Arcyciekawa i owocna dyskusja nad zaprezentowaną głównie
przez Tie Fightera (mój udział w tych pracach był znacznie mniejszy) naszą
wizją organizacji sił zbrojnych w rozsądnie rządzonej Polsce, spowodował że
naszej uwadze umknął fakt, iż licznik wejść na naszą witrynę przekroczył ćwierć
miliona. Jest zatem pretekst do podzielenia się z Czcigodnymi Czytelnikami
kilkoma osobistymi refleksjami i przypomnienia garści faktów z dziejów
„Antysocjala” na platformie Blogspotu.
Przeprowadzka z megaupierdliwego Onetu, z jego lewacką
cenzurą i kretyńskimi wyskakującymi reklamami, zasłaniającymi obecnie ćwierć
przestrzeni roboczej ekranu, nastąpiła w maju 2012. 11 maja pojawił się
pierwszy wpis pod nowym adresem, zawierającym przy nazwie witryny przyrostek
„bis”. Bowiem okazało się że samą nazwę „Antysocjal” już ktoś zawłaszczył,
jedynie po to, aby po bodajże dwóch postach zakończyć swoją pożal się Boże działalność
blogową. Do chwili w której piszemy te kilka słów, naszą witrynę odwiedziło
ponad 251 tysięcy osób. Co przez dotychczasowe 852 dni działalności daje
średnio 295 wejść na dobę czyli prawie 108 tysięcy rocznie. Jak na znacznie
rzadziej od „omletu” odwiedzaną platformę, wynik niezły. Świadczący że w
odróżnieniu od kilku megalomanów, naprawdę mamy do kogo pisać.
W sierpniu 2012 zakończyłem
czteroletnią współpracę z czcigodnym Dibeliusem a 29 tegoż miesiąca, pożegnał
się on z Szanownymi Czytelnikami. Ponieważ Dibelius już wcześniej zaczął
prowadzić własny blog, o innych zasadach funkcjonowania, doszliśmy do wniosku,
iż lepiej będzie, jeśli nasze wspólne ideały będziemy prezentować na osobnych
blogach. On z pozycji liberała a ja - konserwatysty. Nie było to oczywiście
gniewne rozejście się, nasze kontakty w realu nadal trwają w najlepsze. A o
Dibeliusie zawsze będę myślał jako o współtwórcy „Antysocjala”. Bowiem choćby
jego zasługi w tworzeniu kanonu antysocjalowej terminologii są nie do
przecenienia. Więc to nadal jest i będzie również i jego witryna.
Już pod koniec 2012 moją uwagę zwróciły komentarze Tie
Fightera. Bila z nich dogłębna znajomość problematyki ekonomicznej, mnóstwo
zdrowego rozsądku i pragmatyczne a nie idealistyczne podejście do polskich
spraw. Nawiązana łączność prywatna utwierdziła mnie w przekonaniu, że naszym
wspólnym mianownikiem jest Polska. A nie żaden zafajdany „euroregion” jako
„mała ojczyzna” a Związek Socjalistycznych Republik Europejskich jako rzekoma
duża. Zaś spotkania w realu przy kropelce „narkotyku” on the rock (jak chlubę
porządnego konfederackiego stanu Tennessee nazywa nadaktywny w polskim necie
pewien narkomański cwel), pozwoliły nawiązać przyjaźń a mnie przewartościować
mapę polityczna Polski.
Do tej pory odnosiłem się do narodowców ze sporą
podejrzliwością. Z jednej strony jedynie człowiek kompletnie zaślepiony
negowałby zasługi Romana Dmowskiego dla stworzenia armii Hallera i odzyskania
przez Polskę niepodległości w roku 1918. Choć nie ukrywam, że wyżej sobie cenię
to co indywidualnie zdziałał Ignacy Jan Paderewski. Ale z drugiej, raziła mnie
zawsze ta endecka prorosyjska mania. W mojej ocenie przypominająca postawę
odrzuconej i ogarniętej obsesją kochanki. Która nawet bita, roi sobie że jej
oprawca ją kocha. Nasze rozmowy pozwoliły mi dowiedzieć się, że większość
współczesnych narodowców nareszcie wydoroślała i pożegnała się z tą dziecinadą.
A przedstawione mi przez Tie Fightera istotne postulaty gospodarcze narodowców,
jak choćby pomysły działań propolskich, po prostu mnie przekonały. Bo po
pierwsze, niektóre z nich po wdrożeniu na Węgrzech, zadziałały zgodnie z
oczekiwaniami, a więc nie widzę powodu, aby w Polsce miały się nie sprawdzić.
Po drugie, właśnie to chóralne obszczekiwanie Victora Orbana przez GW no Prawda
i inne polskojęzyczne „merdialne” kundle, to dla mnie ewidentny argument za
słusznością takich idei. A po trzecie, polska racja stanu jest dla mnie najważniejsza.
Zaś pierdoły o wyższości nad nią paranoicznych pomysłów na jakąś Nibylandię,
rzekomo zbudowanych na niewzruszalnych fundamentach, pozostawiam debilom którzy
wierzą w smurffy czy bociana. Zaś te rzekome fundamenty mam za kupę, no niech
już będzie że błota.
