W Polsce międzywojennej edukacja szkolna składała się z dwóch etapów – szkoły podstawowej oraz średniej, naukę w takowej wieńczyła matura. Ze wspomnień Ojca Stary Niedźwuedź wie że istniały dwa rodzaje szkół średnich – licea klasyczne praz gimnazja realne. W tych pierwszych poza nowożytnym językiem obcym uczono łaciny oraz greki. W gimnazjach był tylko język nowożytny i łacina, za to program obejmował również rysunek techniczny. Zdana matura dawała gwarancję przyzwoitej wiedzy ogólnej jej posiadacza. Stary Niedźwiedź nigdy nie zapomni wrażenia, jakie zrobił na nim w latach siedemdziesiątych pan będący z wykształcenia farmaceutą, a od czasu zdanej tuż przed wojną matury nie mający żadnej styczności z matematyką. Gdy obejrzał zadania z matematyki z poprzedniego roku z egzaminu wstępnego na politechnikę (jego córka miała zdawać na architekturę), po kilku minutach namysłu podał poprawny plan rozwiązania ponad połowy.
Po nastaniu PRL zachowano ten dwustopniowy schemat, rozbudowując znacznie szkolnictwo zawodowe. Absolwent początkowo siedmioletniej a potem ośmioletniej podstawówki miał do wyboru trzy możliwości. Trzyletnią zasadniczą szkołę zawodową, po jej ukończeniu stawał się robotnikiem wykwalifikowanym. Czteroletnie liceum ogólnokształcące kończone egzaminem maturalnym i nie dające uprawnień zawodowych w żadnej konkretnej dziedzinie. Oraz pięcioletnie technika, których absolwent poza świadectwem maturalnym zyskiwał również dyplom technika z jakiejś branży.
Od tego ogólnego schematu bywały wyjątki. Istniały licea pielęgniarskie oraz technika nie kojarzące się specjalnie z przemysłem, takie jak ekonomiczne, gastronomiczne, leśne czy krawieckie. Dzięki dobrej kadrze nauczycielskiej ich absolwenci reprezentowali przyzwoity poziom i w pracy zawodowej się sprawdzali.
Szulerzy od okrągłego stoliczka początkowo tego nie zepsuli. Ale nadeszły czasy wieszania się u klamki eurokołchozu i różne „europejsy” (kłaniamy się mistrzowi Michalkiewiczowi) doszły do wniosku że tak dalej być nie może.
Na pewnej konferencji naukowej pod koniec lat dziewięćdziesiątych, podczas wieczornej pogawędki w kawiarence przy szklaneczce Murfatlara, łopatologicznie wyośliła to pani profesor K-P, która przyjechała prosto z Niemiec po zakończeniu dwuletniej pracy na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Słuchała dyskusji o terminie anschlussu z coraz większym politowaniem, w końcu nie wytrzymała i powiedziała:
Zrozumcie wreszcie tumany że ta łaska spotka nas dopiero po rozpieprzeniu polskiego szkolnictwa. Przecież nie może być tak że absolwent polskiej szkoły będzie śmiertelnym zagrożeniem na rynku pracy dla absolwenta analogicznej szkoły w Niemczech, Francji czy we Włoszech!
Bożenka okazała się Kasandrą. A wykonania tego zadania podjął się łajdak łoBuzek. Szkoły zostały podzielone na sześcioletnie podstawówki, trzyletnie gimnazja oraz również trzyletnie licea. Program nauczania został tfurczo zmodyfikowany – próby wpojenia uczniom rzetelnej wiedzy zastąpiono nauką zdawania testów. Szkolnictwo zawodowe praktycznie uległo likwidacji. Do pracy najczęściej trafiali absolwenci liceów lub gimnazjów, nie umiejący dokładnie nic. Zaczynali od przynieś – podaj – pozamiataj czyli niczym terminatorzy sprzed stuleci. Tyle tylko że ci terminatorzy w wieku szesnastu lat już sporo umieli.
Stary Niedźwiedź pierwsze roczniki ofiar łobuzkowej demolki wspomina jak zły sen. Poziom pierwszoroczniaków nie był denny, to było w porównaniu z maturzystami z systemu 8 + 4 po prostu pukanie w dno od spodu. Zdesperowany dziekan wprowadził wówczas na pierwszym semestrze wykład z tzw. „przedmiotu wyrównawczego”. Na którym studentów uczono podstaw algebry i mechaniki, czyli tego, co na tym wydziale było niezbędne do nauki przedmiotów zawodowych. W Brukseli dzieło łoBuzka zostało docenione i nagrodzone - w latach 2009-12 był on przewodniczącym europarlamentu.
Jako ciekawostkę można dopowiedzieć iż gdy system 6 + 3 + 3 miał zostać wprowadzony, komuszy Związek Nauczycielstwa Polskiego nie zostawił na nim suchej nitki. Nie było to prymitywne „nie bo nie”, wynikające z faktu, że autorem były solidaruchy z klubu parlamentarnego Akcji Wyborczej Solidarność. W tej miażdżącej recenzji były argumenty jak najbardziej merytoryczne.
O tym jakich patologii wylęgarnią okazały się gimnazja, czytelnikom Antysocjala opisywać nie trzeba. Flavia która miała nieszczęście zaliczyć gimnazjum, jego pierwszą klasę kojarzy przede wszystkim z pojawieniem się w szkole narkotyków i „dyskodajstwa”. A przyjaciółka Starego Niedźwiedzia płacząc ze śmiechu, przytoczyła mu podsłuchany mimo woli dialog miłosny (pod płotem jej podwarszawskiego domu gromadzą się na dużej przerwie uczniowie pobliskiego gimnazjum):
- Kocham cię do zajebania – stwierdził Romeo.
