POmiotowe "yntelygenty", czerpiące wiedzę o świecie wyłącznie z Szechter Beobachter, Rynsztok FM i Tfałszenu, próbują dodać sobie animuszu deprecjonując na wszelkie możliwe sposoby elektorat prezydenta Andrzeja Dudy. Dzień po ogłoszeniu przez PKW wyników wyborów moja przyjaciółka dostała SMS, który głosił (treść cytuję z pamięci), że "wygrała ta połowa Polaków, którym nazwiska Sobieski, Szopen czy Baczewski kojarzą się tylko z wódka".
No cóż, tak się głupio składa, że nazwisko Baczewski kojarzy się przede wszystkim z rodzinną firmą założoną we Lwowie w roku 1782 i produkującą właśnie spirytualia z najwyższej światowej półki. Zatem autorem tego SMS musi być jakiś burak, i to nawet nie ćwikłowy, lecz pastewny. Któremu pomyliły się nazwiska Baczewski i Baczyński (a może i Bacewicz). Czyli jeden z tych "otwartych na świat i proeuropejskich" ćwierćinteligentów, którzy chwalą się, że jadają homery, czytują Homara i wiedzą, że autorem Iliady jest Hemar.
Z kolei wyrób gomułkopodobny zwany Budką powiedział, że POmiot zastanawia się nad zmianą nazwy i logo. Biedaczek nie wie, że gdy dom publiczny cienko przędzie, to zmienia się panienki, a nie czerwoną latarnię.
Ale nie do śmiechu było mi po przeczytaniu artykułu do którego link podesłała mi zaprzyjaźniona pani księgowa:
https://gf24.pl/biznes-i-gospodarka/item/2801-vat-od-nasienia-bykow
Co najmniej od początku tego roku VAT na niemal wszystkie wyroby spożywcze systematycznie wędruje w górę do poziomu 23%. Wiem to zarówno od mojego przyjaciela, pracującego w handlu żywnością, jak i z własnych obserwacji. Rzekome obniżki dotyczą głownie niektórych (bo nie wszystkich!!!) asortymentów pieczywa. Moje pokolenie pamięta jeszcze czasy niejakiego Gomułki, kiedy to oficjalna propaganda tłumaczyła, że koszty utrzymania stoją w miejscu. Bo wprawdzie podrożały mięso, nabiał, chleb i warzywa, ale za to potaniały lokomotywy i statki drobnicowce.
Na razie mój domowy budżet jeszcze zbytnio na tym nie ucierpiał, ale tylko dlatego, że jestem emerytem, dysponującym samochodem i zamrażarkami zarówno w Warszawie, jak i w mazurskim domku. Zatem gdy w internetowych gazetkach promocyjnych wypatrzę coś atrakcyjnego (głównie mięso i nabiał), mogę zajechać pod dany sklep o siódmej rano i "załapać się" na tę okazję, kupując większy zapas owych dóbr. Ale co ma powiedzieć zdecydowana większość rodaków, poruszająca się komunikacją miejską a na prowincji "busową" (pomysłowy Dobromir niech sie huknie w pusty łeb, mogę mu pożyczyć dwukilowy młotek), a pracę rozpoczynająca o siódmej rano lub nawet wcześniej?
W linkowanym artykule opisano rozpaczliwe wysiłki uzupełnienia budżetu po breweriach Napoliona. Były próby podniesienia VAT na medykamenty weterynaryjne, a obecnie to samo robi się z materiałem używanym do inseminacji bydła i trzody chlewnej.
Prześmiewcy mogą powiedzieć, że będziemy mieć budżet po byku. Ale gdy za jakiś czas pójdą do sklepu po wieprzowinę czy wołowinę, będą życzyć Geniusiowi Żoliborza i Matołuszkowi, żeby ich chudy byk wybiedronił.
Stary Niedźwiedź
No cóż, tak się głupio składa, że nazwisko Baczewski kojarzy się przede wszystkim z rodzinną firmą założoną we Lwowie w roku 1782 i produkującą właśnie spirytualia z najwyższej światowej półki. Zatem autorem tego SMS musi być jakiś burak, i to nawet nie ćwikłowy, lecz pastewny. Któremu pomyliły się nazwiska Baczewski i Baczyński (a może i Bacewicz). Czyli jeden z tych "otwartych na świat i proeuropejskich" ćwierćinteligentów, którzy chwalą się, że jadają homery, czytują Homara i wiedzą, że autorem Iliady jest Hemar.