Z kolei mnie udało się przedstawić Tie Fighterowi prawdziwy
obraz polskiego protestantyzmu. Nie mającego nic wspólnego ze szwedzkim
kompletnym sprostytuowaniem się za budżetowe dotacje. Upewniłem go że dla nas
Pismo Święte jest fundamentem wiary, a nie „zbiorem mitów”, jak w wywiadzie dla
damskiego dodatku do agorowego szmatławca powiedziała lesbijska pinda, udająca
„biskupa Sztokholmu”. A w Polsce jest rzeczą niemożliwą aby „pastor” pederasta
zapraszał wiernych na swoje psie wesele z innym pedałem. Bo takiego „pastora”
rada parafialna natychmiast wywaliłaby ze stanowiska na zbitą mordę.
Ta przyjaźń w realu rzecz jasna zaowocowała dołączeniem się
Tie Fightera do kolegium redakcyjnego. I spowodowała konieczność sformalizowania
i wyartykułowania poglądów redakcji na najistotniejsze kwestie.
Uznaliśmy że na płaszczyźnie politycznej, sojusz narodowców
i konserwatystów jest rzeczą naturalną, a w obliczu wspólnego wroga, czyli
eurokomunizmu i sił postępu, równie postępowych jak pewna odmiana paraliżu,
dzielące nas różnice są po prostu błahe. A na polu wiary (Tie Fighter jest
katolikiem na serio), też nie ma zakopanej żadnej miny pułapki.
Na płaszczyźnie okołoreligijnej, doszliśmy do porozumienia
iż wystarczającym kryterium przyzwoitości jest Septalog (Dekalog bez trzech
pierwszych przykazań), czyli najzwięźlejszy w naszym kręgu kulturowym
drogowskaz, pokazujący co należy robić a czego unikać. Bowiem obydwaj
spotkaliśmy w życiu agnostyków, będących po prostu porządnymi ludźmi, którym
nie tylko można podać rękę ale i warto zaprzyjaźnić się z nimi. Po prostu ich
nie spotkała łaska wiary i nie nam dociekać dlaczego. A w takiej sytuacji,
jeśli na pytanie o istnienie Boga odpowiadają NIE WIEM, jest to po prostu
uczciwe. I w żaden sposób nie wolno ich obrażać, wrzucając do jednej szuflady z
ateotalibańskimi durniami którzy WIEDZĄ że nie ma Boga. I nawet to „nałukowo”
udowodnili.
W dyżurnej w polskich warunkach kwestii aborcji, obydwaj
akceptujemy (choć w niektórych jej aspektach bez entuzjazmu) obecną ustawę
regulującą te kwestie. A w sprawie narkotyków, jesteśmy za „uwolnieniem
konopi”, ale rzecz jasna wyłącznie w postaci stryczka dla handlarzy śmiercią.
Zresztą kwestie prawne będą tematem jednego z kolejnych postów omawiających
naszą wizji państwa.
I jeszcze ostatnia kwestia, której nie sposób pominąć, przeprowadzając
bilans.
W swych komentarzach, a zwłaszcza w prywatnych rozmowach, niektórzy
z Szanownych Gości nie są zachwyceni naszymi w miarę częstymi odniesieniami się
do aborcyjno – narkomańskiego środowiska tak zwanych „wolnościowców”. Wymaga to
wyjaśnienia.
Gdyby „Antysocjal’; był działającym w realu salonikiem, do
którego zapraszalibyśmy stały zestaw gości, takie wracanie do tej sprawy byłoby
istotnie niecelowe, a co gorsza, Goście mogliby to uznać za wotum nieufności
pod adresem ich inteligencji. Ale internetowa witryna rządzi się innymi
prawami. Odwiedzają ja i przypadkowi czytelnicy, w tym wielu młodych ludzi, ze
swej natury sporo czasu poświęcających surfowaniu w sieci. Mogą oni tam
natrafić na brednie łajdaczki. radzącej jak domowymi sposobami dokonać
sztucznego poronienia. Czy wybroczyny umysłowe „terapeuty uzależnień”,
gloryfikującego marihuanę i bredzącego że nie jest ona narkotykiem. W
odróżnieniu od kieliszka wina, którego wypicie to rzecz jasna straszliwe
ćpanie. I dojść do wniosku że skoro „terapeuta” tak mówi to widocznie tak jest,
a rodzice czy nauczyciele są tępymi zgredami, zakazującymi tego co jest wporzo
i spoko, na zasadzie psa ogrodnika.
I dlatego nie ustaniemy w prostowaniu tych bezczelnych
łgarstw. Tłumacząc że takich rad, w przypadku skorzystania z nich grożących
zdrowiu i życiu kobiety, może udzielać tylko półpiśmienne ścierwo głupsze od
własnej waginy. A ów „terapeuta uzależnień” (ciekawe ilu ludzi uzależnił od
narkotyków w swojej „karierze terapeutycznej”) to ostatnie bydlę, mające w
swoim „terapeutycznym dorobku” odsiadkę za narkotyki. Do tego będące
współorganizatorem i współsponsorem co najmniej dwóch aborcji. Po prostu kał w
ludzkiej skórze.