- O kurwa, nie pierdolisz? – wzruszonym głosem spytała Julia.
Niekwestionowaną zasługą PiS jest położenie kresu temu antypolskiemu sabotażowi, a mówiąc językiem potocznym – czystemu kurewstwu. Sprzeciw opozycji spod znaku zarówno złodziei jak i debili był oczywisty i łatwy do przewidzenia niczym godziny wschodu i zachodu słońca. Ale do protestu dołączył się szef ZNP Broniarz i jego podkomendni. Udając Greka i zapominając o swoim niedawnym w pełni merytorycznym sprzeciwieniu się tej „reformie”, zaatakowali jej odkręcenie bez pardonu i zażądali referendum w tej sprawie. Argumentu o rzekomych nieuchronnych zwolnieniach nauczycieli nie sposób traktować serio, skoro nauczycielska Solidarność tej sprawy nie zgłasza. A czego jak czego ale braku obrony wszystkich bez wyjątku miejsc pracy, nawet tych bezsensownych, przewodniczącemu Piotrowi Dudzie i jego związkowcom nikt nie może zarzucić. Zatem pozostaje konstatacja iż ZNP ma poziom edukacji Polaków tam, gdzie redakcja Antysocjala socjalizm.
Niedawno w Warszawie miał miejsce groteskowy protest przeciwko przywróceniu normalności.
http://wpolityce.pl/polityka/323355-odbebnili-protest-ws-reformy-oswiaty-doslownie-przeciwnicy-likwidacji-gimnazjow-wyrazili-swoj-sprzeciw-przy-dzwiekach-intrumentow
Około setki debili urządziło protest przed Pałacem Prezydenckim i by ich hałas był lepiej słyszalny, użyli bębnów.
W latach późnego Gierka w Warszawie urządzono popis jednostki konnej Milicji Obywatelskiej. Amigo, komentator i miły gość naszej witryny, podsumował to w swoim najlepszym stylu:
- Jak żyję nie widziałem żeby psy na koniach jeździły.
Parafrazując tę spiżową sentencję, redakcja pierwszy raz spotkała się z tym by cymbały waliły w bębny.
A skąd ten chichot księcia Saliny? Tytułowy bohater „Lamparta” w ostatnim zdaniu mówi:
Teraz trzeba będzie ciężko pracować i mnóstwo zmienić żeby wszystko zostało po staremu.
Pani minister Annie Zalewskiej życzliwie kibicujemy w ciężkiej pracy przywrócenia polskiej edukacji jej poprzedniego poziomu.
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Po nastaniu PRL zachowano ten dwustopniowy schemat, rozbudowując znacznie szkolnictwo zawodowe. Absolwent początkowo siedmioletniej a potem ośmioletniej podstawówki miał do wyboru trzy możliwości. Trzyletnią zasadniczą szkołę zawodową, po jej ukończeniu stawał się robotnikiem wykwalifikowanym. Czteroletnie liceum ogólnokształcące kończone egzaminem maturalnym i nie dające uprawnień zawodowych w żadnej konkretnej dziedzinie. Oraz pięcioletnie technika, których absolwent poza świadectwem maturalnym zyskiwał również dyplom technika z jakiejś branży.
Od tego ogólnego schematu bywały wyjątki. Istniały licea pielęgniarskie oraz technika nie kojarzące się specjalnie z przemysłem, takie jak ekonomiczne, gastronomiczne, leśne czy krawieckie. Dzięki dobrej kadrze nauczycielskiej ich absolwenci reprezentowali przyzwoity poziom i w pracy zawodowej się sprawdzali.
Szulerzy od okrągłego stoliczka początkowo tego nie zepsuli. Ale nadeszły czasy wieszania się u klamki eurokołchozu i różne „europejsy” (kłaniamy się mistrzowi Michalkiewiczowi) doszły do wniosku że tak dalej być nie może.
Na pewnej konferencji naukowej pod koniec lat dziewięćdziesiątych, podczas wieczornej pogawędki w kawiarence przy szklaneczce Murfatlara, łopatologicznie wyośliła to pani profesor K-P, która przyjechała prosto z Niemiec po zakończeniu dwuletniej pracy na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Słuchała dyskusji o terminie anschlussu z coraz większym politowaniem, w końcu nie wytrzymała i powiedziała:
Zrozumcie wreszcie tumany że ta łaska spotka nas dopiero po rozpieprzeniu polskiego szkolnictwa. Przecież nie może być tak że absolwent polskiej szkoły będzie śmiertelnym zagrożeniem na rynku pracy dla absolwenta analogicznej szkoły w Niemczech, Francji czy we Włoszech!
Bożenka okazała się Kasandrą. A wykonania tego zadania podjął się łajdak łoBuzek. Szkoły zostały podzielone na sześcioletnie podstawówki, trzyletnie gimnazja oraz również trzyletnie licea. Program nauczania został tfurczo zmodyfikowany – próby wpojenia uczniom rzetelnej wiedzy zastąpiono nauką zdawania testów. Szkolnictwo zawodowe praktycznie uległo likwidacji. Do pracy najczęściej trafiali absolwenci liceów lub gimnazjów, nie umiejący dokładnie nic. Zaczynali od przynieś – podaj – pozamiataj czyli niczym terminatorzy sprzed stuleci. Tyle tylko że ci terminatorzy w wieku szesnastu lat już sporo umieli.