Z kolei wyrób gomułkopodobny zwany Budką powiedział, że POmiot zastanawia się nad zmianą nazwy i logo. Biedaczek nie wie, że gdy dom publiczny cienko przędzie, to zmienia się panienki, a nie czerwoną latarnię.
Ale nie do śmiechu było mi po przeczytaniu artykułu do którego link podesłała mi zaprzyjaźniona pani księgowa:
https://gf24.pl/biznes-i-gospodarka/item/2801-vat-od-nasienia-bykow
Co najmniej od początku tego roku VAT na niemal wszystkie wyroby spożywcze systematycznie wędruje w górę do poziomu 23%. Wiem to zarówno od mojego przyjaciela, pracującego w handlu żywnością, jak i z własnych obserwacji. Rzekome obniżki dotyczą głownie niektórych (bo nie wszystkich!!!) asortymentów pieczywa. Moje pokolenie pamięta jeszcze czasy niejakiego Gomułki, kiedy to oficjalna propaganda tłumaczyła, że koszty utrzymania stoją w miejscu. Bo wprawdzie podrożały mięso, nabiał, chleb i warzywa, ale za to potaniały lokomotywy i statki drobnicowce.
Na razie mój domowy budżet jeszcze zbytnio na tym nie ucierpiał, ale tylko dlatego, że jestem emerytem, dysponującym samochodem i zamrażarkami zarówno w Warszawie, jak i w mazurskim domku. Zatem gdy w internetowych gazetkach promocyjnych wypatrzę coś atrakcyjnego (głównie mięso i nabiał), mogę zajechać pod dany sklep o siódmej rano i "załapać się" na tę okazję, kupując większy zapas owych dóbr. Ale co ma powiedzieć zdecydowana większość rodaków, poruszająca się komunikacją miejską a na prowincji "busową" (pomysłowy Dobromir niech sie huknie w pusty łeb, mogę mu pożyczyć dwukilowy młotek), a pracę rozpoczynająca o siódmej rano lub nawet wcześniej?
W linkowanym artykule opisano rozpaczliwe wysiłki uzupełnienia budżetu po breweriach Napoliona. Były próby podniesienia VAT na medykamenty weterynaryjne, a obecnie to samo robi się z materiałem używanym do inseminacji bydła i trzody chlewnej.
Prześmiewcy mogą powiedzieć, że będziemy mieć budżet po byku. Ale gdy za jakiś czas pójdą do sklepu po wieprzowinę czy wołowinę, będą życzyć Geniusiowi Żoliborza i Matołuszkowi, żeby ich chudy byk wybiedronił.
Stary Niedźwiedź
Szanowny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńMatematyka jest prosta. Aby zwiększyć wydatki budżetowe, trzeba zwiększyć budżetowe przychody. Inaczej się nie da. To znaczy, można jeszcze pożyczać i drukować piniądz, ale ostateczny efekt jest ten sam. Obywatelom należy więcej zabrać. No to zabiera się im więcej. Wszelkie mrzonki socjalistów, że zabierać należy bogaty, a nie biednym, można włożyć między bajki, bo tego się zrobić nie da.
Jak mawiają poważni ekonomiści, a na naszym polskim podwórku do takich zaliczam Roberta Gwiazdowskiego, Andrzeja Sadowskiego i np. śp. Zytę Gilowską; wszystkie podatki są ostatecznie przenoszone w cenach produktów i usług na ogół społeczeństwa, w związku z czym wszyscy płacimy mniej więcej podobny procent od naszych wydatków. Jeśli chodzi o VAT, to średnio płacimy około 16,5%. I taką jednolitą stawkę można by było wprowadzić na wszystko, bez żadnych specjalnych przesunięć w budżetach - czy to w państwowym, czy też w prywatnych budżetach obywateli polskich. Wszelkie zwolnienia z VAT-u, różnorodność stawek itp. to jedynie wentyle, dzięki którym mafie są w stanie wyłudzać VAT na zasadzie karuzeli. Czyli w sumie, gdyby uniknąć strat na wyłudzaniu zwrotu VAT-u przez karuzele (całkiem się nie da, bo przy wewnątrzunijnej dostawie towarów i usług VAT jest zwracany) to może nawet dałoby się obniżyć ten liniowy VAT do 15%. W budżecie państwa było by tyle samo. W budżetach domowych obywateli byłoby więcej. A w budżetach mafii VAT-owskiej byłoby mniej.