I jeśli choć jedna młoda dziewczyna, przed pójściem z
chłopakiem do łóżka, zamiast słuchać „rad” portowej szmaty, zasięgnie porady
ginekologa w kwestii antykoncepcji, uznamy że warto było tyle o tym pisać. Zaś gdy
ktoś przed wyjaraniem pierwszego „jointa” wejdzie na stronę, na której jego
rówieśnicy piszą jak łatwo w to gówno wdepnąć, jak bardzo zdemolowało ono ich
życie i z jakim trudem się z tego łajna domyli, w naszej ocenie będzie to
wystarczający powód systematycznego drążenia tych spraw.
Stary Niedźwiedź i Tie Fighter
Szanowni tie_fighterze i Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim gratuluję wam takiej ilości odwiedzin. Na naszych witrynach blogowych sporym jest to osiągnięciem, gdyż mało kto trafia na nie przypadkiem, a najczęściej są to wejścia z polecenia innych osób. W związku z tym możemy mieć pewność, że wasza wytrwałość w prowadzeniu bloga, świetny styl i rozsądne poglądy są sporo warte i przyciągają czytelników.
Nas też wiele łączy, a mało dzieli, mniemam. Jako przedstawiciel tzw. "Ciemnogrodu" czyli endek, konserwatysta i katolik uważam was za dobrych sojusznikôw w wojnie z naszym wspólnym wrogiem, który nienawidzi Polski i Polaków, ale który nie rozumie również, iż w tej nienawiści nie zyska siły, jaką by mamy dzięki do tejże Polski miłości.
Życzę wam wkrótce pół miliona odwiedzin i sto lat - zarówno tu, jak i tam. Wytrwałości w walce o normalność.
Drogi Robercie, wiesz jak bardzo cenię twoją działalność blogerską i komentatorską. Ufam, że gdy nas już nie będzie, to Ty i młodzi ludzie Tobie podobni będą nadal kontynuować naszą pracę i wyznaczać linię przebiegu barykady.
UsuńSerdecznie Cię pozdrawiam.
Czcigodny Robercie
UsuńW polityce stuprocentowa kompatybilność po prostu się nie zdarza. 70% to już wystarczający powód, by na jakąś partię zagłosować. A naszą oceniam na ponad 90%.
Zatem dziękując za piękne życzenia, tak jak i Tie Fighter, wyrażam nadzieję, że Twoi rówieśnicy dołączą do Ciebie i dalej pociągniecie tę walkę z obyczajową degrengoladą, programową antypolskością i politycznym zaprzaństwem.
Pozdrawiam serdecznie.
Gratuluję, wspieram, podziwiam i życzę, zarówno Wam jak i sobie, aby ten blog rósł w ilość odwiedzin oraz jak zawsze arcyciekawych i wartościowych wpisów :)
OdpowiedzUsuńP.S. Uwielbiam Wasz charakterystyczny język jakim opisujecie "drugą stronę blogowej barykady", czyli tę lewacko-lemingową zbieraninę, wobec której ja z racji na swoje słabe nerwy i porywczy charakter używałbym tylko słów powszechnie uznanych za wyjątkowo wulgarne i obraźliwe (kto wie czy i nie siły fizycznej), a którą Wy potraficie opisywać jednocześnie wprost i dosadnie a jednak z dużą doza niemalże poetyckiej finezji :)
Pomimo jak się domyślam znacznej różnicy wieku, kiedyś z wielką chęcią poznałbym Szanownych Autorów osobiście i podyskutował przy szklaneczce czegoś bursztynowego :)
MACIEJJO
Szanowny MACIEJJO,
UsuńA ja lubię bardzo charakterystyczny styl twoich komentarzy i celne diagnozy omawianych zjawisk. Z przyjemnością również wzniósłbym wspólny toast wsłuchując się z lubością w brzęk kostek lodu w szklaneczce bursztynowego eliksiru. Nie wykluczam, że będzie ku temu okazja, bowiem od pewnego czasu kiełkuje mi w głowie pomysł zorganizowania spotkania sympatyków Antysocjala.
Serdecznie Cię pozdrawiam.
Czcigodny Maciejjo
UsuńPomysł spotkania w realu po prostu przedni. Jeśli nie padnie atrakcyjniejsza propozycja, służę swoją mazurską lokalizacją. Praktyka wykazała że około dziesięciu osób pomieści się bez wielkiego ambarasu.
A co sie tyczy języka, nie jest to takie trudne. Na przyklad pisząc o "hurezimmerze" zaćpanego satanistycznego ekskrementu, wystarczy wspomnieć o przydróżce, której z racji barku mózgu, wiedzę należy implantować dopochwowo. O czerwonej ciocie, która co i raz daje się przyłapać na kłamstwach z opuszczonymi portkami, ani chybi licząc na ciąg dalszy. Czy ptaszynce sraszynce, "pracowniku nałukowym", która już z trzech szkół wyfrunęła na zbity dziób.
