W swoich opowieściach biograficznych sięgałem do postaci
odgrywających ważna rolę w historii Polski. Dzisiaj pozwolę sobie wspomnieć niewątpliwie
najbarwniejszą postać II Rzeczypospolitej, w powszechnym odbiorze wielce
zakłamywaną. Zarówno przez komunistów i popłuczyny po nich, jak i
antysanacyjnych publicystów, zarówno krajowych, jak i emigracyjnych. Czyli mowa
będzie o generale Bolesławie Wieniawie – Długoszowskim.
Urodził się 22 lipca 1881we wsi Maksymówka niedaleko
Stanisławowa. Jego rodzicami byli Bolesław herbu Wieniawa oraz Józefa z domu
Struszkiewicz. Dzieciństwo spędził w majątku Bobowa, dokąd kilka lat po jego
urodzeniu przenieśli się rodzice. Edukacje rozpoczął we Lwowie, lecz z kilku
gimnazjów został usunięty z przyczyn dyscyplinarnych. Jak sam później zauważył,
od dziecka miał nieokiełznany temperament i niesforny charakter. Sam poprosił o
umieszczenie go w znanym z surowej dyscypliny gimnazjum oo. Jezuitów w
Chyrowie. Ale przecenił swoje możliwości i z tej szkoły uciekł. Ostatecznie
maturę zdał w Nowym Sączu w roku 1900 jako ekstern.
Ojciec domagał się, aby ukończył jakieś „konkretne” studia.
Ponieważ do rachunków zawsze czuł awersję, Politechnika Lwowska z definicji nie
wchodziła w grę. Prawo też nigdy go nie pociągało, więc ostatecznie zdecydował się
na Wydział Lekarski Uniwersytetu Jana Kazimierza. Dyplom doktora wszechnauk
medycznych uzyskał w roku 1906, i to z wyróżnieniem, co być może zaskoczy
niektórych Czytelników. We Lwowie, jako stolicy Galicji, koncentrowało się wówczas
życie kulturalne tej prowincji Austro-Węgier. Długoszowski poznał tam tak znane
osoby, jak Stanisław Wyspiański, Jan Kasprowicz, Kornel Makuszyński, Stanisław
Przybyszewski czy Tadeusz Miciński. W świetle późniejszej czarnej legendy
Wieniawy zabrzmi to mało wiarygodnie, ale w tych latach nawet w gronie
artystów nie pił alkoholu.
Początkowo zaręczony był z Maria Balasits, córką rektora
Uniwersytetu Jana Kazimierza. Zaręczyny te zostały zerwane, gdy poznał
śpiewaczkę operową Stefanię Calvas, z którą wziął ślub 20 września 1906. Przez
dwa lata po ślubie państwo Długoszowscy prowadzili raczej mieszczański tryb życia.
Stefania kończyła studia w konserwatorium, chcąc następnie pobierać Paryżu nauki u światowej sławy basa Edwarda Reszke, zaś Bolesław był asystentem profesora
okulistyki. Ale ostatecznie, z krótkim postojem w Berlinie, trafili do Paryża. Wieniawa by nie
tracić kontaktu z zawodem, został wolnym słuchaczem Sorbony, podejmując
jednocześnie studia malarskie. Wkrótce z nich zrezygnował, widząc u siebie brak
talentu. I swoje zamiłowania artystyczne skoncentrował na literaturze, pisząc
wiersze i przekładając poezję.
W Paryżu nasz bohater ostatecznie wziął rozbrat z
abstynencją, stając się miłośnikiem koniaku. Zaczął też kłaść podwaliny pod
swoją późniejsza legendę niepoprawnego Casanovy. Poza działalnością artystyczną
(był współzałożycielem Towarzystwa Artystów Polskich), pochłonęła go też nowa
pasja. W roku 1913 przystąpił do paryskiego oddziału Związku Strzeleckiego. Tak
jak i wcześniej studia medyczne (uwieńczone dyplomem z odznaczeniem), tak teraz
i takie sprawy jak ćwiczenia i regulaminy wojskowe, Długoszowski traktował
bardzo serio. Co u znajomych, znających go ze sfer cyganerii artystycznej,
budziło wielkie zdziwienie.
W lutym 1914 paryski oddział Związku wizytował Józef
Piłsudski. Wieniawa został przez niego oczarowany i uległ jego magii, która
miała trwać do końca życia. Marszałka i jego. W liście do rodziny napisał wtedy
„jestem żołnierzem, znalazłem Wodza”.
Wkrótce wyjechał do Krakowa odbyć przeszkolenie w „Strzelcu”.
Przedtem wraz z żoną podjęli decyzję o rozstaniu się. Rozwód wzięli w sposób
kulturalny, w przyjaznej atmosferze, bez kłótni.
