O tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 w pobliżu wojskowego lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, wiedzą w Polsce wszyscy. Rzecz jasna w tym sensie, że o ziemię uderzył tam samolot Tu-154, wiozący na obchody rocznicy mordu katyńskiego delegację, w skład której wchodzili prezydent RP prof. Lech Kaczyński, jego małżonka oraz elita polskiego życia politycznego i generalicji Wojska Polskiego. Nikt z delegacji oraz załogi samolotu tego wydarzenia (słowo wypadek byłoby bezczelnym kłamstwem) nie przeżył.
Zgraja kaszubskiego volksdeutscha z najwyższym trudem ukrywała swoją radość i dołożyła wszelkich możliwych starań aby przyczyna nigdy nie została wyjaśniona. Chyży Rój scedował dochodzenie na stronę rosyjską a o iście komunistycznym zbydlęceniu przy wkładaniu ciał ofiar wie cała Polska dopiero od niedawna. Tak jak i o wiarygodności Kopacz Na Metr Głęboko. Której nie nazwiemy załganą do szpiku kości suką, bowiem każda przedstawicielka gatunku Canis familiaris za tak straszną obelgę miałaby święte prawo solidnie pogryźć oszczercę.
Tzw. Raport Komisji Millera był niezdarnie przetłumaczonym na polski rosyjską kupą bredni (ze zdecydowaną przewagą kupy), wyprodukowaną pod wodzą rosyjskiej generalicy Anodiny. Za technicznego guru teamu Millera robił niejaki dr Maciej Lasek, który udowodnił, że wśród absolwentów uczelni technicznych też można znaleźć prostytutkę, która „za dopłatą” napisze wszystko, czego tylko klient sobie zażyczy. Nawet za cenę kompletnej zawodowej utraty twarzy, bowiem wymiociny te były zaprzeczeniem zasady zachowania pędu i zasady zachowania energii, i to na poziomie niezbędnym do zdania matury z fizyki. W nagrodę Chyży Rój w 2012 zrobił go szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, z której to posady w 2016 pani premier Szydło, rzecz jasna najsłuszniej w świecie, wylała kłamcę na zbitą mordę.
Jeszcze za (nie)rządu PO-PSL powołana została z inicjatywy PiS konkurencyjna komisja, mająca za zadanie wyjaśnienie przyczyny zniszczenia samolotu. Pomysł dobry, ale jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. A w tym przypadku owym diabłem jest nawiedzony Antek Policmajster.
Jeszcze za sejmu poprzedniej kadencji, nie czekając na wyniki ekspertyz tej komisji, dzielny Antek strzelał przyczynami tego zniszczenia samolotu niczym karabin maszynowy. Po pierwszych kilku idiotyzmach (mgła etc.), dorównujących swą bezdenną głupotą łajdackim łgarstwom GW no Prawda o rzekomym sterroryzowaniu pilotów przez ś.p. pana generała Błasika, przestaliśmy nawet rejestrować w pamięci antkowe brednie. Największym osiągnięciem tej paplaniny było zobojętnienie ludzi, którzy zaczęli mieć tego tematu dosyć. Bo obawiali się że po otworzeniu lodówki znajdą w niej Antka podającego wersję nr 58 całkowicie pewnej przyczyny zniszczenia samolotu. A że kompletnie inną od obowiązującej jeszcze tydzień wcześniej wersji nr 57, to już nieistotny drobiazg.
Już po wyborach do pieca dołożył dr Berczyński, członek tejże komisji. Przechwalając się, że to on storpedował finalizację POmiotowo – airbusowego złodziejstwa, czyli zakupu „caracali” za dwukrotność ich rynkowej ceny. Oczywiście totalni opozycjoniści, którym Się Moniaki wściekły, i to na pewno większe niż utarg z Amber Gold, rzuciły się na te przechwałki durnia niczym sępy na padlinę.
Redakcji w pozytywnym świetle utkwiła w pamięci jedynie konferencja prasowa szefa maciarewiczowej komisji sprzed wielu miesięcy. Na której poinformowano, że drzwi samolotu były tak głęboko wbite w ziemię, iż oderwać je od kadłuba musiał silny wybuch. A niewielkie fragmenty aluminiowej blachy, którą pokryty był kadłub, znalezione na drzewach kilkaset metrów przed miejscem uderzenia samolotu w ziemię, bezspornie dowodzą jednego. A mianowicie tego, że musiały odrywać się jeszcze podczas lotu, czyli kadłub zaczął się rozpadać w powietrzu, przed uderzeniem w ziemię.
Na którymś z propisowskich portali internetowych podano też, że rosyjski świadek widział ten samolot palący się w powietrzu, podczas zniżania się do lądowania. Jeśli to prawda, nie postawilibyśmy nawet złamanego grosza na to, że w chwili gdy piszemy niniejszy tekst, ten człowiek w Rosji Putasa jeszcze żyje.
Zastanówmy się, jakie teoretyczne autorstwo i uwarunkowania zamachu nie dadzą się logicznie wykluczyć. W tym celu przypomnijmy kilka wydarzeń sprzed lat.