Stary Niedźwiedź pierwsze roczniki ofiar łobuzkowej demolki wspomina jak zły sen. Poziom pierwszoroczniaków nie był denny, to było w porównaniu z maturzystami z systemu 8 + 4 po prostu pukanie w dno od spodu. Zdesperowany dziekan wprowadził wówczas na pierwszym semestrze wykład z tzw. „przedmiotu wyrównawczego”. Na którym studentów uczono podstaw algebry i mechaniki, czyli tego, co na tym wydziale było niezbędne do nauki przedmiotów zawodowych. W Brukseli dzieło łoBuzka zostało docenione i nagrodzone - w latach 2009-12 był on przewodniczącym europarlamentu.
Jako ciekawostkę można dopowiedzieć iż gdy system 6 + 3 + 3 miał zostać wprowadzony, komuszy Związek Nauczycielstwa Polskiego nie zostawił na nim suchej nitki. Nie było to prymitywne „nie bo nie”, wynikające z faktu, że autorem były solidaruchy z klubu parlamentarnego Akcji Wyborczej Solidarność. W tej miażdżącej recenzji były argumenty jak najbardziej merytoryczne.
O tym jakich patologii wylęgarnią okazały się gimnazja, czytelnikom Antysocjala opisywać nie trzeba. Flavia która miała nieszczęście zaliczyć gimnazjum, jego pierwszą klasę kojarzy przede wszystkim z pojawieniem się w szkole narkotyków i „dyskodajstwa”. A przyjaciółka Starego Niedźwiedzia płacząc ze śmiechu, przytoczyła mu podsłuchany mimo woli dialog miłosny (pod płotem jej podwarszawskiego domu gromadzą się na dużej przerwie uczniowie pobliskiego gimnazjum):
- Kocham cię do zajebania – stwierdził Romeo.
- O kurwa, nie pierdolisz? – wzruszonym głosem spytała Julia.
Niekwestionowaną zasługą PiS jest położenie kresu temu antypolskiemu sabotażowi, a mówiąc językiem potocznym – czystemu kurewstwu. Sprzeciw opozycji spod znaku zarówno złodziei jak i debili był oczywisty i łatwy do przewidzenia niczym godziny wschodu i zachodu słońca. Ale do protestu dołączył się szef ZNP Broniarz i jego podkomendni. Udając Greka i zapominając o swoim niedawnym w pełni merytorycznym sprzeciwieniu się tej „reformie”, zaatakowali jej odkręcenie bez pardonu i zażądali referendum w tej sprawie. Argumentu o rzekomych nieuchronnych zwolnieniach nauczycieli nie sposób traktować serio, skoro nauczycielska Solidarność tej sprawy nie zgłasza. A czego jak czego ale braku obrony wszystkich bez wyjątku miejsc pracy, nawet tych bezsensownych, przewodniczącemu Piotrowi Dudzie i jego związkowcom nikt nie może zarzucić. Zatem pozostaje konstatacja iż ZNP ma poziom edukacji Polaków tam, gdzie redakcja Antysocjala socjalizm.
Niedawno w Warszawie miał miejsce groteskowy protest przeciwko przywróceniu normalności.
http://wpolityce.pl/polityka/323355-odbebnili-protest-ws-reformy-oswiaty-doslownie-przeciwnicy-likwidacji-gimnazjow-wyrazili-swoj-sprzeciw-przy-dzwiekach-intrumentow
Około setki debili urządziło protest przed Pałacem Prezydenckim i by ich hałas był lepiej słyszalny, użyli bębnów.
W latach późnego Gierka w Warszawie urządzono popis jednostki konnej Milicji Obywatelskiej. Amigo, komentator i miły gość naszej witryny, podsumował to w swoim najlepszym stylu:
- Jak żyję nie widziałem żeby psy na koniach jeździły.
Parafrazując tę spiżową sentencję, redakcja pierwszy raz spotkała się z tym by cymbały waliły w bębny.
A skąd ten chichot księcia Saliny? Tytułowy bohater „Lamparta” w ostatnim zdaniu mówi:
Teraz trzeba będzie ciężko pracować i mnóstwo zmienić żeby wszystko zostało po staremu.
Pani minister Annie Zalewskiej życzliwie kibicujemy w ciężkiej pracy przywrócenia polskiej edukacji jej poprzedniego poziomu.
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
@ Redakcja
OdpowiedzUsuńTakim wyjątkiem od schematu były też z pewnością licea nauczycielskie. Wiem z pierwszej ręki, że wychodzili stamtąd nauczyciele przygotowani do zawodu znacznie lepiej, niż absolwenci liceów ogólnokształcących po skończonych studiach pedagogicznych. Nie wspominając już o tym, że liceum pedagogiczne było zazwyczaj bardziej bogato wyposażone w sprzęt laboratoryjny, niż odnośny wydział pedagogiki.
Sytuacja w sumie podobna do absolwentów techników, którzy lepiej sobie radzili na politechnice niż absolwenci liceów.
Ech, zepsuć łatwo, naprawić trudniej.
Pozdrawiam serdecznie
szmatola
Czcigodny Szmatolo
UsuńWitam po długim niewidzeniu się.
Dziękuję za uzupełnienie podanych przez nas przykładów niestandardowych liceów i techników. I zgadzam się z tym, że porządne praktyczne przygotowanie do zawodu często dawało lepszy efekt niż formalnie wyższe studia, tyle tylko że z programem bujającym w obłokach.
Jako młody asystent musiałem odcierpieć studium pedagogiczne przy warszawskiej polibudzie. To co nam tam wykładano jako rzekomy wzorzec prowadzenia zajęć dydaktycznych na uczelni technicznej, uczestnicy tego kursu ocenili we własnym gronie jako brednie. Byliśmy zgodni co do tego że gdybyśmy my tak poprowadzili ćwiczenia, studenci poszliby na skargę do dziekana. A on by nam nogi z pleców powyrywał. Szczególnie utkwił nam w pamięci podręcznik niejakiego prof. Żygulskiego, potem w stanie wojennym ministra kultury. W życiu widziałem tylko jeden jeszcze większy debilizm - były to myśli Mao.
