Do zrozumienia dziwnych kolei życia generała de Gaulle’a w
okresie maj – lipiec 1940 konieczna jest choć pobieżna znajomość stanu armii
francuskiej oraz nastrojów panujących wówczas we Francji.
Kraj ten formalnie był zwycięzcą I
Wojny Światowej, wraz z politycznymi tego konsekwencjami. Tyle tylko że okupił
to olbrzymimi stratami w ludziach, a i niewiele brakowało, by letnia ofensywa
niemiecka w roku 1918 zdobyła Paryż. Francuzów uratowała przed klęską przybyła
w porę do Francji amerykańska armia generała Pershinga. Co stało się pierwszym
ogniwem w trwającym do dzisiaj łańcuchu „życzliwości” jaką Francuzi darzą Stany
Zjednoczone. Ten przetrącony skutecznie do chwili obecnej kręgosłup moralny
spowodował, że francuska doktryna wojenna była na wskroś defensywna. Wybudowali
oni wielkim kosztem umocnienia Linii Maginota, sięgającej wszelako jedynie od
granicy szwajcarskiej do belgijskiej. Fakt, że podczas I Wojny Światowej Niemcy
zaatakowali przez terytorium Belgii, niczego nie nauczył tępych francuskich
zupaków z generalskimi szlifami.
Uzbrojenie armii francuskiej było
wystarczające. Mało kto wie o tym, że w pełni nowoczesne (jak na rok 1940)
niemieckie czołgi PZKW – IV, uzbrojone w trzycalowe działo, stanowiły wówczas
jedynie około 15% niemieckich sił pancernych. Na resztę składały się czołgi
PZKW – III oraz zdobyczne czeskie, wyposażone w działo półtoracalowe. W
stosunku do nich czołgi francuskie były co najmniej tej samej jakości.
Francuskie samoloty myśliwskie Devoitine 520 w pełni dorównywały wersjom
Messerschmidta 109, będącym wówczas na wyposażeniu Luftwaffe. Tyle tylko że
organizacja armii francuskiej da się określić krótkim „mniej niż zero”. Czołgi
były starannie rozproszone po poszczególnych dywizjach piechoty i francuska
doktryna wojenna w ogóle nie przewidywała użycia zmasowanych sił pancernych. Dlatego
niemieckie zagony pancerne wjeżdżały we francuskie linie obronne jak w masło.
Samoloty francuskie nie zostały przeniesione na lotniska polowe (jak miało
miejsce choćby przed kampanią wrześniową w Polsce) lecz stacjonowały na swoich
garnizonowych lotniskach na peryferiach większych miast, aby panowie lotnicy
mieli bliżej do kafejek i burdeli. Ś.p. pułkownik Wacław Król, as myśliwski
ostatniej wojny światowej, odbywał wtedy staż w jednym z francuskich miast. W
swoich wspomnieniach napisał, że nie raz zwracał na to uwagę swoim francuskim
kolegom. W odpowiedzi słyszał, że „Niemcy nie odważą się zaatakować naszych
lotnisk”. Więc rankiem 10 maja 1940 około jednej trzeciej francuskich
samolotów, równiutko poustawianych na lotniskach, po prostu przestało istnieć.
Do tego trzeba dodać dywersję moralną dokonywaną przez francuską lewicę.
Komuniści wręcz nawoływali do masowych dezercji, a ich herszt, niejaki Thorez,
sam dał dobry przykład dezerterując i uciekając do ZSRR, za co został zaocznie
skazany na karę śmierci. Tak więc pod względem organizacyjnym, moralnym oraz
doktryny wojskowej, armię francuską w roku 1940 trzeba nazwać po imieniu. Jeden
wielki gnój. Inny polski pamiętnikarz, ś.p. generał Franciszek Skibiński, we
Francji w roku 1940 szef sztabu generała Stanisława Maczka, we wspomnieniach z
tej kampanii przytoczył inne ciekawe spostrzeżenia. Widział on całe gromady
francuskich żołnierzy uciekających przed Niemcami. Każdy z nich miał przy pasie
jedną lub dwie manierki wina. Ale aby nie obciążać się kompletnie
nieprzydatnymi na wojnie gratami, niemal wszyscy w pierwszej kolejności
wyrzucali karabiny.