Zresztą Tobie muszę podziękować za jakże zwięzłą "cwelparadę".
Pozdrawiam serdecznie.
Dołączam się do życzeń. Tak trzymać i robić swoje.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia.
Dzięki Groverze i odwzajemniam pozdrowienia.
UsuńCzcigodny Groverze
UsuńSerdeczne dzięki, ucałowania rączek dla twojej piękniejszej połowy, ukłony dla pociech.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowni Stary Niedźwiedziu i Tie Fighterze
OdpowiedzUsuńmimo że (jak mniemam szczerze) do tego dążycie, to jesteście niespójni w swojej logice. Mam na myślę kwestię aborcji, jak potocznie nazywane jest zabicie dziecka nienarodzonego.
Nie można akceptować 5 przykazania i jednocześnie akceptować (nawet "bez entuzjazmu") obecne prawo regulujące tę kwestię. Jeśli w Waszej wizji państwa to prawo nie byłoby zmieniona - to byłaby to wizja państwa barbarzyńskiego, w którym człowieka można zabić np. z powodów eugenicznych.
Pozdrowienia,
Bartek
Szanowny Bartku,
UsuńW tej kwestii moje i Starego niedźwiedzia stanowiska nieznacznie się różnią. Wypowiem się więc za siebie. Dla mnie aborcja zawsze jest złem, niemniej nie potrafiłbym potępić kobiety, która usunęła ciążę będącą wynikiem gwałtu. Podkreślałem jednak zawsze, że i tu można ciążę donosić i dziecko oddać, bo co ono winne? Ono jest drugą, obok zgwałconej kobiety ofiarą tego gwałtu. Nie twierdzę też, że obecna ustawę akceptuję, a raczej przyjmuję do wiadomości jej istnienie - i tyle. Niemniej, będąc pragmatykiem i realistą, nie widzę żadnej możliwości zmiany tej ustawy. Zresztą nie widzę sensu walki z wiatrakami, albowiem podziemie aborcyjne działa w najlepsze, a każda kobieta może wsiąść w samochód i jechać do Niemiec czy Czech, gdzie takie "zabiegi" są legalne i zwyczajnie tam ciążę usunąć. Zatem i tak możemy powiedzieć, że działanie tej ustawy jest fikcją. Jedyna realna bariera, to pieniądze. Finalnie i tak Bóg wszystkich nas osadzi, więc starajmy się Go nie wyręczać. Obecna ustawa nie ma żadnych szans na zaostrzenie, a bardziej martwiłbym się próbami jej liberalizacji.
Pozdrawiam, TF.
Szanowny Bartku
UsuńJeśli ciąża zagraża życiu matki, to można:
1. Poświęcić życie dziecka aby uratować życie matki.
2. Nie robić nic (poza odmawianiem modlitw) i czekać na śmierć obydwojga.
Wybacz, ale tej drugiej alternatywy nie skomentuję, aby nie użyć wyjątkowo obelżywych słów, godnych jakiejś narkomańskiej, pedalskiej czy genderowej witryny. Pkroju latryny ćpuna, satanisty i kryminalisty w jednej osobie i mądrzącego tam się bydła.
Więc nie stosuj chwytów polemicznych na poziomie wymienionych środowisk i nie porównuj imperatywu ratowania życia matki za naprawdę każdą cenę z eutanazją.
Kłaniam się.
Tyle, że obecna ustawa dopuszcza również aborcję w dwóch innych przypadkach:
Usuń-przy przesłance eugenicznej i tak zabija się w Polsce kilkaset dzieci,
-przy czynie zabronionym - która to przesłanka de facto jest martwa, a zastosowana była np. do zabicia dziecka w tzw. "sprawie Agaty".
Lekceważenie tego i tłumaczenie, że "i tak można wyjechać do Niemiec" to nie jest rozwiązanie problemu, bo w ten sposób można argumentować zaniechanie wielu zmian prawa na lepsze.
Powtórzę jeszcze raz: zabicie dziecka tylko dlatego, że jest PODEJRZANE (podkreślenie celowe) o chorobę jest barbarzyństwem. I (abstrahując już od argumentów religijnych) każdy kraj je akceptujący jest krajem barbarzyńskim niezależnie od tego, czy krajem tym rządzi "narkomańska, pedalska, czy genderowa latryna pokroju latryny, ćpuna, satanisty i kryminalisty w jednej osobie", czy tacy arcykonserwatyści jak Wy, szanowni Autorzy (ironia celowa, oby skłoniła Was do przemyślenia tej kwestii).
Pozdrawiam,
Bartek.
@Bartek,
Usuń"Lekceważenie tego i tłumaczenie, że "i tak można wyjechać do Niemiec" to nie jest rozwiązanie problemu, bo w ten sposób można argumentować zaniechanie wielu zmian prawa na lepsze."
Zacznijmy od tego, że argument o możliwości przeprowadzenia aborcji w Niemczech czy Czechach, jest argumentem wykorzystywanym przeze mnie przeciw środowiskom domagającym się liberalizacji obowiązującej ustawy aborcyjnej, a w rzeczywistości domagających się finansowania aborcji na żądanie przez państwo. Na ustawodawstwo innych krajów nie mamy wpływu, a tamtejsze siły pro-life, najwyraźniej nie podchodzą do swojej misji zbyt poważnie. Dziwię się zatem twojej interpretacji tego argumentu, lub jego niezrozumieniu.