Pozdrawiam serdecznie.
Ja miałem to szczęście, że w moim XXX LO matematyki i fizyki uczyły mnie największe "kosy" w szkole. Do tego matematyk, będąca od 3 klasy naszą wychowawczynią, na belfra w ogólniaku przeszła odchodząc z Wydziału FTiMS na łódzkiej polibudzie. Potem oba przedmioty na PŁ były dla mnie spacerkiem.
UsuńPozdrawiam
Czcigodny Refaelu
UsuńZnam analogiczne przypadki. Na naszym roku mieliśmy dwie osoby spoza Warszawy, które ukończyły jedno z najlepszych techników w Polsce. Zajęcia z przedmiotu który dla większości z nas stwarzał duże problemy ze zdaniem egzaminu, dla nich były spacerkiem.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Mam tylko dwie wątpliwości.
Primo: sam byłem dawno temu pierwszą ofiarą buzkowej reformy i "nowej matury" i wiem, że miejscem obu jest śmietnik historii. Tylko dlaczego obecny rząd popełnia błąd tamtej ekipy zaczynając reformę "od środka", czyli od obecny 6-klasistów, a nie od dzieci idących w 2017 roku do I ewentualnie IV klasy podstawówki?
Secundo: martwi ograniczenie nauczania domowego przemyconego przy okazji tej, bądź co bądź, zacnej reformy. Głównym jej przejawem jest zamknięcie dzieci w wojewódzkich gettach - dotąd można było wybrać szkołę prowadzącą z całej Polski. Niestety, jest wiele biednych województw, gdzie dobrych szkół godzących się na nauczanie domowe nie ma, a dojazd z np. świętokrzyskiego do Warszawy raz do roku nie jest przecież problemem. Skąd więc ten pomysł?
Pozdrawiam,
Imperator
Czcigodny Imperatorze
UsuńZgadzam się z Tobą że teoretycznie należałoby nowy system i nowy program zaczynać od pierwszej klasy podstawówki. Zbyt słabo znam szczegóły by ocenić ten rzeczywiście dziwny początek. Mogę tylko zgadywać że ze względu na szczególnie patogenne działanie gimnazjów, postanowiono zaorać je tak szybko, jak to tylko możliwe.
A jako "odbiorca" maturzystów jestem optymistą. Bo z tym co zrobił łajdak łoBuzek jest jak z angielskim puddingiem. Bardziej się tego spieprzyć już nie da, każda zmiana receptury może tylko poprawić smak.
Pozdrawiam serdecznie.
PS
UsuńZgadzam się oczywiście z Twoimi uwagami krytycznymi odnośnie "homeschoolingu". Podejrzewam że jest to spowodowane chęcią ograniczenia tej formy kształcenia. PiS znany jest z manii wychowywania młodzieży w duchu patriotyzmu bombastyczno - martyrologicznym, na naszym blogu nazywamy to patriotyzmem nekrofilskim. A istnieje "groźba" że rodzice lub zatrudnieni przez nich nauczyciele będą ludźmi rozsądnymi. I wypną się na obłąkaną ideologię "im większa klęska tym większy powód do dumy".
Pozdrawiam serdecznie.
Cóż, pani minister o hs powiedziała "dzieci nam wyciekają z systemu". Ale Polacy dadzą sobie radę. Dzieci będą meldowane na czasówkę u rodziny i znajomych i tyle.
UsuńCzcigodny Refaelu
UsuńZa komuny rążył dowcip że pies milicyjny składa się z prowadzącego, smyczy łączącej i psa właściwego. A obecnie Polak składa się z numerów PESEL i NIP, świadectw ukończenia szkół i kursów wszelakich oraz żywego człowieka, najmniej w tym wszystkim ważnego.
Dlatego dziecko można w domu wyedukować i wychować, ale bez tego papierka ze szkoły w życiu ani rusz.
Pozdrawiam melancholijnie.
Szanowny Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńdzieki za ten artykul bo jako pracodawca od dawna jako przyczyne ''technicznego, logicznego uposledzenia'' sporej czesci mlodych ludzi uznawalem ''feformy BuZka''.Za moich czasow po studiach pracownik potrzebowal 2-3 miesiace zeeby pracowac samodzielnie a dzis wiekszosc z nich po 2 latach strach samodzielnie zostawic. Spora czesc z nich nie zna nawet tabliczki mnozenia ale za to ''przygotowac sie do testow'' na ktorych beda ''znane im pytania'' przygotowuja sie idealnie. Po pokoleniu ''X'' pokoleniu ''Y'' mamy obecnie czynne zawodowo pokolenie ''mic''
mniej wesol wieczor
PiotrROI
Czcigodny Piotrze
UsuńTo co zrobiła swego czasu ta swołocz można nazwać "reformami" jedynie z jednego powodu. Słowo to jest też nazwą pewnego rodzaju majtek a mówiąc bez ogródek, jedno i drugie kojarzy się z tyłkiem.
Gdybym kierował jakąś produkcją i miał do wyboru zatrudnienie technika (dyplom sprzed 1997) a inżyniera który przeszedł przez gimnazjum, wybór byłby oczywisty.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Stary Niedźwiedziu.
OdpowiedzUsuńOpiszę wydarzenie , którego byłem uczestnikiem na jednej z Politechnik . Kolega , który został na Polibudzie zaprosił mnie na kawę i tak mniej więcej rzecze do mnie : M..( QQQ) Dziekan powiedział że , jak nie obniżymy poziomu matematyki to jednego z nas zwolni . Jaki k..... poziom jak już jest zerowy " . Uważam że ta rozmowa pokazuje poziom nauczania systemem 6+3+3 . Pozdrawiam ciepło .