A po przeciwnej stronie
szachownicy plan kampanii opracował taki mistrz, jak Erich von Manstein. Jego
plan przewidywał atak na Holandię i Belgię. A gdy wojska francuskie i brytyjski
korpus ekspedycyjny przemieszczą się tam, by osłonić ten kierunek, nie chroniony
w jakimikolwiek stałymi umocnieniami, zmasowane uderzenie czołgów przez Ardeny
(zdaniem jakichś kpów w szamerowanych złotem kepi, czołgi nie mogły tamtędy
przejść) przedrze się skrajem Linii Maginota, okrąży gros sił alianckich i
zepchnie je do morza.
Plan ten powiódł się w ponad
dziewięćdziesięciu procentach. Nie w stu jedynie dlatego, ze Goering uprosił
Hitlera, by likwidację okrążonych w rejonie Dunkierki wojsk alianckich
powierzyć Luftwaffe. Więc ten ostatni kazał zatrzymać się swoim dywizjom
pancernym a Anglikom, mobilizującym wszystko co tylko unosiło się na wodzie,
udało się ewakuować z plaż ponad trzysta tysięcy żołnierzy. 14 czerwca
Wehrmacht wkroczył do niebronionego Paryża a 16 postawiony na czele rządu
Petain poprosił Niemcy o zawieszenie broni.
Powyższy wstęp był niezbędny, by
zrozumieć, jak bardzo postępowanie Charlesa de Gaulle’a odbiegało od
francuskich standardów wojowania i męstwa francuskiej armii.
Dzień po niemieckim ataku, który
kompletnie zaskoczył francuskie dowództwo, de Gaulle został mianowany dowódcą 4
dywizji pancernej. Ponieważ pod jego dowództwem dywizja ta stawiała pewien opór
Niemcom, 23 maja otrzymał tymczasowy awans na generała brygady, zaś 5 czerwca,
gdy z armii francuskiej trociny sypały się już na całego, został wiceministrem
wojny w gabinecie Paula Reynauda. Ale ta kariera ministerialna była bardzo
krótkotrwała, bowiem gabinet Reynauda wkrótce upadł a 17 czerwca, dzień po
objęciu stanowiska premiera, Petain poprosił Hitlera o rozpoczęcie rokowań
pokojowych, co po prostu oznaczało kapitulację Francji.
De Gaulle był zwolennikiem dalszej
walki z Niemcami, co wśród polityczno – wojskowej francuskiej elity należy
uznać za wyjątkową rzadkość. Dlatego też na osobiste polecenie Churchilla
został ewakuowany samolotem do Wielkiej Brytanii a 18 czerwca wygłosił za
pośrednictwem radia BBC swój historyczny apel do Francuzów. W którym wezwał ich
do dalszej walki z Niemcami, a sam założył komitet „Wolna Francja”. 28 czerwca
uznany przez rząd brytyjski. Ale Stany Zjednoczone nadal uważały rząd Vichy za
jedynego legalnego reprezentanta Francji, kompletnie ignorując generała.
Już na początku swoich działań
organizacyjnych de Gaulle nadział się na potężną minę, którą odpalili pod nim Anglicy.
Była nia operacja „Catapulte”.
W chwili zakończenia działań wojennych
między Niemcami a Francją dwa najnowocześniejsze francuskie pancerniki „Jean Bart”
i „Richelieu” przebywały odpowiednio w Casablance i Dakarze. W portach Wielkiej
Brytanii znajdowały się dwa przestarzałe pancerniki „Paris” i „Courbet” zaś w bazie brytyjskiej marynarki wojennej w
Aleksandrii również przestarzały pancernik „Lorraine” i trzy ciężkie krążowniki.
Najsilniejsza francuska eskadra, złożona z czterech pancerników „Dunkerque”, Bretagne”,
„Provence” i Strasbourg” bazowała w algierskim porcie Mers el-Kebir. Winston
Churchill obawiał się, że okręty te dostaną się w ręce niemieckie, co
radykalnie zmieniłoby układ sił na morzu, a już zwłaszcza na Morzu Śródziemnym.
Dlatego postanowił te okręty uczynić niezdolnymi do walki po stronie Osi.
Nad ranem 3 lipca brytyjscy
żołnierze wtargnęli na okręty stacjonujące w portach brytyjskich. Poza okrętem
podwodnym „Surcouf”, na którym doszło do strzelaniny, w wyniku której zginęło
kilka osób, pozostałe okręty francuskie zostały opanowane bezkrwawo. Ich
załogi kategorycznie odmówiły jakiejkolwiek współpracy z Brytyjczykami i
zostały przetransportowane do Francji.