Fanatyzm w tej kwestii też nie jest żadnym rozwiązaniem. Gdyby Twoja dziewczyna lub żona miała powić dziecko gwałciciela, to śpiewałbyś z innego klucza. Jeżeli taka kobieta zdecyduje się takie dziecko donosić i oddać np. do adopcji to chwała jej za niezłomną postawę, nie mówię już o wychowaniu takiego dziecka, bo i takie przypadki się zdarzają. Niemniej jednak, mimo, że uważam każdą aborcję za zło, to nie umiałbym kobiety zgwałconej za decyzję o aborcji potępić. Pisałem już o tym wcześniej i gdybyś nieco uważniej czytał, to nie musiałbym się powtarzać. Co do przesłanek eugenicznych, to mogę tylko wyrazić wotum zaufania do badań prenatalnych, bowiem kiedy moja żona była w drugiej ciąży, to wyszło z badań (dwukrotnie przeprowadzonych), że dziecko jest obciążone wadą genetyczną. Nawet nam przez myśl nie przeszło, że to dziecko mogłoby się nie urodzić. Oczywistym dla nas było, że przyjdzie na świat i będziemy je kochać bez względu na to jakie upośledzone będzie. Bądź zatem łaskaw mnie nie pouczać, a raczej zastanów się, czy sam zdobyłbyś się na taką odpowiedzialność, czy tylko potrafisz dużo pisać? I jak byś się zachował, gdyby Twoja dziewczyna/żona chciała taką ciąże usunąć? I wreszcie na koniec powtórzę, że nie należy mylić fanatyzmu z konserwatyzmem, bo skrajności prowadzą zawsze do nieszczęść. Odruchowo nabieram dystansu do ludzi, którzy posługują się absolutami.
Kłaniam się.
Uciekacie od odpowiedzi, a szkoda. Sprawa jest bowiem prosta: jeśli zabicie dziecka jest złe, to prawo nie powinno dopuszczać takiej możliwości, a jeśli dopuszcza to należy złe prawo zmienić. Kropka. Jeśli to uważacie za fanatyzm, Wasza sprawa. Wolę jednak dobre rozwiązania od obecnego zgniłego kompromisu.
UsuńA przy okazji - czy ja gdziekolwiek wspomniałem o potępianiu kobiet? Wasz tekst, który komentowałem był o wizji państwa i jedynie do tego się odnoszę - złego prawa.
Z wotum zaufania do badań prenatalnych radziłbym ostrożność - nawet Pański (i Żony) osobisty heroizm* nie zmieni faktów, że:
a) nie dają one pewności choroby dziecka,
b) mogą zaszkodzić,
c) ich wyniki wskazujące na prawdopodobieństwo choroby są wykorzystywane do wywierania nacisku na kobietę, że "coś z tym może zrobić".
Czy należy zakazać badań? Oczywiście nie, należy jedynie zlikwidować prawne przyzwolenie na eugenikę i punkt c zostanie rozwiązany.
*nawiasem mówiąc jest to również naleciałość językowa środowiska pro-aborcyjnego, które usiłuje odwracać kota ogonem i nazywa heroizmem decyzję o niezabiciu dziecka. Skąd już prosty wniosek do pro-aborcyjnego prawa, bo przecież nie można nikogo zmuszać do heroizmu etc.
@Bartek,
UsuńSzanowny Bartku. Po pierwsze to Ty nie odpowiedziałeś na pytanie, jak zachowałbyś się gdyby jedna z opisanych sytuacji dotyczyła Ciebie osobiście. Czyli co byś zrobił, gdyby to twoja żona była w ciąży poczętej w wyniku gwałtu, albo z badań prenatalnych wyszło, że urodzi bezczaszkowca, który przeżyje najwyżej kilka dni - w męczarniach zresztą? Oczywiście nadmieniam, że również nie mam pełnego zaufania do badań prenatalnych, ale w niektórych sytuacjach nie pozostawiają one wątpliwości (np. niewykształcenie rąk i nóg). Nie odpowiedziałeś też na pytanie, co byś zrobił, gdyby Twoja piękniejsza połowa chciała ciążę usunąć i upierała się przy tym? Bo chyba w przypadku zagrożenia życia matki (ciąża pozamaciczna) nie ma między nami sporu? Odpowiedz proszę na zadane pytania, to będziemy mogli kontynuować dyskusję. Jak już pisałem, łatwo się o pewnych sprawach mówi, a trudniej się właściwie zachować, kiedy ma się z tymi sprawami naprawdę do czynienia. Prawo natomiast powinno stanowić barierę dla ludzi pozbawionych sumienia, a nie stanowić jego zamiennika dla ludzi którzy to sumienie mają i czasem są stawiani przed bardzo trudnymi wyborami. Prawo też nie może służyć interesom i poglądom tylko jednej grupy światopoglądowej, dlatego też, w tak złożonych i delikatnych sprawach o jakich mówimy, musi ono być jakąś formą kompromisu. I tak właśnie jest.