W sierpniu 2008, gdy wojska rosyjskie posuwały się w kierunku Tbilisi, do stolicy Gruzji przyleciał Lech Kaczyński, wraz z prezydentami Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii. Ta akcja zwróciła uwagę Europy na wyczyny bandyty z Kremla i Putas pod międzynarodową presją wycofał się. Ale rzecz jasna tej porażki nie zapomniał.
W 2009 rozpoczęła się pierwsza kadencja szalonego lewaka Buraka Obambo, zbyt tępego by w czasach „Przeminęło z wiatrem” na plantacji bawełny dochrapać się stanowiska karbowego. Rozpoczął ją od idiotyzmu życia czyli sławetnego „resetu” stosunków z Rosją, Dopiero w lutym 2014, czyli po aneksji Krymu, dotarła do niego smutna prawda, że Putas potraktował go jak tępego czarnucha, czyli przejrzał na wylot i bezbłędnie ocenił. A potem przecwelił i kopnął w tyłek.
Pierwszy wariant to całkowicie samodzielny zamach rosyjski, bez dokonywania jakichkolwiek uzgodnień z kimkolwiek. Skoro samolot ten był serwisowany w Samarze, umieszczenie w nim zdalnie odpalanego ładunku wybuchowego nie przedstawiało cienia problemu. Tak jak i ewentualne wstawienie go później w Polsce. W końcu skoro w czasach kon-Donka oficerowie GRU szwendali się po polskim ośrodku wywiadu wojskowego jak po burdelu, lotniska wojskowe też nie były dla nich niedostępne. Przecież zawsze mogli skorzystać z pomocy jakiegoś WSIoka, a potem rzecz jasna wysłać go do Krainy Wiecznych Szwindli. Rzecz nie do wykrycia, a już na pewno nie do udowodnienia. Choćby dlatego, że Antek czy Vito San Escobar prędzej zobaczą własne uszy bez lustra, niż ten wrak.
Drugi wariant jest bardziej sensacyjny.
Jeszcze w roku 2009 i 2010 Putas stwarzał pozory, że traktuje Obambo serio. Jest zatem bardzo wysoce prawdopodobne, że zwrócił jego uwagę na to, że w takim małym kraju między Rosją a Niemcami (Niemcy na globusie zapewne Burak potrafił wskazać, więc takie wyjaśnienie mu wystarczyło) jest taki prezydent o trudnym nazwisku Kaczinsky. Który mimo że jest człowiekiem USraela, bardzo nie lubi Rosji i nie przepuści żadnej okazji, by Putasowi napluć do talerza. A w 2008 wręcz tam napaskudził. Więc skoro reset naprawdę ma być resetem, coś z tym fantem trzeba zrobić. Na co Obambo, w swej tępocie wierząc w to, że wespół w zespół z Putasem zbuduje lepszy świat, mógł udzielić odpowiedzi „róbta co chceta”. Jeśli istotnie tak było, to zgodnie z podaną w poprzednim odcinku nieodłączną cechą poważnego państwa, Stany na 100% tej swojej milczącej zgody nie ujawnią. Do końca świata i jeszcze o jeden dzień dłużej, skoro sięgamy po owsikowe grepsy.
Teoretycznie w grę wchodzi i trzeci wariant.
Jak wiadomo, Amerykanie są nieuleczalnymi szajbusami na punkcie propagowania gry w baseball oraz demokracji. W tej pierwszej konkurencji nikt i nic nie jest w stanie ich zniechęcić. Nawet to, że na zasponsorowany przez ich ambasadę w jakimś kraju mecz, poza personelem tej ambasady przyjdzie jedynie garstka miejscowych cwelebrytów. Którzy i tak nie mają pojęcia, dokąd i po jaką cholerę zawodnicy biegają po tym boisku o dziwnym kształcie, jeśli jeden z nich trafi drewnianą pałą w rzuconą piłeczkę.
Z tą demokracją jest jeszcze głupiej. Wszyscy pamiętamy rozwalenie w drobny mak Afryki Północnej, czyli tzw. „Arabską Wiosnę”, będącą dziełem właśnie tego z wierzchu czarnego a w środku czerwonego durnia. Znacznie mniej osób przypomina sobie sprawę nakręcenia przez CIA spisku generałów, którzy zamordowali 2 listopada 1963 prezydenta Wietnamu Południowego Ngô Đình Diệma.
Diem był prezydentem zamordystą, tym nie mniej cieszył się autentycznym poparciem sporej części ludności kraju i stwarzał realną szansę odparcia komunistycznej agresji. Nie miało to najmniejszego znaczenia dla żałosnego nieuka i dziwkarza Johna F. Kennedy’ego (wkrótce weźmiemy go na warsztat). Leberalny dureń wymyślił sobie, że po usunięciu „tyrana” i „zaprowadzeniu demokracji” Wietnam Południowy sam się obroni. Amerykanie będą mogli wycofać swoich żołnierzy (wówczas jeszcze tylko ok. 20 tys.) i ograniczyć się do wsparcia finansowego.