Czcigodny QQQ
UsuńZnam ten ból. Kilka lat temu prodziekan "dydaktyczny" trząsł się nad każdą dwóją i wymuszał kolejne terminy poprawkowe. Kolega uległ tej propozycji trudnej do odrzucenia i tę poprawkę (egzamin pisemny) zorganizował a mnie poprosił o udział w roli świadka. Były to bezdyskusyjne dwóje, prace po prostu kompromitowały autorów. Gdy skończył drukować tę listę dwój od góry do dołu, pojawił się prodziekan i po obejrzeniu wyników zafrasował się okrutnie. I spytał dlaczego wszyscy dostali dwóje. Kolega nie zdzierżył i odpowiedział:
- Panie profesorze, oceny są takie bo ci którzy zasłużyli na trójczynę na szynach, dostali już ją trzy poprawki temu.
Na szczęście teraz jest już lepiej. Zmienił się algorytm finanswania wydziałów i pewien odsetek ocen niedostatecznych jest już tolerowany i nie powoduje wzywania na dziekański dywanik.
Pozdrawiam serdecznie.
Trochę off-topic . Poniżej link do youtub-a . Dotyczy procesji katolickiej w ponad 100 tyś mieście LUND w Szwecji .
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=QYUVRaNYmVw
Czcigodny QQQ
UsuńDzięki za ten link. Wychodzi na to że w Szwecji spośród chrześcijan swoją religię serio traktują już tylko katolicy. Symbolem upadku łże luteranizmu jest dla mnie Eva Brunne. Ta lesba, nazywająca Pismo Święte "zbiorem mitów" biega w tym za przeproszeniem "Svenska Kyrkan" jako biskupka. Po angielsku double shit.
Natomiast Norweżka Ingeborga Midtomme zapowiedziała, że pastorowi który w jej diecezji Molde pożeni dwóch pedałów, nogi z dupy powyrywa. To niewtpliwie jest biskup.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowni Niedźwiedziu i Flavio, mam wrażenie, że dzielenie państwowej edukacji z jedynie słusznym programem nauczania dla wszystkich uczniów na 6+3+3, czy też na 8+4, to jedynie zmiany kosmetyczne, bo każdy, kto się choć trochę zastanowi i prócz palców obu rąk pomoże sobie chociaż jedną nogą, szybko dojdzie do wniosku, że jakby tego nie liczyć i tak na koniec wychodzi 12. Jest to 12 lat przymusowego niewolnictwa, podczas których młodzi ludzie są indoktrynowani i przerabiani w tej edukacyjnej maszynce do mięsa na jednolite rurki mięsa mielonego. W dorosłym życiu niezdolne do pomyślenia w inny sposób, niż to narzuci koncesjonowana telewizja. Tylko wybitne jednostki, zazwyczaj za swój indywidualizm gnębione w szkole, potrafią się z tego w dorosłym życiu oswobodzić. Później się dziwimy, że 80-90 % społeczeństw (nie tylko polskie społeczeństwo mam tu na myśli) głosuje za socjalizmem. A to po prostu wynik już niemal 100 lat niewolniczej edukacji. Zmiana z 8+4 na 6+3+3 i z powrotem, to zwykła kosmetyka, a nie istota sprawy.
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia
Czcigodny Jarku
UsuńJak zatem wytłumaczysz fakt że jako belfer polibudy widzę w dziedzinie wiedzy z zakresu nauk ścisłych drastyczną różnicę między dawnymi absolwentami szkół średnich z systemu 8 + 4 a obecnymi, okaleczonymi przez gimnazja a w następstwie również spieprzone licea w paranoi 6 + 3 + 3 ?
Należy powrócić do dawnych programów nauczania a układaczy niedawnych (mniej fizyki, czemii i biologii, więcej tolerastii i europieprzenia w eurobambus) i obecnych programów (zamiast postępactwa patriotyzm nekrofilski) psami poszczuć.
Najgorzej jest z sznsami na odtworzenie dawnych techników i zawodówek. Kadry nauczycieli przedmiotów zawodowych praktycznie zlikwidowane a oddany za ćwierć darmo w ręce obcego kapitału przemysł nie kwapi się do współpracy z polskim szkolnictwem zawodowym.
Pozdrawiam ponuro.
Szanowny Stary Niedźwiedziu, zobaczymy, jak to będzie po przywróceniu systemu 8+4. Czy sam ten fakt coś istotnego zmieni. Według mnie niewiele.
UsuńNie myśl czasem, że popieram system 6+3+3. To absolutnie nie tak. Wcale nie protestuję przeciwko zmianie na 8+4. Jedynie twierdzę, że to kosmetyka, a nie istota całego systemu. Istota jest taka, że ministrowie lepiej wierzący od rodziców, czego mają się uczyć ich pociechy, pod przymusem wprowadzają jednakowe programy dla wszystkich dzieci w danym czasie. Choć wiadomo, że ludzie się różnią. To nie jest wiedza tajemna, tylko dosyć powszechna. Natomiast w systemie przymusu zawsze będzie urawniłowka. Raz w jedną mańkę, innym razem w drugą mańkę, ale zawsze wg widzimisia pani lub pana ministra.
A fakt, że a naukach ścisłych zauważasz spadek, jest wynikiem ciągłego równania w dół przez kilkadziesiąt lat. Jeśli ktoś wymyślił, że nauki ścisłe muszą być powszechnie znane, to im większej liczbie osób każesz je zakuwać, tym bardziej będziesz musiał obniżyć poziom, by tę "wiedzę" upowszechnić.
