwa wylewane przez tego chujka Jarka jakoś ci nigdy nie przeszkadzały. Nie przypominam sobie jednak,żebym Cię zwyzywał.
Czcigodny Tie Fighterze
UsuńAż dwie teorie względności stworzył w dziedzinie fizyki Albert Einstein. Widocznie Juggler mu pozazdrościł. Jak powiedział poeta, "każdy swoich sił próbuje".
Pozdrawiam serdecznie.
"A co się tyczy baśni i legend, na ogół adresowane są do małych dzieci".
UsuńStary Niedźwiedziu, nie wolno tak odkrywać kart: nie odróżniasz mitu od legendy, nic nie wiesz o mechanizmach kultury. Bronisz "cywilizacji i kultury białego człowieka" nie mając pojęcia czym w istocie jest i była. Dla Ciebie to klocki z których wybierasz tylko te, które Ci się podobają i powstaje z tego przeraźliwie nieskomplikowany ułomny twór, który w realu - jak mawiał Conrad - "rozwiałby się przed zachodem słońca". I chwała Bogu.
Masz rację - to nie moja liga.
O odwadze i honorze porozmawiamy, gdy Ty zaczniesz rzucać obelgi sygnując je swoim nazwiskiem. Na razie jesteś anonimem, który nie ma odwagi wziąć odpowiedzialności za swoje słowa. Oczywiście nie dla mnie, ja Cię potrafię skonfrontować z tym co piszesz w sieci - face - to - face i tak zrobię. Pamiętaj.
Kopiuję zawartość tej strony, razem z Twoją odwagą.
@TF
Nie odpowiedziałeś.
Koniec gry.
Kochany Jugglerze
UsuńWlazłeś na czyjś blog i zacząłeś pouczać gospodarzy, co mają robić. Biorąc za słabość ich ciekawość i chęć przekonania się, do jakich granic może się posunąć bezczelny błazen w swoich połajankach.
Przywołałeś tu już nazwę insekta, który po kolejnej wylince występuje obecnie jako "piwnica Fritzla". To coś ze trzy lub cztery swoje nicki wcześniej, też próbowało zacząć rzdzić Antysocjalem. Z wiadomym skutkiem. Zatem jeśli wydaje się Tobie, że jesteś od niego czymś lepszym, z przykrością muszę Ciebie poinformować, że tylko tak się Tobie ubzdurało.
Bez cienia szacunku.
@Juggler,
Usuń"Nie odpowiedziałeś.
Koniec gry."
Gry? Jakiej gry? Tobie się chyba coś do końca pomieszało. Do gry trzeba dwojga, a ja nie gram w niższych ligach. Już Ci zresztą kiedyś mówiłem, że w najlepszym razie kwalifikuję Cię jako chudego koguta, więc sam chyba rozumiesz...
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńDziękuję za część drugą dziejów tego dzielnego narodu. Mój podziw do nich wzrósł, aczkolwiek konserwy szwajcarskiej po tym opisie raczej nie ruszę.
Gratuluję skutecznego rozdeptania kultu Winkelrieda.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
UsuńSwego czasu, za późnego Jaruzela, pojechałem z kolegami na ryby i na kolację chcieliśmy otworzyć radziecką konserwę. Polski otwieracz zgiął się, jakby był s papieru. I wtedy kolega, świeżo po stażu w Szwajcarii, wyjął nóż wojskowy szwajcarskiej firmy Victorinox. Wchodzący w skład zestawu otwieracz bez problemu dał sobie radę z konserwą. Czyli Szwacarzy, tak jak zawsze, wyciągnęli praktyczne wnioski także z bitwy pod Sempach.
Po zobaczeniu Twojego komentarza, przed chwilą zadzwoniłem do tego kolegi, często jeżdżącego do Szwajcari. Uspokoił mnie, że w żadnej gospodzie nie spotkał w karcie dań Habsburga z kokilki.
Co się tyczy Winkelrieda, Słowackiego ratuje piękno jego języka, a usprawiedliwia romantyczne zaczadzenie całej ówczesnej Europy. Natomiast dzisiejszych epigonów patriotyzmu martyrologicznego nie tłumaczy nic. Zatem na przyłożenie przez Antysocjal ręki do detoksu świadomości rodaków z bałwanienia do kwadratu, zawsze możesz Dibeliusie liczyć.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Stary Niedźwiedziu przede wszystkim chciałbym podziękować Ci za świetne teksty historyczne. Odnosząc się do wpisów niejakiego Jugglera nigdy nie zauważyłem aby kiedykolwiek potępiałeś szarych uczestników różnych zrywów niepodległościowych. Potępiałeś zawsze i słusznie decydentów, to oni swoim bezmyślnym postępowaniem wyrządzali dość często straszliwe szkody Polsce. To tacy osobnicy jak np. Juggler dla swoich 5 minut potrafią uczynić największą głupotę? zbrodnię? aby chodzić w aureoli męczennika w walce o dobro państwa a w rzeczywistości doprowadzając to państwo do unicestwienia. Kiedyś tu napisałem taką anegdotkę na temat klawisza i muszę stwierdzić że ona w 100% pasuje do Jugglera i osobników jemu podobnych, oni są odporni na wiedzę i trudni do zaj...bania.
OdpowiedzUsuńklawisz
Czcigodny Klawiszu
UsuńDo Szwajcarów mam wielki szacunek z trzech powodów.
Po pierwsze, stworzyli republikę, która z kilkuletnią przerwą w czasach Rewolucji Francuskiej, działa należycie już 725 lat. I nic nie wskazuje, by miała się wyrodzić tak, jak swego czasu Rzym.
Po drugie, udowodnili że demokracja bezpośrednia może działać nie tylko w czasach, gdy zwoływano wiec pod dębem, ale i w dobie internetu. Tam na przykład konkursu o wywóz śmieci z gminy nie wygrywa firma, która dała większą łapówkę wójtowi. Lecz ta, którą wybiorą mieszkańcy tej gminy.
I trzecia spraa, szczególnie mi bliska. Tamtjszy Kościól Ewangelicko -Reformowany (czyli kalwinistyczny) od dawna nie pobiera żadnych dotacji budżetowych, a więc władza świecka nie jest w stanie wymusić szantażem żadnych "postępowych zmian" pokroju pedalskicg ślubów. Kilka lat temu tamtejsze pedały wyjechały z takim "żądaniem" i zostały odesłane na drzewprowadziły o.
Co do bałwanów, których brewerie wywoływały jedynie wielkie straty w żywej i materialnej substancji narodu, a te polityczne trzeba było odrabiać kilkdziesiąt lat, oczywiście pełna zgoda. A pomijając obydwa polskie powstania, które iały sens, czyli wielkopolskie i III śląskie, do pozostałych można dostosować stary aforyzm Churchilla:
Jeszcze nigdy w dziejach ludzkich konfliktów, tak wielu nie utraciło tak wiele, dzięki szaleństwu tak nielicznych.
Pozdrawiam serdecznie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJuż raz napisałem, że zakłamaniem i bezczelnością niczym już się nie różnisz od insekta, który chwilowo zwie się "piwnica Fritzla". Włanie to potwierdziłeś.
UsuńMam nadzieję, że nie pójdziesz w ślady niejakiego Bouszka z Libni. Którego jednego wieczoru osiemnaście razy wyrzucano z gospody "u Exnerów", a on wracał twierdząc, że zostawił tam fajkę.
Twojej fajki na Antysocjalu nie ma.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Usuń