Całe te podatkowe progi, czy to przy podatku VAT, czy przy PIT, służą jedynie mydleniu oczu społeczeństwu, które się na tym nie zna, bo i dlaczego miałoby się znać? Wciska się ludziom kit, że państwo zabiera bogatym, by dać biednym. Gówno prawda.
Natomiast prawda jest taka, że im większy budżet państwa (a z roku na rok jest coraz większy), tym więcej haraczu wszelkimi sposobami rząd musi ściągnąć z obywateli. Inaczej się nie da, bo liczby się nie zgodzą, a przecież matematyka jest prosta.
Zatem wszyscy ci, którzy domagają się większych wydatków państwowych, automatycznie domagają się zwiększenia obciążeń fiskalnych dla obywateli. Jedyny sposób, by podatki zmalały, to zmniejszenie budżetu państwa.
Tak, wiem, jest jeszcze krzywa Laffera, która aż tak liniowo stosunku przychodów państwowych do obciążeń fiskalnych nie definiuje. Ale gdyby ją do tej analizy dołożyć, zalecenia dla rządu, w którą stronę powinien iść, by ludziom średnio żyło się lepiej, byłyby jeszcze dalsze od obecnego postępowania tego rządu, a także znakomitej większości rządów na świecie.
Sorry, taki dziś mamy polityczny klimat :-)
Pozdrowienia
Czcigodny Jarku
UsuńJest oczywistą oczywistością, że podatek VAT płacą końcowi odbiorcy w łańcuszku przekazywania towaru, czyli konsumenci. Nie dysponuję odpowiednimi danymi, zatem nie kwestionuję Twojej informacji, że średnia stawka VAT to 16.5 %, choć wydaje mi się, że na przykład ja płacę wyższy haracz.
O krzywej Laffera nie miał pojęcia nawet robiący za profesora naczelny komunistyczny ekonom (bo na pewno nie ekonomista), czyli niejaki Kołodko. Swego czasu musiał obniżyć akcyzę na alkohol, bo z Brukseli przyszła taka dyrektywa, a wytyczne euroburdelu komuchy przefarbowane na socjaldemokratów wykonują równie gorliwie, jak swego czasu rozkazy z Moskwy. I ten tłumok publicznie wyraził swoje zdziwienie, że po tej obniżce dochody budżetu z tytułu tej akcyzy wzrosły!
O Napolionie złośliwi mówią, że jest ekonomicznym geniuszem, bo już w wieku kilku lat wiedział o gospodarce to wszystko, co wie o niej teraz. Więc nie mam cienia złudzeń co do tego, że zwiększenie wpływów do budżetu po obniżce podatków na skutek skurczenia się szarej strefy przekracza możliwości jego intelektu.
Ale jako konserwatysta nie olewam przyszłych losów Polski. Widzę groźbę zapaści demograficznej i uważam, że rodzinom wielodzietnym trzeba rozsądnie pomóc. Kilka lat temu, gdy pomysł 500+ dopiero się rodził, na tym blogu proponowałem pomoc w formie gwarantującej jej dotarcie właśnie do dzieci. Czyli dofinansowanie dojazdów do szkoły, szkolnych obiadów (od zaprzyjaźnionych nauczycieli wiem, że dla wielu dzieci jest to jedyny porządny posiłek w ciągu dnia), miejsc w internatach etc. Pomysłem pięciu stów wszystkim bez wyjątku nie byłem wtedy zachwycony, choć moje prowincjonalne i warszawskie obserwacje nie potwierdzają targowicko - "leberalnych" łgarstw, że te pieniądze w większości są przepijane. Zjawisko to oczywiście istnieje, ale intuicja mówi mi, że dotyczy góra 10% beneficjentów. A kilka procent obdarowanych nie kryje się z tym, że za te pieniądze kupuje whisky czy koniaki z wyższej półki. I mówią, że gdy głupi daje, to mądry bierze. W ich przypadku istotnie darczyńcą jest głupiec.