Pocieszę Cię, iż nie tylko w naukach ścisłych poziom spadł. W humanistycznych również nieustannie spada. Mechanizm jest dokładnie ten sam. Powszechność, przymus, brak chęci ze strony dzieci, brak zrozumienia ze strony rodziców, brak chęci zrozumienia powyższych zjawisk ze strony nauczycieli, a już szczególnie ze strony kolejnych ministrów edukacji. I tak to musi być. Poziom z roku na rok pikuje w coraz szybszym tempie.
Aby coś się ruszyło na plus, trzeba usunąć przymus, który niestety jest wpisany do konstytucji. Zatem na mocy konstytucji jesteśmy państwem niewolniczym. Łatwo tego nie będzie się dało zmienić.
Pozdrawiam serdecznie
Czcigodny Jarku
UsuńZa komuny miałeś szkoły średnie "wyspecjalizowane". Mój kolega po dyplomie dorabiał sobie połówką etatu nauczyciela matmy w liceum pielęgniarskim. I jako człowiek inteligentny dopuścił do matury wszystkie dziewczyny, które potrafiły rozwiązać zadania typu:
W buteleczce z 30 ml płynu zawarte jest 800 mg leku. Ile ml płynu należy nabrać do strzykawki aby w iniekcji podać pacjentowi 50 mg tegoż leku?
Bo uznał że w pracy zawodowej wystarczy im reguła trzech. A podczas matury pisemnej programowo nie widział jak ściągały. Bo uważał że wzór na powierzchnię boczną ostrosłupa foremnego o podstawie trójkątnej już nidgy w życiu nie będzie im do niczego potrzebny.
Inna matma potrzebna jest w liceum ekonomicznym przyszłej księgowej a inna w technikum budowlanym. Zgadzam się z Tobą że identyczny egzamin z matmy na maturze w technikum elektronicznym i w technikum gastronomicznym to bzdura. Takie same spostrzeżenia dotyczą oczywiście fizyki, czemii i innych przedmiotów.
Jeśli miałeś na myśli takie uelastycznienie programów to doszliśmy do porozumienia.
Pozdrawiam serdecznie.
Witam Panów,
UsuńJuż kiedyś na ten temat wypowiedziałem się obszernie, ale teraz może skrótowo powtórzę. Jestem za dokonaną właśnie zmianą. Powrót do starego systemu to gwarancja bycia konkurencyjnym na europejskim rynku pracy. Odejście od kretyńskich testów, powrót do nauki samodzielnego myślenia i przywrócenie kształcenia klasycznego, to kroki w dobrą stronę. Co do elastyczności systemu, to powinien on się szczególnie ujawnić w drugiej połowie liceum, gdzie już ludzie zaczynają się kierunkować. I tak nie widzę żadnego powodu, żeby przyszłego polonistę czy historyka katować matematyką czy fizyką do samego końca i żeby jeszcze tą matmę mieli ci humaniści zdawać na maturze. I odwrotnie - po jaką cholerę katować przyszłego inżyniera historią i geografią - skoro te przedmioty nie będą mu potrzebne na jego zawodowej ścieżce. No chyba, że ktoś tak jak Stary Niedźwiedź będąc świetnym matematykiem, fizykiem i chemikiem, pokocha historię i stanie się ona jego wielką pasją. Niemniej jednak co do zasady jestem za profilowaniem konkretnych przedmiotów od trzeciej klasy liceum tak, aby przyszły student prawa uczył się intensywnie polskiego, historii, WOS i te przedmioty zdawał na maturze, bo mu się to pokryje z zakresem materiału egzaminów na studia prawnicze. To samo w przypadku przyszłych inżynierów czy lekarzy. Tu programowo powinna się pojawić matematyka, fizyka oraz biologia i chemia w przypadku medyków. Mój serdeczny przyjaciel z czasów liceum na początku lat 90-tych był zmuszony zdawać matematykę i niestety matury przez nią nie zdał. Mimo, że z przedmiotów humanistycznych był niemal geniuszem zajmującym premiowane miejsca na kilku olimpiadach. Na szczęście rok później wszedł nowy system (rok 1993/94) bez obowiązkowej matematyki i mój przyjaciel zdał maturę na dwie oceny celujące z polskiego i historii. Dziś jest on doktorem nauk historycznych i pracuje na jednej w wyższych uczelni w moim mieście. I pomyśleć tylko, że gdyby nie zniesiono tej obowiązkowej matmy, to chłopak nie zdobyłby nigdy świadectwa maturalnego. I wreszcie na koniec wyrażam swoje zmartwienie brakiem przychylności obecnej władzy dla homeschoolingu, którego jestem wielkim fanem. Wypowiadałem się już na jego temat obszernie jeszcze na blogu Erinti - zanim ta zwariowała i odstraszyła ze swego bloga wszystkich wartościowych komentatorów zastępując ich blogowymi odpadami w postaci anody katody, kanalii i tej małej latawicy julianne orbitującej wokół nabiału kanalii.
Pozdrawiam serdecznie, TF.