Ten wyczyn dziwkarza (w jego przypadku słowo babiarz jest skandalicznym niedoszacowaniem) był ostatnim ogniwem w łańcuchu niszczących Stany Zjednoczone jego szaleństw. Jakieś ciało nieformalne doszło do wniosku, że tak dłużej być nie może i 22 listopada 1963 w Dallas szkodnik został zastrzelony.
Biorąc pod uwagę, do jakich brewerii jest zdolny każdy bardziej postępowy od czwartego stadium kiły prezydent amerykański, nie można zatem wykluczyć, że Obambo uznał Lecha Kaczyńskiego za przeszkodę w budowaniu wspaniałego, sprawiedliwego i szczęśliwego nowego świata ramię w ramię ze swym nowym przyjacielem, szlachetnym altruistą Wołodią Putasem. Ale jeśli tak było, prawdopodobieństwo że ta sprawa się nie wyda do końca świata, wynosi co najmniej 300%.
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Refael 72
Zgraja kaszubskiego volksdeutscha z najwyższym trudem ukrywała swoją radość i dołożyła wszelkich możliwych starań aby przyczyna nigdy nie została wyjaśniona. Chyży Rój scedował dochodzenie na stronę rosyjską a o iście komunistycznym zbydlęceniu przy wkładaniu ciał ofiar wie cała Polska dopiero od niedawna. Tak jak i o wiarygodności Kopacz Na Metr Głęboko. Której nie nazwiemy załganą do szpiku kości suką, bowiem każda przedstawicielka gatunku Canis familiaris za tak straszną obelgę miałaby święte prawo solidnie pogryźć oszczercę.
Tzw. Raport Komisji Millera był niezdarnie przetłumaczonym na polski rosyjską kupą bredni (ze zdecydowaną przewagą kupy), wyprodukowaną pod wodzą rosyjskiej generalicy Anodiny. Za technicznego guru teamu Millera robił niejaki dr Maciej Lasek, który udowodnił, że wśród absolwentów uczelni technicznych też można znaleźć prostytutkę, która „za dopłatą” napisze wszystko, czego tylko klient sobie zażyczy. Nawet za cenę kompletnej zawodowej utraty twarzy, bowiem wymiociny te były zaprzeczeniem zasady zachowania pędu i zasady zachowania energii, i to na poziomie niezbędnym do zdania matury z fizyki. W nagrodę Chyży Rój w 2012 zrobił go szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, z której to posady w 2016 pani premier Szydło, rzecz jasna najsłuszniej w świecie, wylała kłamcę na zbitą mordę.
Jeszcze za (nie)rządu PO-PSL powołana została z inicjatywy PiS konkurencyjna komisja, mająca za zadanie wyjaśnienie przyczyny zniszczenia samolotu. Pomysł dobry, ale jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. A w tym przypadku owym diabłem jest nawiedzony Antek Policmajster.
Jeszcze za sejmu poprzedniej kadencji, nie czekając na wyniki ekspertyz tej komisji, dzielny Antek strzelał przyczynami tego zniszczenia samolotu niczym karabin maszynowy. Po pierwszych kilku idiotyzmach (mgła etc.), dorównujących swą bezdenną głupotą łajdackim łgarstwom GW no Prawda o rzekomym sterroryzowaniu pilotów przez ś.p. pana generała Błasika, przestaliśmy nawet rejestrować w pamięci antkowe brednie. Największym osiągnięciem tej paplaniny było zobojętnienie ludzi, którzy zaczęli mieć tego tematu dosyć. Bo obawiali się że po otworzeniu lodówki znajdą w niej Antka podającego wersję nr 58 całkowicie pewnej przyczyny zniszczenia samolotu. A że kompletnie inną od obowiązującej jeszcze tydzień wcześniej wersji nr 57, to już nieistotny drobiazg.
Już po wyborach do pieca dołożył dr Berczyński, członek tejże komisji. Przechwalając się, że to on storpedował finalizację POmiotowo – airbusowego złodziejstwa, czyli zakupu „caracali” za dwukrotność ich rynkowej ceny. Oczywiście totalni opozycjoniści, którym Się Moniaki wściekły, i to na pewno większe niż utarg z Amber Gold, rzuciły się na te przechwałki durnia niczym sępy na padlinę.
Redakcji w pozytywnym świetle utkwiła w pamięci jedynie konferencja prasowa szefa maciarewiczowej komisji sprzed wielu miesięcy. Na której poinformowano, że drzwi samolotu były tak głęboko wbite w ziemię, iż oderwać je od kadłuba musiał silny wybuch. A niewielkie fragmenty aluminiowej blachy, którą pokryty był kadłub, znalezione na drzewach kilkaset metrów przed miejscem uderzenia samolotu w ziemię, bezspornie dowodzą jednego. A mianowicie tego, że musiały odrywać się jeszcze podczas lotu, czyli kadłub zaczął się rozpadać w powietrzu, przed uderzeniem w ziemię.