W porcie aleksandryjskim udało się
osiągnąć kompromis, satysfakcjonujący obydwie strony. Nastąpiło to dzięki olbrzymiej
kulturze i poczuciu honoru brytyjskiego admirała sir Andrew Cunninghama oraz dowodzącego
francuską eskadrą admirała Emila Godfroya, prywatnie będących przyjaciółmi.
Zamki dział artylerii głównej (i inne elementy decydujące o wartości bojowej tych
okrętów) zostały wymontowane i zdeponowane we francuskim konsulacie.
Ale tragedii nie udało się uniknąć
w Mers el-Kebir. Rankiem 3 lipca do portu zbliżyła się brytyjska eskadra z
Gibraltaru (krążownik liniowy „Hood”, pancerniki „Valiant” i „Resolution” oraz
lotniskowiec „Ark Royal”). Francuskiej eskadrze przekazano ultimatum,
proponujące dalszą wspólna walkę z państwami Osi, przebazowanie do francuskich
posiadłości na Morzu Karaibskim, internowanie w portach amerykańskich lub
zatopienie okrętów. Dowodzący brytyjska eskadrą admirał sir James Sommerville
poinformował, że w razie odmowy przyjęcia którejś z tych propozycji będzie
zmuszony zniszczyć francuskie okręty. Gra na czas admirała Gensoula nie przyniosła
żadnych efektów i pod wieczór brytyjskie okręty otworzyły ogień. Pancernik „Bretagne”
eksplodował, „Provence” i „Dunkerque” ciężko uszkodzone osiadły na mieliźnie.
Pancernikowi „Strasbourg” udało się wyjąć z portu i dotrzeć do Tulonu, co
wystawia fatalne świadectwo brytyjskiej eskadrze.
W wyniku ataku zginęło około 1300
francuskich marynarzy, co rzecz jasne wywołało we Francji wielkie oburzenie. De
Gaulle był przez wielu Francuzów traktowany jako brytyjski kondotier zaś sąd Vichy
skazał go zaocznie 2 sierpnia 1940 na
degradację i karę śmierci za zdradę stanu.
Stary Niedźwiedź
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńWydaje się, że Francja była jedynym państwem pokonanym przez Niemcy, które stało się sojusznikiem III Rzeszy. To nikczemna, z nuiczym nieporównywalna hańba, nawet małe Dania, Belgia i Holandia kontynuowały walkę. Tym większa rola i zasługa generała de Gaulle'a.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
UsuńMasz rację. Wprawdzie w Norwegii Niemcom udało się stworzyć rząd Vidkuna Quislinga, ale był on przez Norwegów praktycznie w 99% bojkotowany, za to Milorg (ich odpowiednik AK) cieszył się powszechnym poparciem.
Co się tyczy Niderlandów, mają one i mało chlubne karty wojenne. W Belgii powstała dowodzona przez standartenführera Léona Degrelle'a 28 Ochotnicza Dywizja Grenadierów Pancernych SS "Wallonien" , złożona z ochotników belgijskich. Wiem też o batalionie holenderskich esesmanów (wspomina o nich w swoich pamiętnikach gen. Skibiński). A w 5 Dywizji Pancernej SS "Wiking", uczestniczącej między innymi w tłumieniu Powstania Warszawskiego, walczyło wielu ochotników z Norwegii, Szwecji, Danii, Belgii, Holandii, Finlandii i Estonii.
Pozdrawiam serdecznie.
Dibeliusie, wiem że teraz napiszę coś nie miłego polskiemu sercu, ale jak skończyła się walka do ostatniej kropli krwi Polski i Polaków, a jak przyłączenie się do rzeszy Francuzów? potępianie Francuzów, do których szacunku nie mam, o to że ratowali swój kraj przed zniszczeniem, nie godzi się ze zdrowym rozsądkiem. wspomnę o Jugosławii, która podpisała korzystny traktat z rzeszą, ale na skutek intrygi angielskiej, wymówiła go i została całkowicie zniszczona.
Usuńoczywiście nie będę usprawiedliwiał nazistów różnego sortu, którzy jak każdy czerwony zasługują tylko na ołów, ale Petain do nich nie należał.
Pozdrawiam Mucha