"Z wotum zaufania do badań prenatalnych radziłbym ostrożność - nawet Pański (i Żony) osobisty heroizm* nie zmieni faktów, że:
a) nie dają one pewności choroby dziecka,
b) mogą zaszkodzić,
c) ich wyniki wskazujące na prawdopodobieństwo choroby są wykorzystywane do wywierania nacisku na kobietę, że "coś z tym może zrobić". "
To się pokrywa z tym co już wielokrotnie pisałem. Tu jest chyba zgoda. A co do twierdzenia opatrzonego gwiazdką, to nie mylmy ohydnych manipulacji pseudointelektualnych środowisk proaborcyjnych z pozostawieniem wyboru w ekstremalnych sytuacjach. Prawo nie rozstrzygnie za nas wszystkich rozterek natury moralnej. Niektóre sprawy musimy rozstrzygnąć w zaciszu własnego sumienia. Czekam na konkretne odpowiedzi na zadane konkretne pytania.
Kłaniam się.
Szanowny Bartku.
UsuńOminęła mnie interesująca dyskusja,ponieważ rzadko przeglądam wszystkie wpisy,ale jak widać kto rano wstaje,znaczy się przegląda wpisy na "Antysocjalu",temu Bozia daje.
Więc okazuje się,że jest nas dwóch co do zasady:
Aborcja to zło.Koniec,kropka.Nie można prawnie zła sankcjonować.Koniec,kropka.
Masz oczywiście rację że tu żadne "wygibasy" w rodzaju "gdy twoja żona ,dziewczyna...etc." tego faktu nie zmieniają,ponieważ potępienie czynu a potępienie osoby ten czyn dokonującej,to dwie różne sprawy.
Co prawda,od tzw."postępu"prawdopodobnie nie ma odwrotu,ale tak należy mówić.
Zło to zło.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Józefie,
Usuń"Masz oczywiście rację że tu żadne "wygibasy" w rodzaju "gdy twoja żona ,dziewczyna...etc." tego faktu nie zmieniają,ponieważ potępienie czynu a potępienie osoby ten czyn dokonującej,to dwie różne sprawy."
To nie żadne wygibasy, bo już kilka razy zetknąłem się z przypadkami podwójnej moralności. Otóż osoby, które znałem osobiście w obliczu konfrontacji swoich przekonań z okrutną rzeczywistością, już takie zasadnicze w swoich twierdzeniach nie były. Mniejsza o szczegóły, ale nazwanie zła złem nie budzi moich wątpliwości, natomiast jak się mają słowa do czynów to już zupełnie inna sprawa. Słowa to jedno, a czyny to drugie. W ekstremalnych sytuacjach nie zawsze idą one w parze. Celowo zadałem te pytania, by pobudzić do myślenia mojego interlokutora i wykazać wielopłaszczyznowość tego zagadnienia. Ty chyba nie skazałbyś na śmierć matki w przypadku ciąży zagrażającej jej życiu, ani nie skazałbyś na śmierć obojga, nie podejmując żadnej decyzji? Mylę się? Zresztą w tym konkretnym przypadku nawet nie możemy postrzegać go w kategoriach dobra i zła, a raczej tragedii ludzkiej i tyle.
Pozdrawiam, TF.
Drogi tie_fighter,nie mylisz się.Ja po prostu nie konstruuję nowego państwa,więc mam ten luksus,że mogę napisać tak jak myślę.
UsuńW przypadku ciąży zagrażającej życiu matki sprawa jest prosta.
To wyłącznie decyzja matki.Znamy przypadki rożnych wyborów przez matki.
Pozdrawiam serdecznie.
Ps.
Wróciłem przed chwilą z grzybów,więc dopiero teraz odpisuję.
Czcigodny Józefie
UsuńAborcja to zło.Też tak uważam i o to się nie pokłócimy. Bo za rzecz mądrą i piękną, może ją uważać jedynie dilerskie gówno z odsiadką na koncie i kilka łaszących się do niego kurew, płci więcej niż dwóch.
Natomiast możemy się różnić w ocenie, jakim złem byłoby dopuszczenie do psychicznego wykończenia się kobiety, która byłaby zmuszona do urodzenia dziecka gwałciciela. Po prostu dla mnie wyprowadzenie tak okrutnie skrzywdzonej ofiary z tak strasznej zapaści, jaką jest gwałt, to najwyższe dobro.
Wszyscy znamy dzieje Agaty Mróz. I na pewno można ją uznać za bohaterkę. Ale patrząc na to z męskiego punktu widzenia, nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego, abym mógł podać rękę facetowi, który powiedział lekarzom że mają ratować dziecko nawet kosztem życia jego kobiety.
Masz świętą rację, że jesteś w bardziej luksusowej sytuacji, niż Tie Fighter i ja. Ale bardzo mnie ucieszyłeś pisząc że czym innym jest potępienie czynu, a czym innym osoby która się go dopuściła. Bo w niektórych sytuacjach należy potępić sam czyn, ale nie karać osoby która to popełniła.