Na którymś z propisowskich portali internetowych podano też, że rosyjski świadek widział ten samolot palący się w powietrzu, podczas zniżania się do lądowania. Jeśli to prawda, nie postawilibyśmy nawet złamanego grosza na to, że w chwili gdy piszemy niniejszy tekst, ten człowiek w Rosji Putasa jeszcze żyje.
Zastanówmy się, jakie teoretyczne autorstwo i uwarunkowania zamachu nie dadzą się logicznie wykluczyć. W tym celu przypomnijmy kilka wydarzeń sprzed lat.
W sierpniu 2008, gdy wojska rosyjskie posuwały się w kierunku Tbilisi, do stolicy Gruzji przyleciał Lech Kaczyński, wraz z prezydentami Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii. Ta akcja zwróciła uwagę Europy na wyczyny bandyty z Kremla i Putas pod międzynarodową presją wycofał się. Ale rzecz jasna tej porażki nie zapomniał.
W 2009 rozpoczęła się pierwsza kadencja szalonego lewaka Buraka Obambo, zbyt tępego by w czasach „Przeminęło z wiatrem” na plantacji bawełny dochrapać się stanowiska karbowego. Rozpoczął ją od idiotyzmu życia czyli sławetnego „resetu” stosunków z Rosją, Dopiero w lutym 2014, czyli po aneksji Krymu, dotarła do niego smutna prawda, że Putas potraktował go jak tępego czarnucha, czyli przejrzał na wylot i bezbłędnie ocenił. A potem przecwelił i kopnął w tyłek.
Pierwszy wariant to całkowicie samodzielny zamach rosyjski, bez dokonywania jakichkolwiek uzgodnień z kimkolwiek. Skoro samolot ten był serwisowany w Samarze, umieszczenie w nim zdalnie odpalanego ładunku wybuchowego nie przedstawiało cienia problemu. Tak jak i ewentualne wstawienie go później w Polsce. W końcu skoro w czasach kon-Donka oficerowie GRU szwendali się po polskim ośrodku wywiadu wojskowego jak po burdelu, lotniska wojskowe też nie były dla nich niedostępne. Przecież zawsze mogli skorzystać z pomocy jakiegoś WSIoka, a potem rzecz jasna wysłać go do Krainy Wiecznych Szwindli. Rzecz nie do wykrycia, a już na pewno nie do udowodnienia. Choćby dlatego, że Antek czy Vito San Escobar prędzej zobaczą własne uszy bez lustra, niż ten wrak.
Drugi wariant jest bardziej sensacyjny.
Jeszcze w roku 2009 i 2010 Putas stwarzał pozory, że traktuje Obambo serio. Jest zatem bardzo wysoce prawdopodobne, że zwrócił jego uwagę na to, że w takim małym kraju między Rosją a Niemcami (Niemcy na globusie zapewne Burak potrafił wskazać, więc takie wyjaśnienie mu wystarczyło) jest taki prezydent o trudnym nazwisku Kaczinsky. Który mimo że jest człowiekiem USraela, bardzo nie lubi Rosji i nie przepuści żadnej okazji, by Putasowi napluć do talerza. A w 2008 wręcz tam napaskudził. Więc skoro reset naprawdę ma być resetem, coś z tym fantem trzeba zrobić. Na co Obambo, w swej tępocie wierząc w to, że wespół w zespół z Putasem zbuduje lepszy świat, mógł udzielić odpowiedzi „róbta co chceta”. Jeśli istotnie tak było, to zgodnie z podaną w poprzednim odcinku nieodłączną cechą poważnego państwa, Stany na 100% tej swojej milczącej zgody nie ujawnią. Do końca świata i jeszcze o jeden dzień dłużej, skoro sięgamy po owsikowe grepsy.
Teoretycznie w grę wchodzi i trzeci wariant.
Jak wiadomo, Amerykanie są nieuleczalnymi szajbusami na punkcie propagowania gry w baseball oraz demokracji. W tej pierwszej konkurencji nikt i nic nie jest w stanie ich zniechęcić. Nawet to, że na zasponsorowany przez ich ambasadę w jakimś kraju mecz, poza personelem tej ambasady przyjdzie jedynie garstka miejscowych cwelebrytów. Którzy i tak nie mają pojęcia, dokąd i po jaką cholerę zawodnicy biegają po tym boisku o dziwnym kształcie, jeśli jeden z nich trafi drewnianą pałą w rzuconą piłeczkę.
Z tą demokracją jest jeszcze głupiej. Wszyscy pamiętamy rozwalenie w drobny mak Afryki Północnej, czyli tzw. „Arabską Wiosnę”, będącą dziełem właśnie tego z wierzchu czarnego a w środku czerwonego durnia. Znacznie mniej osób przypomina sobie sprawę nakręcenia przez CIA spisku generałów, którzy zamordowali 2 listopada 1963 prezydenta Wietnamu Południowego Ngô Đình Diệma.