Za równie głupie uważam żałosne teoryjki. że obniżka podatków zastąpiłaby to 500+. I służę przykładem wiejskiego małżeństwa z trójką dzieci, w którym jedynie ojciec pracuje z pensją około 2500 zł miesięcznie na rękę. Nawet po takim debilizmie, jak wprowadzenie podatku półgłównego, półtora tysiąca mu nie przybędzie.
A żądanie zaniechania wszelkich działań broniących polskich producentów w sytuacji, gdy cały cywilizowany świat to robi, przypomina mi osiemnastowiecznych sarmackich kretynów, wrzeszczących, że "Rzeczpospolita nierządem stoi". I uzasadniających to teoryjką, że skoro Rzeczpospolita na skutek swej słabości nikomu nie zagraża, to nikt na nią nie napadnie, bo nie ma ku temu powodu.
Rekapitulując, socjal należy ograniczyć i bardzo mądrze zmodyfikować. Na przykład połączenie z bonem edukacyjnym mogłoby się udać.
Stary dowcip z czasów PRL głosił, że komunizm wymyślili hochsztaplerzy. Bo naukowcy sprawdziliby w laboratorium na szczurach, że to nie działa. Osiemnastowieczni liberałowie sprawdzili to na ludziach i gdzieś na początku dwudziestego wieku też okazało się, że ludzie tego nie akceptują. Obecnie w Europie brytyjscy spadkobiercy wigów stanowią osobliwość przyrodniczą a w Niemczech czy Beneluksie tak zwani liberałowie parają się taka samą polityczną prostytucją, jak ten, za przeproszeniem, PSL.
Komuna próbowała stworzyć "nowego człowieka" i dreck im z tego wyszło. Zatem polscy wolnorynkowcy (na tym blogu nigdy ich nie nazwę liberałami, bo na prowincji za takie samookreślenie mozna dostać po gębie) powinni skorelować swój program z mentalnością Polaków. Bo twierdzenia, że idea jest wspaniała, a tylko naród do niczego, już przerabiały komuchy, a obecnie "merdia". Z powszechnie znanym skutkiem.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Niedźwiedziu, nikt mi nie wmówi, że 500+ ma szansę podreperować polską demografię. Popierasz to ze względu na swoje dobre serce, niemniej chyba rozum Ci mówi, że nie jest to droga do zahamowania spadku narodzin.
UsuńCzcigodna Kiro
UsuńSama nie tak dawno napisałaś, że w jako tako przyzwoitym kraju nie wolno tolerować pewnych wykluczeń cywilizacyjnych. O ile pamiętam, mowa była o problemach komunikacyjnych, którymi obdarzyli Polaków Chyży Rój i jego szajka. Zatem nasze stanowiska nie są od siebie odległe.
W 2015 miałem zastrzeżenia do pomysłu 500+ i proponowałem inne rozwiązania sofinansowania biedy. Ale obecnie, choć nadal jestem zwolennikiem tych innych rozwiązań, w mojej ocenie to 500+ wyszło lepiej, niż sie spodziewałem. Bo moje obserwacje są rażąco odległe od targowicko - "leberalnych" pierduł. Obficie serwowanych przez merdia wolne jedynie od poszanowania prawdy i elementarnej przyzwoitości.