Pozdrtawiam serdecznie.
Witaj Niedźwiedziu.
UsuńNie wchodząc w szczegóły,decyzję o dokonaniu aborcji pozostawiam każdemu do rozstrzygnięcia we własnym sumieniu.Ponieważ mnie ten temat nie dotyczy,więc nie będę się dalej w tym temacie wymądrzał.
Masz rację,bardzo często myli się potępienie czynu i potępienie osoby która ten czyn popełniła.Zły czyn można,a nawet należy potępić.Osoby nigdy,ponieważ żaden człowiek nie ma takich uprawnień.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńGratuluję przekroczenia ćwierć miliona. Dziękuję za docenienie blogowej współpracy ze mną. Dla mnie był to ważny okres formowania światopoglądu, moje poglądy sprzed okresu aktywności na Antysocjalu wydają mi się dziś naiwne. Często przyjaźń potrafi zamieniać się w nienawiść, ale daliśmy przykład, że pomimo zaszłych zmian może przetrwać i zapewniać wzajemne wsparcie.
Tie Fighter początkowo sprawiał na mnie wrażenie nieco fundamentalistyczne, ale przekonałem się do Jego osoby. Mam nadzieję, że z wzajemnością.
Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów!
Kochany Dibeliusie, oczywiście, że ze wzajemnością! Serdecznie dziękuję i pozdrawiam.
Usuńczcigodny Dibeliusie
UsuńJak już napisałem, te cztery lata wspólnego redagowania "Antysocjala" wspominam z wielkim sentymentem. I cieszę sie nie mniej niż Ty, że naszej przyjaźni nie zaszkodziły różnice między liberalnym a konserwatywnym widzeniem świata (choćby w kwestii narkotyków).
I korzystając z okazji, bardzo Ci dziękuję za wielokrotne prostowanie, zarówno na Twoim, jak i na innych blogach, ohydnych łgarstw trzech parszywych szmat. Jednej męskiej, drugiej żeńskiej, trzeciej płci nijakiej (bo czerwona ciota to ani mężczyzna , ani kobieta).
Pozdrawiam serdecznie.
Gratuluję jubileuszu! :) I pozdrawiam Autorów.
OdpowiedzUsuńDziękuję Kiro i serdecznie Cię pozdrawiam.
UsuńCzcigodna Kiro
UsuńBardzo dziękuję za życzenia i pozdrowienia. Bd uprzejma zajrzeć do poczty.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowni Autorzy.
OdpowiedzUsuńSerdeczne gratulacje z okazji jubileuszu i tak dużej liczby wejść..
Życzę dalszych chęci do prowadzenia tego bardzo interesującego bloga…Dużo dobrej roboty i oby tak dalej.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Józefie, po prostu szacunek i ściskam prawicę.
UsuńCzcigodny Józefie
UsuńChęci nam na pewno nie zabraknie. Bo tak jak i Ty, nie mamy problemu z rozumieniem takich słów jak Polska, obowiązek, moralność. A ja na stare lata, przekonałem się jak cennym sojusznikiem w obronie tych wartości są narodowcy.
A Tobie, za działalność komentatorską, należy się niski ukłon. Który wraz z najserdeczniejszymi pozdrowieniami i ucałowaniem rączek dla Twojej piękniejszej połowy, z wielką satysfakcją przesyłam.
Dzięki stary Niedźwiedziu.
UsuńCo prawda z tą moją "działalnością komentatorską" chyba jednak przesadziłeś,ale mogę Ciebie zapewnić,że regularnie czytam wszystkie Wasze(St.N. i t_f) wpisy i czasem nieudolnie coś u Was zamieszczę.
Pozdrawiam serdecznie.
Wyszło,że "stary" to jednak nie taki "Stary",więc nie koryguję niezamierzonej pomyłki.
UsuńMoje gratulacje ! A przy okazji -ostatnio się dowiedziałam (nie zdążyłam zweryfikować tej informacji , acz uzyskałam ja od osoby , która znam od ponad trzech dekad i jej zdrowy rozsądek cenię, więc "nie galopowałam " do owej weryfikacji) ,że prawdziwym czy może głównym powodem delegalizacji konopii nie były przyczyny narkotycznego wpływu na organizm a....amerykańskie lobby rolnicze sprzed wielu lat- po prostu olej konopny był znacznie tańszy... Nie bronię (ani ja, ani mój informator) bynajmniej "łagodnych" narkotykow , jedynie zwracam uwagę jak czasem / często motywacje pewnych dzialń bywaja mniej szlachetne niż się oficjalnie do tego przyznaje.Ale przecież o tym wszyscy wiemy- co do zasady :(.Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNo cóż, myślę, że taki olej, podobnie jak sznury konopne czy konopie jako odstraszacze szkodników to nic złego. :) Autorzy bloga zwłaszcza dla tej drugiej pozycji znaleźli całkiem dobre zastosowanie. Nieco zbyt surowe jak na mój gust (ja bym optowała za ciężkimi robotami), ale specjalnie protestować nie będę.