Diem był prezydentem zamordystą, tym nie mniej cieszył się autentycznym poparciem sporej części ludności kraju i stwarzał realną szansę odparcia komunistycznej agresji. Nie miało to najmniejszego znaczenia dla żałosnego nieuka i dziwkarza Johna F. Kennedy’ego (wkrótce weźmiemy go na warsztat). Leberalny dureń wymyślił sobie, że po usunięciu „tyrana” i „zaprowadzeniu demokracji” Wietnam Południowy sam się obroni. Amerykanie będą mogli wycofać swoich żołnierzy (wówczas jeszcze tylko ok. 20 tys.) i ograniczyć się do wsparcia finansowego.
Ten wyczyn dziwkarza (w jego przypadku słowo babiarz jest skandalicznym niedoszacowaniem) był ostatnim ogniwem w łańcuchu niszczących Stany Zjednoczone jego szaleństw. Jakieś ciało nieformalne doszło do wniosku, że tak dłużej być nie może i 22 listopada 1963 w Dallas szkodnik został zastrzelony.
Biorąc pod uwagę, do jakich brewerii jest zdolny każdy bardziej postępowy od czwartego stadium kiły prezydent amerykański, nie można zatem wykluczyć, że Obambo uznał Lecha Kaczyńskiego za przeszkodę w budowaniu wspaniałego, sprawiedliwego i szczęśliwego nowego świata ramię w ramię ze swym nowym przyjacielem, szlachetnym altruistą Wołodią Putasem. Ale jeśli tak było, prawdopodobieństwo że ta sprawa się nie wyda do końca świata, wynosi co najmniej 300%.
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Refael 72
Szanowni Autorzy,
OdpowiedzUsuńTo ja przytoczę jeszcze jedną opcję w myśl zasady, że ten jest podejrzany, komu przyniosło to najwięcej korzyści. Otóż najwięcej korzyści katastrofa smoleńska przyniosła PiS-owi. Na początku roku 2010 sondaże PiS-u pikowały z około 15% w kierunku jednocyfrowym. Mogło się to skończyć podobnie, jak skończyło się z AWS-em, czy z inną UW. A wydarzenie z 10 kwietnia stało się kroplówką dla pacjenta w stanie krytycznym, którą ów pacjent wykorzystał do zajęcia drugiej pozycji we wszelkich sondażach, dzięki czemu PiS stał się "jedyną poważną alternatywą dla PO". Co przy przełożeniu wajchy przez wajchowych w 2014 dało PiS-owi wyborcze zwycięstwa w 2015.
I co Szanowni Autorzy powiedzą na taką hipotezę?
Serdeczne pozdrowienia
Czcigodny Jarku
UsuńW tym Twoim bardzo ciekawym rozumowaniu widzę tylko jedną, tym nie mniej istotną lukę.
Putas, jako skurwysyn z KGB rodem, na pewno był zainteresowany zabójstwem Lecha Kaczyńskiego. I wyobraźmy sobie przez chwilę, że Napolion wpadł na taki szatański pomysł.
Postsowieckie służby specjalne na pewno reprezentują wysoki poziom profesjonalizmu, więc numer typu wybuch bomby wniesionej nie przez nich na pokład wykryliby bez większego problemu. A wtedy Putas stanąłby na głowie, żeby wycisnąć jak cytrynę taki dar losu.
Sekcje i umieszczenie zwłok w trumnach odbyłoby się z zachowaniem wszelkich cywilizowanych standardów. By cały świat zobaczył, że "wot kulturnyj my narod". Trzymający najwyższe światowe standardy, zatem podejrzewanie Rosji o jakiś związek z tym zamachem to niedorzeczność. Nie byłoby ani słowa o wypadku, czy rzekomo pijanym generale, wymuszającym na pilotach lądowanie. Słowo zamach byłoby odmieniane przez wszystkie przypadki. By cały świat usłyszał, że ci Polacy to stado kundli, gotowych się pozagryzać w walce o byle ochłap. A niedomówienie, kto w Polsce za tym stoi (przecież cieć Makreli Chyży Rój to dla Putasa taki przedmiot jednorazowego użytku, tak jak papier toaletowy), byłoby gigantycznym sukcesem Putasa. Bo Europa i świat dostałyby kuszący komunikat: sprawy polskie załatwiajcie z Angelą i ewentualnie ze mną, bo na tych Tutsi i Hutu szkoda czasu.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Stary Niedźwiedziu, oczywiście też nie mieści mi się w głowie, że PiS, który dostał się do władzy, niczym ślepa kura, której udało się znaleźć ziarnko, mógłby dokonać zamachu. Ale wajchowi już by to mogli zrobić.
UsuńOczywiście kompletnie nie znam się na katastrofach lotniczych, ale wypadki jednak na świecie się zdarzają. I jako laik, który zdaje sobie sprawę z tego, że żadna polityczna siła nie jest zainteresowana prawdziwym wyjaśnieniem przyczyn, dopuszczam również tę opcję. A to dlatego, że wszyscy, którzy chcieli odsunąć od władzy Lecha Kaczyńskiego, mogli po prostu poczekać pół roku i samo by się to wydarzyło. I to prawdopodobnie na wieki wieków amen, a nie na ledwie 8 lat.