A moja ograniczona aprobata dla 500+ wynika nie tylko, jak sądzisz, z empatii. Dla każdego konserwatysty państwo jest wartością a jego przetrwanie bardzo ważnym zadaniem. I dlatego uważam, że skoro już jakieś dziecko pojawiło sie na tym świecie, trzeba starać sie, by wyrosło na uczciwego człowieka i zdobyło wykształcenie na miarę swoich możliwości, by w przyszłości mogło zarobic na siebie. A nie zostać lumpem, złodziejem, czy wręcz "żołnierzem" świata przestępczego. Bo to per saldo wszystkim się opłaci.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Niedźwiedziu, abstrahując od 500+, to wydaje mi się, że żywisz dość romantyczne wyobrażenie ścieżki życiowej każdego obywatela. Wykształcenie samo w sobie jest niewiele warte, gdyż praca nie czeka na każdego absolwenta nawet dobrej uczelni, wszystko zależy od zapotrzebowania na rynku, przebojowości i autentycznego zaangażowania w swoją dziedzinę, często znajomości. A tego nie zapewni żaden rząd. Oczywiście możesz argumentować, iż owe 500+ może pójść na korepetycje, książki, czesne lepszego liceum - zgoda. Ale to tylko zwiększy konkurencję na rynku pracy. Tak to widzę.
UsuńSzanowni
OdpowiedzUsuńW ramach poprawy matrixu VAT, stawkę na drewno opałowe zoptymalizowano z 8 do 23%. Jak mniemam, u wszystkich prywatnych odbiorców spowoduje to nagłą i nieodpartą potrzebę uzyskania faktury. A kradzieże drewna w lesie przejdą do historii.
Ukłony
Czcigodny Żurawiu
UsuńJak pisałem 1 czerwca, w maju kupiłem w markecie kilka "metrów przestrzennych" już pociętej brzozy opałowej. Za jeden taki metr płaciłem 180.56 zł netto, czyli 195 zł jeszcze z ośmioprocentowym VATem. I spotkałem się z opinią, że przepłaciłem, bowiem przed świrusowym szaleństwem taki metr kosztował z pocięciem i dowozem około 160 zł brutto. Ale szybko policzyłem, że po "optymalizacji", o której piszesz, za metr zapłaciłbym 222.08 zł. Czyli tak naprawdę na każdym metrze zaoszczędziłem ok. 27 zł. A przy jedynie wiosennym i jesiennym paleniu w kominku zakupiony zapas starczy mi na przynajmniej pięć lat.
A paragon zakupu rzecz jasna trzymam. Bowiem nie można wykluczyć, że ci idioci będą robić naloty na domki letniskowe i żądać dowodu zakupu drewna. Więc Twoja uwaga nie jest z gatunku gryzącej ironii, lecz smutnej rzeczywistości.
I równie niewesoło, aczkolwiek jak zawsze serdecznie. pozdrawiam Ciebie.
Szanowny Stary Niedzwiedziu,
OdpowiedzUsuńJakos dziwnie jestem spokojny ze moi rodacy jakos sobie poradza. ''U nas'' w Wisle od pewnego czasu rolnicy kupuja rozne maszyny i sprzet w tym pakowarki i dostarczaja ''koncowy produkt'' wprost do klienta pod drzwi jak trzeba. To oczywiscie na mala skale ta wolnosc podatkowa jest robiona ale zawsze to jakis poczatek -podobnie zreszta z wodka bylo i innymi zbyt mocno oblozonymi podatkami dobrami. Szczerze dziwie sie ze PP.Morawiecki tak slabo zna nature wlasnego narodu ... :)
Wesol wieczor
PiotrROI&WPL
Czcigodny Piotrze
UsuńUcieszyłeś i jednocześnie ubawiłeś mnie informacją, że nowe wraca. Czyli w unowocześnionej wersji odżyła peerelowska instytucja przysłowiowej "baby z mięsem i nabiałem". Na razie na skalę mniejszych miejscowości. Zatem Napolion i jego handlanger Matołuszek przekonaja się, że krzywa Laffera dobrze opisuje rzeczywistość. Ten pierwszy na pewno nie ma pojęcia o istnieniu takiej zależności między stopa podatkową a wpływami z tego tytułu do budżetu, zaś ten drugi albo też o tym nie wie, albo wie ale boi sie o tym Geniusiowi Żoliborza powiedzieć.
Przypomniałeś mi dwie zabawne anegdoty o "nielegalnym" handlu mięsem w stanie wojennym. Ale zanim je przypomnę, w najbliższym wpisie muszę zająć się udupieniem przez PiS kandydatury księdza Tadausza Isakowicza-Zaleskiego do tej komisji do spraw walki z pedofilią. Bo to koncertowa wtopa wizerunkowa.
Pozdrawiam serdecznie.