Czcigodny Tie Fighterze
UsuńMożna pomyśleć o zwolnieniu na maturze z matmy jednostek wybitnych w dziedzinie nauk humanistycznych, ale to może dotyczyć góra 10% populacji. Oczywiście na zasadzie wzajemności, wybitny matematyk i fizyk nie musiałby, powstrzymując pawia, wkuwać na pamięć jaka jest jedyna słuszna interpretacja bełkotu zwanego "Wielką Improwizacją" oraz czy jakieś wiekopomne wydrzenie miało miejsce za króla Ćwieczka IV czy VI.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Stary Niedźwiedziu, ja idę o wiele dalej. Brak przymusu pobierania nauki, to brak przymusu. Kropka. Nie wierzę w to, że urzędnik państwowy, choćby nawet minister, lepiej wiedział, czego mają się uczyć miliony różnych dzieci, niż ich rodzice. Dowód jest bardzo prosty. Każdy minister ma trochę inną wizję. Każdy stara się swoją wizję jako jedynie słuszną wprowadzić. A skoro są one jedynie słuszne, a jednak różne, to na pewno z tym przymusem coś nie gra.
OdpowiedzUsuńNa pewno w warunkach dobrowolności technikum gastronomiczne miałoby inną maturę z matmy, niż elektroniczne, a jeszcze inną miałoby liceum pielęgniarskie. Zresztą jako potencjalny pacjent wolałbym, by w tym ostatnim zdawano na maturze biologię zamiast matematyki.
Ale, co najważniejsze, uczelnie wyższe powinny mieć zupełną dobrowolność sposobu rekrutacji, a nie tak, jak jest w tej chwili, że bierze się na podstawie wyników z matury, która, jak wspomniałeś, bada głównie umiejętność rozwiązywania testów wyboru. Ja bym to nazwał raczej quizami.
Inny dowód na to jakim kretynizmem jest przymusowa edukacji - spójrz na tych przymusowo wyedukowanych Ryśków Petru i jemu podobnych. Nic ze szkoły nie pamiętają. I jak widać, radzą sobie bez tej wiedzy w życiu. Toż to jest cała masa pieniędzy psu w tyłek wsadzona. Wszystko z na naszych podatków. A Rysiek jako 45-latek robił jednak szkołę systemem 8+4. Jak widzisz, jedyne, co się w tym systemie zgadza, to wynik 12.
I ta ponura puenta niech podsumuje najlepiej przymusową edukację. System największego niewolnictwa XX i XXI wieku.
Pozdrawiam
Czcigodny Jarku
UsuńUżyłeś broni atomowej sięgając po pierwszego debila III RP czyli Ryszarda Szóstego, o którego nieuctwie wszyscy wszystko wiedzą. Powtarzam - wszyscy wszystko wiedzą. Edukację szkolną przynajmniej w sporej części odbył w ZSRR, gdy rodzice pracowali w sławetnym ośrodku w Dupnej. Ale jego dyplom magisterski z SGH jest wielką plamą na honorze tej uczelni. Bo w sieci znajdziesz liczne dowody na to, że jest również i ekonomicznym debilem. A tak na marginesie, skoro taki Krzepicki był doradcą Balcerowicza, to jakim durniem musi być ten Dyzma?
Drugi argument na Twoją korzyść to przedwojenna matura. Skoro nie było obowiązku jej zdawania i grubo poniżej połowy populacji mogło się nią pochwalić, można było mówić o poziomie. Bo nie były to eliminacje w skoku wzwyż z poprzeczką leżącą na ziemi.
Tym nie mniej obstaję za obowiązkową podstawówką (czy aż 8 lat to temat do dyskusji) by ludziska umieli czytać, pisać i liczyć. A po niej już nieobowiązkowa szkoła średnia lub jakieś kursy zawodowe. Oceniam odsetek mentalnych totalnych lumpów na około 5% i z nimi istotnie nie warto się użerać. Ale pozostali powinni co najmniej mieć jakiś fach by zarobić na chleb. Żeby było jasne, wykwalifikowanego stolarza czy murarza cenię sobie znacznie wyżej od magistra filozofii czy socjologii. Bo jak powiedział mój znajomy gastrolog:
- Ja wiem wszystko o gównie a filozof gówno wie o wszystkim.
Pozdrawiam serdecznie.
Mnie zaś przypomniało się, że gdy zaczynałem za schyłkowego Gierka swą edukację podstawową, na książkach było logo - stylizowane 10 i napis w otoku POWSZECHNA SZKOŁA ŚREDNIA.
OdpowiedzUsuńPamiętasz może, Niedźwiedziu, ki diabeł?
Czcigodny Refaelu
UsuńW tych latach byłem już belfrem polibudy i podręczników szkoły podstawowej nie miałem w ręku. Zatem ten slogan niczym mi się nie kojarzy.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńKolejne rządy obarczyły Polskę ministerkami edukacji, z których każda kolejna rywalizowała z poprzedniczkami podnosząc poprzeczkę kretynizmu. Wystarczyło na te panie popatrzeć - wygląd starej, tępej umysłowo belferki, z objawami choroby psychicznej. Ich działania sprowadzały się do forsownego wdrażania modnych na Zachodzie nowinek, które u nas stawały się karykaturą i przynosiły w efekcie wyłącznie biurokratyczną mitręgę nauczycieli. Np. operacjonalizacja celu, ewaluacja.
Minister Zalewska na tym tle nie wyróżnia się pozytywnie. Sytuacja jest jednak zasadniczo inna. Poprzednie rządy nie miały koncepcji co zrobić z edukacją i zostawiały temat tym idiotkom. Lub celowo w ten sposób sabotowały edukację. Rząd PiS ma jasną i sensowną koncepcję reformy - minister Zalewska mniej lub bardziej udolnie, ale konsekwentnie tę koncepcję wdraża. Zamiast jakichś kolejnych idiotyzmów.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
UsuńW mojej ocenie znajomość matematyki wśród pierwszoroczniaków mających za sobą naukę w systemie 8 + 4 była na przestrzeni wielu lat stabilna, tu nie było tendencji spadkowej. Katastrofa nastąpiła po sabotażu łoBuzka. Dla mnie jako belfra polibudy jest to wystarczający argument by posprzątać po tym bydlęciu i wrócić do systemu, który przez dziesięciolecia działał całkiem dobrze.