Pozdrawiam
Drodzy Panowie,
UsuńNie zapominajmy o tym, iż wielkim beneficjantem smoleńskiej masakry/zamachu był jednak gang kaszubskiego volksdeutscha. Wszak to po tym wydarzeniu gang uchwycił pełnię władzy wsadzając na fotel prezydenta to bezmózgie yeti.
Pozdrawiam serdecznie, TF.
Czcigodny Jarku
UsuńKomentarz czcigodnego Dibeliusa skłonił mnie do mniej lakonicznego sformułowania argumentów za wybuchem, czy raczej serią mniejszych wybuchów na pokładzie samolotu.
Trzeba też pamiętać o tym raporcie w sprawie WSI. Wajchowi ruski i pruski (przecież jest ich co najmniej trzech, a nie jeden - dodaj USraelskiego) mogli się obawiać, że PiS nie jest aż tak żałosną fajtłapą, jak to teraz demonstruje i te materiały wykorzysta. A wtedy wynik wyborów parlamentarnych 2011 nie był pewny.
Nie masz chyba wątpliwości, że "taśmy Sowy" podał Napolionowi na złotej tacy wajchowy USraelski, a nie żaden spisek kelnerów. Przecież nawet do tego czarnego bałwana w końcu dotarło, że Putas go przecwelił.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Tie Fighterze
UsuńDoraźnym beneficjentem istotnie byli Niemcy i Rosja, w których imieniu polskim folwarkiem zarządzał ekonom Chyży Rój. Tylko babsztyl o tyle przesadził z takimi rozkazami jak zaoranie polskich stoczni, że nie wziął poprawki na naturę Polaków. Do instynktu propaństwowego Czechów dużo nam brakuje, ale nie jesteśmy aż takimi debilami jak Szkopy czy żabojady. Ci pierwsi na kolejną kadencję wybiorą bydle. spychające ich w przepaść. Drudzy ten rekord pobili bo będą nimi rządzić ichnia rozhisteryzowana i infantylna ofiara pedofilii, do tego chyba gerontofil plus biseksualista. A w parlamencie znaczną większość ma francuska .Nowodebilna.
Rachunki za II Wojnę Światową czas zacząć spłacać!
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńJa jestem zwolennikiem naturalnych przyczyn ostatniej fazy zamachu smoleńskiego - fatalna pogoda, fatalny stan lotniska, błędy rosyjskich kontrolerów, błędy naszych pilotów. Wydaje mi się, że piloci wojskowi nie byli szkoleni w zakresie bezpiecznego prowadzenia samolotów pasażerskich. Niedawno oczekiwałem na start samolotu pasażerskiego ponad godzinę, bo na trasie lotu była burza. Pilot czy kontrola lotów podjęli taką decyzję i żadne lamenty pasażerów nie pomogły.
Zamach smoleński to powtórka katastrofy w Mirosławcu w 2008 w której zginęło dowództwo naszego lotnictwa. Wtedy także była słaba widoczność, błędy kontrolerów, błędy pilotów:
Przechylenie samolotu mogło być wynikiem nieznacznego momentu przechylającego, jaki powstał w chwili wyłączenia autopilota. Dowódca samolotu zareagował na przechylenie zmniejszeniem wychylenia lotek, lecz tylko do wartości około 4°, natomiast aby zatrzymać narastanie kąta przechylenia samolotu powinien wychylić lotki poza położenie neutralne (w prawo)[14]. Przechylenie samolotu, którego pilot nie kontrolował według wskazań przyrządów, w tym czasie pogłębiało się w tempie około 5-6°/s[14].
Komisja ustaliła, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że po komendzie kontrolera precyzyjnego podejścia wydanej na 9 sekund przed zderzeniem samolotu z ziemią (Kurs trzy zero, zero, odległość kilometr), zarówno dowódca załogi statku powietrznego, jak i drugi pilot spojrzeli poza kabinę samolotu i skupili całą uwagę na szukaniu świateł podejścia i drogi startowej, nie obserwując położenia wskaźników sztucznego horyzontu[15]. Samolot niekontrolowany przez załogę zwiększał przechylenie z jednoczesną utratą kierunku w lewo[16].
Po przekroczeniu kąta przechylenia 40° (gdy do zderzenia samolotu z ziemią zostało 8 sekund) powinna zadziałać sygnalizacja dźwiękowa systemu EGPWS. Sygnalizacja ta jednak nie zadziałała, ponieważ przez wszystkie fazy lotu pozostała w stanie odłączenia i załoga nie została ostrzeżona o niebezpiecznej sytuacji[16].
W dalszej fazie lotu załoga nieświadomie dopuściła do powiększania przechylenia, które w końcowej fazie wzrosło do 76° z jednoczesnym pochyleniem o wartości 21° i samolot zahaczył lewym skrzydłem o ziemię, przy prędkości postępowej 175 węzłów. Zahaczenie o ziemię zaszło w odchyleniu od drogi startowej na kursie 220°, czyli 84° od kierunku podejścia[16].
