W poprzednim odcinku przedstawiłem Szanownym Czytelnikom warunki
dyktatu z Trianon, w wyniku którego terytorium Węgier zmalało do 29% swojej
przedwojennej powierzchni. Oczywiście skoro przedwojenne terytorium w 43 %
zamieszkiwała ludność niewęgierska, straty terytorialne były nieuniknione. Ale
od Korony św. Stefana odpadły też tereny zamieszkane w większości przez Madziarów,
a było ich cztery miliony. Czyli co trzeci Węgier znalazł się poza granicami
swojego kadłubowego państwa. W tej sytuacji odzyskanie choćby części tych ziem
stało się oczywistym priorytetem polityki węgierskiej w okresie międzywojennym
i podczas II Wojny Światowej.
Z trójki grabieżców najmniej pewnie czuła się Czechosłowacja.
Masaryk i Benesz nie mieli zbytnich złudzeń odnośnie wartości bojowej swojej skądinąd
doskonale wyposażonej w sprzęt armii. Bo to do niej, a nie do całości c.k.
armii, jak ulał pasował pamflet Haszka. Zatem z ich inicjatywy powstała tzw.
mała Ententa, obejmująca również Rumunię i Jugosławię. Strach przed Węgrami
okazał się zbyt słabym spoiwem, każde z tych państw miało bowiem silnego
sąsiada, którego się obawiało, tyle tylko, że każde innego. W przypadku Czechosłowacji
były to Niemcy, Rumunii – Związek Sowiecki a Jugosławii – Włochy. Tak więc ta
emanacja czeskich obaw nie odegrała żadnej poważnej roli.
Większość węgierskiej klasy politycznej uznała, że jedynie
sojusz z Niemcami, również żywotnie zainteresowanymi rewizją ładu wersalskiego,
stwarza nadzieję na odzyskanie utraconych terytoriów.
Po Konferencji Monachijskiej (wrzesień 1938) Węgry zwróciły się
do Niemiec i Włoch o arbitraż w sprawie południowej Słowacji, zamieszkiwanej w
większości przez ich rodaków. W wyniku tzw. Pierwszego Arbitrażu Wiedeńskiego
(listopad 1938) do Węgier powróciło 12 tys.km2 południowej Słowacji,
zamieszkałe przez pół miliona Węgrów oraz Ruś Zakarpacką. W marcu 1939 armia
węgierska pokonała opór wojsk tzw. Karpato-Ukrainy, uzyskując granicę z Polską
w Karpatach Wschodnich. Granica ta odegrała wielką rolę we wrześniu 1939.
Trzeba dobitnie podkreślić, że polityka Węgier w stosunku do
Polski podczas II Wojny Światowej wystawia regentowi Horthy’emu jak najlepsze
świadectwo. We wrześniu 1939 odmówił przepuszczenia Wehrmachtu przez Węgry. Co
więcej, nakazał zaminować tunele kolejowe i je wysadzić, w przypadku
niemieckiej próby przedarcia się siłą. Polska ambasada w Budapeszcie działała
mimo niemieckich protestów do końca listopada 1940. Węgrzy nie przeszkadzali w
wyjazdach około 35 tys. polskich żołnierzy do Francji. A schronienie znalazło nad
Dunajem około 150 tys. polskich uchodźców, do roku 1944 działały polskie szkoły
i placówki kulturalne.
W sierpniu 1940 odbył się Drugi Arbitraż Wiedeński. Węgry
odzyskały północną część Siedmiogrodu. Czyli terytorium 43 tys. km2,
zamieszkane przez 2.5 miliona rodaków. Cena była jednak bardzo wysoka. Było nią
przystąpienie do Osi Berlin – Rzym – Tokio. Pierwsze posunięcie Węgier w nowej
roli, to przepuszczenie wojsk niemieckich do ataku na Jugosławię w kwietniu
1941. Nagrodą była Baczka (tzw. Wojwodina), co powiększyło terytorium Węgier do
ok. 170 tys. km2. Ale ceną było porzucenie polityki niezaangażowania i
drastyczne pogorszenie relacji z Wielką Brytanią. Co na jesieni 1941 doprowadziło
do wypowiedzenia przez nią, pod silnym naciskiem Stalina, wojny Węgrom. Skutki
tej kwietniowej decyzji przewidział premier Węgier, wielki przyjaciel Polski i
Polaków, hrabia Pal Teleki. Który popełnił wtedy samobójstwo a w liście
pożegnalnym napisał, ze jego ojczyzna podpisała cyrograf diabłu.
Stary Niedźwiedź
Szanowny Stary Niedźwiedziu, no i znowu czuję się przynaglona, by coś tu powiedzieć, a raczej opowiedzieć.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że polscy żołnierze-uchodźcy (a także cywile), którzy w czasie II wojny światowej znaleźli się na Węgrzech, przebywali w tzw. obozach internowania. Cieszyli się tam jednak nie tylko znaczną swobodą, ale i sympatią miejscowej ludności. Dane mi było niejako dotknąć tego skrawka historii.
Otóż w roku 1996 wybrałam się ze znajomymi do Győr, by wziąć udział w spotkaniu z Janem Pawłem II. Po Mszy Świętej i wyjeździe papieża zostaliśmy jeszcze chwilę - robiliśmy zdjęcia pamiątkowe z bratankami. Podeszła wtedy do mnie pewna starsza pani i poprosiła, bym pomogła jej odnaleźć rodzinę polskiego żołnierza, który przebywał w jej miejscowości właśnie w takim obozie internowania i miał wypadek – zginął. Jego grobem opiekowała się matka tej pani (wtedy dziewczynki), a później ona przejęła ten obowiązek. Obowiązek i zaszczyt, jak twierdziła. Ileż miłości i szacunku było w jej słowach i oczach, gdy mówiła o tym polskim żołnierzu! Ale i bólu. Nie zdołała ona bowiem odnaleźć rodziny Polaka, mimo że pisała do wszelkich stosownych instytucji i urzędów.