W Krakowie Długoszowski traktujący ćwiczenia wojskowe z
najwyższą powagą i wykonujący swoje nowe obowiązki bardzo skrupulatnie, znalazł czas
na nawiązanie romansu ze znana aktorką Heleną Sulimą. Była ona pod tak wielkim
urokiem bohatera tej opowieści, że gotowa była nawet na porzucenie sceny, gdyby
Bolesław ją o to poprosił. Tuż przed wybuchem wojny, tak jak i inni przyszli
legioniści, Długoszowski przyjął pochodzący oczywiście od jego herbu pseudonim „Wieniawa”.
A 6 sierpnia 1914 wyruszył z Oleandrów i w składzie Pierwszej Kompanii Kadrowej
przekroczył granicę zaboru rosyjskiego. Służba w piechocie nie dawała mu jednak
pełnej satysfakcji i po zdobyciu wierzchowca dołączył jako dziesiąty ułan do
słynnego patrolu rotmistrza Beliny-Prażmowskiego.
Poza wielką odwagą i nie mniejszymi zdolnościami
organizatorskimi, o czym jeszcze napiszę, Wieniawa zasłynął swoim talentem do
tworzenia piosenek wojskowych. Niestety niemal żadna nie dotrwała do naszych
czasów, bowiem ogłoszenie ich drukiem wedle ówczesnych standardów przyzwoitości, zdecydowanie nie
wchodziło w grę. Sam Józef Piłsudski wspominał, że pewnego dnia, będąc pod
dobrą datą, oficerowie wypisali na kartce wszystkie znane sobie nieprzyzwoite
wyrazy i ten spis wręczyli Wieniawie. A on nazajutrz przeczytał im tekst
piosenki. Nie brakowało żadnego.
Ciąg dalszy nastąpi.
Stary Niedźwiedź
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńSkoro w Warszawie mamy Aleję Gen. Bolesława Wieniawy-Długoszewskiego - fragment trasy Siekierkowskiej po stronie praskiej, to może świadczyć, że był nieprzeciętnym człowiekiem. Ale niewiele wiem o środowisku piłsudczyków i czekam z ciekawością na kontynuację wpisu.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
UsuńGenerał Bolesław Wieniawa-Długoszowski na ulicę na pewno zasłużył.Zwłaszcza gdy się pamięta, jakie komunistyczne kanalie nadal są patronami ulic. Choćby Rosoł czy Ciszewski na Ursynowie.
Przez lata był przedstawiany wyłącznie jako pijak i bawidamek. Mało kto wie, że swoje wojskowe obowiązki wypełnił nad wyraz sumiennie,pięć czy a podczas wojny wykazał się zdolnościami dowódczymi i niepospolita odwagą. Miał zacięcie literackie, znał biegle pięć czy sześć języków. A że poza służbą nie stronił od uciech życia? On z życia czerpał pełnymi garściami i nie podkreślał co trzecie zdanie, że jest szczęśliwy i spełniony, jak robią to różne kupy wdzięku, z wielką przewagą kupy.
Szanowny Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z zainteresowaniem i czekam na dalszy ciąg. Widać, że jesteś zafascynowany osobą Wieniawy.
Pozdrawiam serdecznie
Czcigodna Pelargonio
UsuńJestem konserwatystą, a więc nie czuję się związany ani z piłsudczykami, ani z przedwojennymi endekami. Z dzisiejszymi narodowcami sympatyzuję, bo po pierwsze, maja sporo ciekawych pomysłów w sprawach gospodarczych. A po drugie, wyleczyli się (a przynajmniej ich część) z przedwojennej rusofili, graniczącej w moim odbiorze z paranoją.
Wieniawa został wtłoczony w szablon babiarza i pijaka. A był to niesamowicie inteligentny i porządny człowiek, swoje obowiązki traktujący rzetelnie. Więc na pewno jest wart odkłamania.
Pozdrawiam serdecznie.
Ja się strasznie rozczarowałem gdy gdzieś przeczytałem, że jednak nie wjechał na koniu do "Adrii" :-(.
OdpowiedzUsuńJest o gen. ( "były pułkownik" - tak miał na generalskiej wizytówce) Wieniawie sympatyczny filmik na YT. Szczerze go polecam, bo jest tam wiele ciekawostek o naszym pierwszym ułanie RP, a zaiste postać to nietuzinkowa - prezydent RP przez chwilę !
;Czcigodny ASie
UsuńJak wspomniałem, ekscesy pokroju wjazdu konno do "Adrii", to był jeden z mitów, tworzonych przez nieżyczliwe mu środowiska. A było tego wiele. Początkowo endecy, podczas wojny doszlusowali sikorszczycy (klasyczne Teraz K**** My!), po wojnie w tę samą trąbkę dmuchali dodatkowo komuniści. Siła złego.
Oczywiście Wieniawa miał wady. Za największą uważam zauroczenie Józefem Piłsudskim do granic utraty jakiegokolwiek krytycyzmu. Co w efekcie kosztowało go życie.
Pozdrawiam serdecznie.