Załoga nie podjęła żadnych działań adekwatnych do zaistniałej sytuacji, gdyż prawdopodobnie do końca nie była świadoma położenia samolotu w przestrzeni[16].
Samolot CASA C-295M nr 019 zderzył się z ziemią o godzinie 19:07 w odległości 1300 metrów od początku drogi startowej i 320 metrów z lewej strony od jej osi.
Jednak konsekwentnie używam określenia zamach smoleński - bo ktoś znając wysokie prawdopodobieństwo, a właściwie nieuchronność katastrofy w takich warunkach, świadomie do tego doprowadził.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
UsuńWspomniałem już w odpowiedzi na pierwszy komentarz o tych kawałkach blachy na drzewach i drzwiach głęboko wbitych w ziemię.
1. Przy dowolnych błędach pilotów samolot aż do chwili uderzenia w ziemię lub skrzydłem w drzewo nie byłby meczanicznie uszkodzony, w szczególności wcześniej nie odrywałyby się od niego żadne fragmenty.
2. Załóżmy że z powodu jakichś dziwnych i trudnych do zrozumienia przyczyn, w chwili tego uderzenia od poszycia kadłuba oderwały się małe kawałki blachy. Jaki miałyby pęd? pod względem wektora prędkości zbliżony do tegoż wektora dla zasadniczej części samolotu. Więc jakim cudem te kawałki blachy przeleciały co najmniej 200 m W TYŁ?
3. We wspomnieniach jednego z polskich pilotów, uczestników Bitwy o Anglię, natknąłem się na ciekawy opis. Jaden z myśliwców w pościgu za niemieckim samolotem (gonił go od tyłu) w ferworze walki, strzelając ze swoich wszystkich ośmiu kaemów, zbyt blisko do niego podszedł. Szkop EKSPLODOWAŁ i lecące do tyłu jego fragmenty uszkodziły Hurricane'a. Musiał natychmiast wycofać się z walki i z dużym trudem udało mu się uniknąć skoku na spadochronie i wylądować na najbliższym lotnisku RAF. Co spowodowało, że te kawałki szkopskiego samolotu poleciały DO TYŁU? TYLKO I WYŁĄCZNIE WYBUCH.
4. Teraz kolej na te drzwi. Bez eksplozji, gdyby jakimś cudem oddzieliły się od kadłuba, miałyby prędkość podobną do samolotu, który obniżał pułap łagodnie, a nie pikował jak kamikadze. Czyli jego pozioma składowa prędkości byłaby znacznie większa od pionowej, do powierzchni gruntu prostopadłej. Zatem te drzwi w gruncie wyryłyby długą bruzdę, lub wręcz by się od niego odbiły. O jakimś głębokim wbiciu się w grunt mowy by nie było. Czyli skąd wzięła się ta tak duża pionowa składowa prędkości? Na pewno żaden błąd pilota nie mógł tego spowodować. Za to eksplozja wewnątrz samolotu jak najbardziej.
Czyli JESZCZE W POWIETRZU na pokładzie nastąpił wybuch. Lub seria mniejszych wybuchów w starannie wyselekcjonowanych fragmentach kadłuba.
5. Nie wypowiadam się na temat tego, czy piloci mieli jakiekolwiek szanse awaryjnego lądowania, bo nie jestem lotnikiem oraz nie znam rozmiaru uszkodzeń samolotu i tempa ich narastania. Ale podane argumenty za wybuchem wynikają z elementarza mechaniki. Ewentualne błędy ludzkie mogły jedynie wzmocnić sumaryczny efekt.
A parafrazując starego Katona, ceterum censeo Lasek meretrix est.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
UsuńNajprostszym przykładem zasady zachowania pędu jest tocząca się kula bilardowa. Naturalnie dopóki nie odbije się po zderzeniu z krawędzią stołu. Samolot to bardziej skomplikowana struktura, w metalowych elementach pod wpływem zderzenia powstają naprężenia, które powodują gwałtowne wyrzucanie fragmentów konstrukcji w różnych kierunkach. Zasada zachowania pędu obowiązuje dopóki nie działa zewnętrzna siła.
Sam zrobiłem eksperyment - ścisnąłem palcami niewielki kawałek tektury - odskoczyła ze znaczną prędkością.
Dlatego nie znając szczegółów i nie mając czasu w nie wnikać - nie odrzucam teorii o naturalnej przyczynie katastrofy.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
UsuńDopóki nie zapoznam się z dokumentacją jakiejś katastrofy dużego samolotu pasażerskiego, na pokładzie którego na pewno nie było wcześniejszego wybuchu, w chwili uderzenia o ziemię paliwo nie eksplodowało, a MAŁE kawałki blachy poszycia poleciały kilkaset metrów DO TYŁU, obstaję przy swoim.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowna Redakcjo.
OdpowiedzUsuńA ja z innej beczki.W Hamburgu wojna , w Paryzu kalifat, w Londynie swistaja maczety, moze i bym sie smucil ale jakos nie umiem.Ja rozumiem Wieden, Sobieski a moze dla nas wszystkich byloby duzo lepiej jakby Jan Janina III zamiast pod Wieden 1683r pojechal do Moskwy ?