Pozdrawaiam serdecznie.
Czcigodny Dibeliusie,
Usuńdla mnie był to celowy sabotaż. Chyży Rój kontynuował politykę Hansa Franka "Polacy mają być tak biedni, by sami zgłaszali się do wyjazdu na roboty" . Wykształcenie tylko przeszkadza - "Polak ma umieć się podpisać, liczyć do stu i umieć przeczytać Bekanntmachtung".
Czcigodny Refaelu
UsuńMoim zdaniem ujawniłeś asymptotę do której zmierzało państwo teoretyczne czyli "Ch.. , dupa i kamieni kupa". W roku 2011 zwątpiłem w inteligencję i instynkt samozachowawczy rodaków. Na szczęście w 2015 kolejne cztery lata lania po tyłku odniosło skutek.
Pozdrawiam serdecznie.
Po pierwsze : musi być przywrócony autorytet nauczyciela :"rationem precedat auctoritas"
OdpowiedzUsuńPo drugie : nie wiem co sądzić o kretynizmie "przymusowej edukacji"-- czy np. Jarek
Dziubek był "przymusowo " czy może "dobrowolnie ' edukowany ?
pozostaję ....etc,etc...
amigo
Szanowny Amigo, do 18 roku życia byłem edukowany przymusowo. Skąd przyszło Ci do głowy, że mogłem być edukowany dobrowolnie? Przecież nie urodziłem się w XIX wieku. Aczkolwiek po osiągnięciu pełnoletności edukowałem się już dobrowolnie. Podczas tej dobrowolnej edukacji również około połowa zajęć była mi zupełnie niepotrzebna i mało dla mnie interesująca. Ale cóż było robić? Skoro państwowa uczelnia wymagała zaliczenia ich (a w przypadku niektórych nawet obecności), aby uzyskać dyplom, to pokornie zaliczałem i podpisywałem się na liście obecności.
UsuńJest takie powiedzenie, że z niewolnika nie ma dobrego pracownika. Można je sparafrazować, że z niewolnika nie ma dobrego ucznia. Bo nawet ci, którzy z grzeczności udają dobrych uczniów, by nie robić przykrości rodzicom lub pani nauczycielce, w dorosłym życiu kompletnie nie pamiętają tych wszystkich encyklopedycznych wiadomości wkuwanych na sprawdziany w szkole. A w dorosłym życiu na studiach w stosunku do nieinteresujących, a obowiązkowych przedmiotów stosowało się zasadę czterech Z. Zakuć, zdać, zapić, zapomnieć.
I po co komu ta zabawa w ciuciubabkę za pieniądze budżetowe?
Pozdrawiam
Czcigodny Jarku
UsuńMoim zdaniem to nie jest aż tak banalnie proste jak głosi niczym nie skrępowany liberalizm. Przecież braki w podstawowej edukacji są w późniejszym wieku bardzo trudne a często niemożliwe do nadrobienia.
Co powiesz o młodzieńcu który około szesnastego czy osiemnastego roku życia wpadł na pomysł że chce być konstruktorem silników samochodowych ale wcześniej zakończył edukację na trzeciej klasie. Tabliczka mnożenia sprawia mu problemy a o geometrii czy fizyce nie ma pojęcia.
Gdyby ktoś wpadł na pomysł że skoro płaci za studia to trzeba go przyjąć na polibudę, taki pomysł zmasakruję. Tak jak i ten wniosek o niewolnikach, pracownikach i uczniach, stosujący się wyłącznie do ludzi dostatecznie dojrzałych by odpowiadać za swoje czyny. Bo traktowanie dziesięcioletniego smarkacza jak człowieka w pełni odpowiedzialnego za siebie cuchnie mi korwinizmem - mikkizmem. Czy naprawdę uważasz że smarkateria z podstawówki chodzi do szkoły jedynie z własnej nieprzymuszonej woli, bo uważają to za najatrakcyjniejszą formę spędzania czasu? Oni są do tego zmuszani. Ale ci rzekomi niewolnicy gdy już dorośną, są wdzięczni rodzicom za to "zniewolenie", umożliwiające w wieku dorosłym zarabianie na życie w sposób ciekawszy niż poprzez obsługę mopa czy proszenia na parkingu by "kerownik dał na bułkie".
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Amigo
UsuńPrzywrócenie autorytetu nauczyciela to konieczność. Ale to wymaga przebicia kołkiem osinowym truchła poprawności politycznej i poszczucia psami wszelkoicg niedorzeczników praw żulii czy pełnonocników d/s gloryfikacji kurewstwa i pedalstwa.
Refael przytoczył tu pogląd Hansa Franka, który w swej łaskawości stwierdził:
"Polak MA umieć się podpisać, liczyć do stu i umieć przeczytać Bekanntmachtung"."
Skoro JKM wpadł na pomysł że nawet taki "zasób wiedzy" nie jest obowiązkowy, to moim zdaniem powinien skończyć jak rzeczony Frank.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Stary Niedźwiedziu,
UsuńOczywiście, że dzieci są do wielu rzeczy zmuszane. Jednak opowiadam się za władzą rodzicielską, a nie ministerialną. W dzisiejszych czasach analfabetyzm i brak umiejętności podstawowego liczenia wśród osób zdrowych umysłowo nie są możliwe. Prawdopodobieństwo, że rodzice żule specjalnie nie nauczą dziecka czytania i pisania jest podobnie wysokie, jak prawdopodobieństwo, że będą do niego specjalnie milczeć, by nie nauczyło się mówić.
Pozdrawiam serdecznie