UsuńCzcigodna An-Ko
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuje za miłe słowa i gratulacje.
Z przemysłem tłuszczowym współpracowałem wiele lat, zajmując się jego technologicznymi a nie ekonomicznymi aspektami. Dlatego trudno mi przytoczyć dane cenowe, ale ten argument o spisku amerykańskich rolników, potrafiących tanio produkować surowce dla przemysłu tłuszczowego,wygląda mi bardzo podejrzanie. Nie mówiąc już o tym, że pod względem własności zdrowotnych, olej słonecznikowy jest najbliższy oliwy, zatem bije konopny jakością na łeb, na szyję.
Nie traktuj tego jako zawoalowanej aluzji do osoby o której wspomniałaś. Ale w swojej blogowej karierze spotkałem debila narkomana, przy którym nawet niejaki "antydogmatyk" prawie może uchodzić za człowieka prawdomównego. Próbował mi wmówić że likwidacja upraw konopi w USA to spisek koncernu Du Pont, który chciał się pozbyć "zabójczej" konkurencji dla swoich tworzyw sztucznych. Tak jakby z konopi można było wytwarzać miski, kabiny prysznicowe i tysiące wyrobów z którymi spotykamy się na co dzień. Twierdził tez że w skutek palenia "marychujany" (uwaga, usiądź stabilnie) w mózgu powstają nowe szare komórki!
Gdy glogerka Flawia zatytułowała swój post "Dragi jak cukierki", to samo bydlę zapluło się że cukierki są dużo bardziej niebezpieczne. Bo od nich można się nabawić cukrzycy, zaś jaranie shitu kompletnie niczym nie grozi.
Mam nadzieję, że teraz mniej Cię dziwi nasza krucjata przeciwko narkotykom.
Jeszcze raz dziękując za życzenia, przy dzisiejszym obiedzie wzniose czerwonym winem toast za zdrowie Twoje i Twojej brzydszej połowy. Mając w wiadomym miejscu wypociny łajna z kryminału, które nazwie to "ćpaniem".
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodna Kiro
OdpowiedzUsuńCiesze się że mimo niewielkiej różnicy zdań w kwestiach wykonawczych, nie protestujesz przeciwko naszej wersji "uwolnienia konopi". W wersji stryczka na pewno skutecznie odstraszałyby one szkodniki. A gdyby wiadome bydlę onegdaj poszło nie siedzieć ale wisieć, miałabyś zdecydowanie mniej pracy przy usuwaniu pfekalii z Twojego blogu. I jeszcze raz dziękuję za okiełznanie hołoty za pomocą obecnego Prawa Kiry.
Pozdrawiam serdecznie.
Korekta
OdpowiedzUsuńMiało być FEKALII . Stary Freud zachichotał w zaświatach.
Polecam coś takiego (zaczęłam szukać , nie zmieniam oczywiście swej opinii o "łagodnych" narkotykach) Dlaczego uprawa konopii jest zakazana Ukryta władza. Zapewne o to chodziło mojemu "informatorowi", nie wiem ,czy z tego akurat źródła. A przy okazji trafiłam na nieznana mi dotychczas stronę
OdpowiedzUsuńCzcigodna An-Ko
UsuńCzy mogę prosić o link do informacji o których piszesz?
Pozdrawiam serdecznie.
Nie wiem dlaczego nie mogę skopiować linka.Wpisz w ggogle właśnie to "Dlaczego uprawa konopii jest zakazana.Ukryta władza"
UsuńJubileusz to taki moment kiedy należy uścisnąć dłonie, życzyć zdrowia, powodzenia i satysfakcji z prowadzenia bloga.
OdpowiedzUsuńTak więc ściskam prawicę:) obu Panom i niech się Wam darzy!
Przy tej okazji pozdrawiam czytelników ,z którymi czas spędzony na Antysocjalu nie był stracony ,a bywało, że twórczy.
Nie jestem już aktywnym komentatorem ale darzę Antysocjal sentymentem i zaglądam żeby zobaczyć co słychać u Starego Niedźwiedzia i Tie Fightera :)
Wszystkiego dobrego!
Czcigodna Ewo
UsuńWielkie dzięki za tak miłe słowa i piękne życzenia. Ciesze się że czasu spędzonego na naszej witrynie nie uważasz za stracony i nadal czynisz nam honor czytając nasze posty.
Całuje rączki i pozdrawiam serdecznie
Dzięki Ewuniu za pamięć i tych kilka ciepłych słów. Jakże rzadkich w dzisiejszym świecie. Zarówno tym realnym, jak i wirtualnym.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, TF.
Gratuluję jubileuszu. Cieszę się, że poznałam autorów i obiecuję jeszcze odnieść się do poprzedniego wpisu.
OdpowiedzUsuńCzytam Was tak często jak mi czas pozwala i zawsze z przyjemnością. Gratuluję ilości wejść.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję i pozdrawiam.
UsuńSzanowny Urdenie
UsuńDołączam do redaktora Tie Fightera z podziękowaniami. A może skusiłbyś się kiedyś na jakiś komentarz?
Pozdrawiam serdecznie.