Nie lubie osobiscie ''marszalka'' ale dzis muslimom na zachodzie dedykuje jeden z rzekomych przez niego cytatom ''bic kur..y i zlodzieji''
wesol dzien
PiotrROI
Czcigodny Piotrze
UsuńW kwestii marszu króla Jana w 1683 na Moskwę, byłbym pesymistą. Przecież raptem dziesięć lat wcześniej po Chocimiu boćwinkowie podwinęli ogony pod siebie i odeszli na Litwę. A nieopłacone wojsko zaczęło się rozłazić i Podole z Kamieńcem odzyskaliśmy dopiero po Pokoju Karłowickim, już po śmierci Jana III Sobieskiego. Zatem możliwe było błyskotliwe zwycięstwo, ale w mojej ocenie odwojowanie granicy z czasów Władysława IV byo niewykonalne. Bo to wymagałoby DŁUGOTRWAŁYCH i KONSEKWENTNYCH działań.
Już większe szanse dałbym akcji zajęcia Prus Książęcych. Na przykład w sojuszu za Szwecją, która chętnie odwojowałaby swój kawałek Pomorza Zachodniego. Ale to wymagałoby stabilnego skarbu plus dyplomatów, a nie dyplomatołów z jezuickim widzeniem świata.
Z utęsknieniem czekam na pojawienie się w nadodrzańskich miastach straży obywatelskich z psami i bejzbolami. Które już zaglądającym tam pierwszym ciapatym powiedzą wyp...dalać!
Pozdrawiam serdecznie.
Temat jak zawsze bardzo "delikatny". Co do przyczyn katastrofy, cóż obawiam się, że nigdy prawdy nie poznamy. Jak z kimś rozmawiam na ten temat to zawsze mówię "nie wiem, pewności nie mam, nie twierdzę, że był to zamach ale nie twierdzę też że z pewnością nie". Dodaję też jednak zawsze, że mam pewność co do tego: śledztwo to była ukartowana, rosyjska farsa, ekipa kondonka i kłamliwej kurwy skakała jak im ruscy grali, kłamiąc Polakom prosto w twarze.
OdpowiedzUsuńZastanawiałem się czy mogę coś mądrego dodać, ale wygląda że nie. Pozostaje mi dopisać się do zdania maciejja, jako że w pełni się zgadza z moim.
UsuńCzcigodny Maciejjo
UsuńPewne jest, że rosyjskie "śledztwo" było na poziomie tego stalinowskiego, które "wykazało" że zekomo Katyń to niemiecka robota.
Dla dwóch załganych szmat, tej kaszubskiej i tej z Chlewisk, za zdradę stanu należy się dożywocie.
Wielkiej nadziei na wyjaśnienie tej zagadki nie mam. Bo obecna komisja działa pod protektoratem rozhisteryzowanego durnia.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Jakubie
UsuńBardzomiło że dałeś znak życia. I potwierdziłeś, że zaglądasz do nas. A Twoja opinia przecież nie musi być za wszelką cenę inna, niż pozostałych komentatorów.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowna Redakcjo,
OdpowiedzUsuńZacytuję za ciocią Wikipedią:
,,Na początku 2010 doszło do sporu pomiędzy NBP i rządem. Sławomir Skrzypek stał na stanowisku, iż należy zrezygnować z odnowienia elastycznej linii kredytowej z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, odmienne stanowisko prezentował premier Donald Tusk. Kolejny prezes NBP, Marek Belka, wkrótce po zaprzysiężeniu złożył wniosek o przedłużenie tego dostępu."
Znam dobrze międzynarodowe banksterstwo i nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie o to chodziło, a pozostałe ofiary miałyby na celu odwrócenie naszej uwagi. W końcu gdy ginie prezydent i generalicja, to nikt o reszcie nie pamięta. Ot, przypadkowe ofiary. Czy aby na pewno?
Inni, włącznie ze szkopstwem, wiele na tym zyskali, zatem nie wykluczam żadnej hipotezy. Nie upieram się także przy tej. Po prostu uważam, że międzynarodowa mafia ma w tym spore doświadczenie, natomiast Tusk jest na to zbyt głupi, a na miejscu Rosjan rozegrałbym to z większą finezją. Czort tam wie KGB i ich rozgrywki, bo może też wolą już dwuręczny miecz od skalpela, ale nie zapominajmy, że Gruzją rządził wtedy człowiek Sorosa.
Pozdrawiam serdecznie
Czcigodny Robercie
UsuńPodałeś arcyciekawą hipotezę roboczą. Za tym rzeczywiście nie musiał stać rząd jakiegoś państwa a banksterska międzynarodówka. Zaś taki zamach dedykowany Sławomirowi Skrzypkowi przypomina mi opowiadanie Chestertona "Złamana szabla". Mówiące że intelgentny człowiek ukryje liść w lesie a zwłoki na polu bitwy.
Pozdrawiam serdecznie.