Jakimś cudem udało mi się znaleźć krewnych tego śp. żołnierza. Pojechaliśmy na jego grób, z wieńcem. Radość i wdzięczność tej cudownej Węgierki (też już świętej pamięci) nie miała granic. Tak, to ona czuła się wdzięczna...
Pozdrawiam serdecznie
Czcigodna Anno
UsuńW imieniu czytelników i redakcji bardzo Ci dziękuję za te chwytającą za serce relację. Tej pani i jej mamie należy się wielki szacunek za to co czyniły jedynie z potrzeby serca. Rzeczą naturalną byłoby (gdy jeszcze żyła) nadanie jej jakiegoś stosownego polskiego odznaczenia. Ale odkąd "Bul" Komorowski wrzucił Order Orła Białego do szamba, nie ma co na to liczyć.
Pozdrawiam serdecznie.
Drogi Stary Niedźwiedziu, gwoli prawdy muszę dodać, że ta pani cieszyła się wdzięcznością i szacunkiem polskich władz i bardzo to sobie ceniła. Była zapraszana do udziału w rozmaitych uroczystościach, i to nie tylko lokalnych, bo bywała też w polskiej ambasadzie. Ponadto odwiedzali ją i jej rodzinę (jak i grób owego żołnierza) polscy dygnitarze, a jej relacje z jednym z nich i jego małżonką stały się wręcz bliskie. Pani Węgierka została też odznaczona, ale nie zakodowałam, niestety, jakie to były ordery czy medale.
UsuńCzcigodna Anno
UsuńBardzo mnie tą informacja ucieszyłaś. Okazało się że czasami nawet polskie władze uhonorują osobę bezdyskusyjnie tego godną. A my od razu czujemy się trochę lepiej.
Jeśli chodzi o węgierskie wątki w Warszawie, niestety nie są zbyt liczne. Więc miałem wielką satysfakcję, gdy na warszawskim Ursynowie patronem jednej z ulic został Pal Teleky.
Pozdrawiam serdecznie.
Stary Niedźwiedziu
OdpowiedzUsuńMało o tych sprawach wiedziałem, dużo się dowiedziałem.
Szacuneczek
Czcigodny Heńku
UsuńCieszę się, że ten cykl przypadł Tobie do gustu. A pisanie o ważnych sprawach, które w podręcznikach historii są przemilczane lub omówione tylko w kilku słowach, to moja pasja.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńO losie Węgier w II wojnie światowej zadecydowała uległość Roosevelta wobec Stalina. Gdyby alianci podjęli w 1943 r.decyzję o ataku na Bałkany niewątpliwie Rumunia i Węgry skwapliwie przeszłyby na ich stronę. Budapeszt uniknąłby 6 tygodniowego oblężenia, zniszczenia w 80%, kilkudziesięciu tysięcy ofiar i kilkudziesięciu tysięcy Węgierek zgwałconych i zarażonych chorobami wenerycznymi. Może udałoby się aliantom dotrzeć od południa do Polski. Dziś taką samą uległość wobec Putina wykazuje Obama.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
UsuńMasz rację. Churchill był zawodowym politykiem, czyli zimnym draniem. Aje przynajmniej próbował jeszcze coś ratować. Tyle tylko że wobec osła trojańskiego w postaci tego cholernego paralityka na wózku, u którego siedział w kieszeni, po prostu był bezsilny. I dopiero wielki Ronald Reagan posprzątał po Teheranie i Jałcie. Niestety, jak sam to zauważyłeś, obecnie kagiebista Putin bezlitośnie biedroni durnia, który sto lat temu byłby za głupi, żeby zostać ekonomem na plantacji bawełny.
Pozdrawiam melancholijnie
Cieszę się, że powstał taki tekst. Bo ostatnio dominują głównie tak żenujące, jak ten: http://www.ja-kira.blogspot.com/2014/12/sprawy-alkowiane.html#comment-form
OdpowiedzUsuńDziękuję za przypomnienie postaci Horthy'ego. Ceniłam tego bloga właśnie za to, że nie ma w nim tematów "pod publiczkę". Te ostatnie pozostawiam niepoważnym ludziom, lubiącym przepychanki słowne.
czcigodna Flavio
UsuńJak doskonale wiesz, nasz blog nie jest dla każdego. Stawiamy komentatorom progowe wymagania odnośnie elementarnej przyzwoitości i poglądów politycznych. Czyli można dyskutować z socjalistą tego typu, co Ignacy Daszyński. Nie negującym konieczności istnienia suwerennej Polski. Ale nie z jakąś eurokomunistyczną wywłoką, uważającą iz im szybciej Polska pozbędzie się wszystkich atrybutów suwerenności, tym lepiej. Czy z postępacka pomyłką ewolucji, żądająca pedalskich ślubów i adopcji oraz "aborcji na żądanie".
Nie oceniałbym tak surowo jak Ty "okołoalkowianych" dyskusji blogowych. Trzydzieści lat temu takie teksty istotnie byłyby zbędne, Bo "mężczyznę" gotowego po "wpadce" pokryć połowe kosztu aborcji powszechnie miano by za śmiecia. Ale sama wiesz, jak daleko zaszła obecnie degrengolada obyczajów. Więc możliwość przypomnienia choćby młodym, którzy na dyskusję pod takim wpisem spojrzą, elementarza zachowań odróżniających ludzi od bydła. nie jest w mojej ocenie sprawą całkowicie błahą.
Pozdrawiam serdecznie.